Artykuły

Psychologia przetrwania

"Pod presją" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Śląskiego w Katowicach, "Zapiski z wygnania" w reż. Magdy Umer z Teatru Polonia w Warszawie, "Przebudzenie wiosny" w reż. Kuby Kowalskiego z PWSFTviT w Łodzi oraz "Trojanki" w reż. Jana Klaty, "Bella Figura" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego i "Śmierć białej pończochy" w reż. Adama Orzechowskiego Teatru Wybrzeże w Gdańsku na X przeglądzie Wybrzeże Sztuki. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

Kobieta w roli głównej na jubileuszowym przeglądzie w Teatrze Wybrzeże.

Siedem spektakli tworzyło tegoroczną, okrągłą edycję przeglądu Wybrzeża Sztuki (WS), cztery gościnne (ciekawie zapowiadającego się spektaklu z perspektywy kobiety, w reżyserii Iwony Kempy, niestety, nie udało mi się obejrzeć) i trzy Teatru Wybrzeże. Chciałoby się, aby były to najciekawsze, najwybitniejsze i najgłośniejsze przedstawienia prezentowane na polskich scenach, jak głosi opis WS. Czy rzeczywiście potwierdziły się oczekiwania wobec zaproszonych tytułów? Niekoniecznie.

Wydarzeniem bez wątpienia okrzyknąć należy wyczekiwaną, gdańską inscenizację "Trojanek" przygotowaną przez Jana Klatę. Wydarzeniem na pewno w kategoriach podekscytowania i splendoru, jakie nadano premierze. O tym, czy dzieło wybitnego reżysera przekonujaco dotykało tragizmu konfrontowanych postaci i tematu, można dyskutować, zastanawiając się przy okazji nad skalą oddziaływania. Rzeź, o której rozprawiał reżyser, nie przytłoczyła tak bardzo, jak w "Tytusie Andronikusie", szaleństwo nie zostało tak mocno wydobyte jak w "Sprawie Dantona", ofiarnictwo i przetrwanie nie przygniotło jak w "Utworze o Matce i Ojczyźnie". Chodzi o siłę. Cierpienie Hekabe z tragedii Eyrypidesa starczyłoby na kilka spektakli, bo przecież skala doznań zmiata tak wiele nazwanych, innych krzywd. Dorota Kolak stworzyła niezapomnianą kreację, bardzo dopracowaną, przejmującą, zatrzymującą w pół drogi przed łatwymi porównaniami. Udało się jej wydobyć cały wachlarz tragicznego konceptu przetrwania.

Olśnieniem na kilku poziomach okazało się przedstawienie Teatru Śląskiego "Pod presją" [na zdjęciu] według Mai Kleczewskiej, inspirowane scenariuszem filmu Johna Cassavetesa "Kobieta pod presją" z Geną Rowlands w roli tytułowej. Reżyserka i współscenarzystka pokazała, jaką moc ma cierpienie i niedopowiedzenia ukrywane latami przez "osieroconą" bohaterkę. Proces okaleczania głównej postaci następował na oczach widza, poddanego "oczywistej presji" obrazu wideo, rozciągniętego "obscenicznie" na szerokość sceny, w połowie drogi miedzy tym, co realne i normatywne. To właśnie normy, jakimi jest poddawana Mabel, określają ją jako nieprzystosowaną, niegotową, okaleczoną intelektualnie i czuciowo, pozostającą poza wymiernymi efektami społecznej użyteczności. Rozrastające się cierpienie głównej bohaterki w finale osiąga apogeum w postaci przenikliwej bezradności, zapieczętowanego milczenia i dogłębnej samotności.

Urzekająca w tym spektaklu jest projekcja miłości, męża do żony, matki do dzieci i potomstwa do rodzicielki. Jak to się dzieje, że mąż tak głęboko kocha matkę swoich dzieci, choć ta wymaga jego czujnej opieki i asekuracji? Jak to się dzieje, że matka walcząca z własnym bólem i szaleństwem traktuje jako priorytet bezpieczeństwo dzieci? Świat budowany w spektaklu koncentruje uwagę widza na różnych normatywach, określających relacje i stany, poddając presji narzucone, akceptowalne myślenie. Ulegając presji prowokacji, wkraczamy do niepewnego świata znaków i oceny przyczynowo-skutkowej, odrzucając tezę o chorobie psychicznej bohaterki.

Mabel urasta do rangi antycznej siłaczki, dla której jedynym sensem staje się ocalenie miłości do dzieci. Ratunkowe pięć słów wprowadzających ją na tory skalowanych działań to jedyna norma, na którą sobie pozwala. We wszystkim innym możliwe są przesunięcia i naruszenia, ból i strata, niechęć i zapomnienie. Jak bardzo trzeba w sobie naruszyć chęć do życia pełnią, aby przetrwać? Kiedy ponad wszystko kocha się dzieci, można zrobić wyjątkowo dużo - nawet całkowicie zapaść się w milczeniu o wulgarnej, prymitywnej przemocy własnego ojca, pokornie akceptowalnej przez własną matkę.

Kreacja Sandry Korzeniak jako Mabel jest przejmująca do samego końca. Podążanie za aktorką może być procesem uwalniającym widza od chęci oceniania bohaterki. Łatwiej wtedy niedowierzanie zastąpić refleksją. Pozwala na to również kilka wyjątkowych scen. Mnie najbardziej utkwiła w pamięci zbiorowa scena posiłku, która wypadła znakomicie poprzez zdającą się mieć miejsce improwizację zasiadających przy stole robotników.

Nie przekonała mnie propozycja Teatru Polonia ["Zapiski z wygnania" w reż. Magdy Umer], z Krystyną Jandą w roli głównej. Tak jak sama aktorka pozostaje wciąż niepodważalnym i uprawnionym głosem różnych pokoleń kobiet, przy tym głosem bardzo mocno słyszalnym, tak odbiłam się od performatywnego dawania świadectwa Sabiny Baral, Żydówki, która została zmuszona z rodziną do opuszczenia w 1968 roku rodzinnego Wrocławia. Umiem zrozumieć fenomen Krystyny Jandy, ale nie umiem oswoić się z myślą, że brak walorów scenicznych, brak pomysłów (w tym na sposób śpiewania hitów) można przykryć fenomenalną rozpoznawalnością i estymą. Samo świadectwo pisane z perspektywy dwudziestoletniej dziewczyny, sukcesywnie ogołacanej ze złudzeń co do swoich losów, napisane jest językiem mającym literackie walory. "Odczytywanie" (jak sądzę, z ukrytego monitora) go w uroczysty sposób, skłaniało do refleksji nad sensownością takiej celebracji pamięci o tej dziejowej niesprawiedliwości i krzywdzie. Trudno też jest się faktograficznie zgodzić ze sformułowaniem, że Żydów przerabiano na mydło (obalono ten mit, choć wszyscy pamiętamy choćby "Medaliony" Zofii Nałkowskiej) albo że wszyscy Polacy to antysemici. Zastanawia długi, bez komentarza, filmowy passus o polskich narodowcach. Niestety, odebrałam całość jako dydaktykę na poziomie akademii szkolnej, ubarwionej muzyką na żywo. Złożoność zagadnienia wygnania z ojczyzny i sposób przetrwania - nie przemówiły.

Zupełnie rozczarowała mnie inscenizacja "Przebudzenia wiosny" adeptów Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi. Spektakl w reżyserii Kuby Kowalskiego nosił w opisie miano wyjątkowego, nie tylko poprzez tematykę, ale także poprzez nobilitujące noty dzięki nagrodzie Grand Prix 36. (tegorocznego) Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Niczego nowego nie zaprezentowali młodzi aktorzy, reżyser nie podjął próby głębokiego pochylenia się nad zjawiskiem nabywania samoświadomości, uwalniania lęków, czyli procesem dojrzewania. Wysiłek młodych aktorów nie uniósł braku pomysłów reżysera, ale dzięki takiemu efektowi dotarłam do informacji o wspomnianym festiwalu szkół teatralnych, co przyniosło konstatację, że całkiem nieźle finansowo oraz licznie nagradzani są studenci biorący udział w tym dyplomowym konkursie.

Na zakończenie WS zostały zaplanowane pokazy dwóch rodzimych spektakli Teatru Wybrzeże, "Bella Figura" w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego oraz "Śmierć białej pończochy" w reżyserii Adama Orzechowskiego. Obie inscenizacje zajęły się różnymi rodzajami przetrwania, rozciągniętymi między zachowaniem staus quo a ocaleniem tożsamości, obie w sposób wyrazisty i bolesny pochyliły się nad procesem rozpadu i próbą ocalenia czytelnych składników egzystencji, o obu pisaliśmy wcześniej, obie należały do najmocniejszych punktów jubileuszowego przeglądu.

---

Wybrzeże Sztuki, Gdańsk-Sopot, 9-16.09.2018

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji