Artykuły

Trzask-prask po pysku: muzyka i przemoc

"One są szalone" - to była moja pierwsza myśl po wysłuchaniu początku koncertu Dakh Daughters w CK Zamek. Szalone tak, jak czarownice, artystki, wojowniczki. Szalone, czyli nieznające barier, ustalające własne zasady gry, wychodzące poza schemat, przesuwające konteksty, bez skrępowania bawiące się literaturą, muzyką, ciałem i publicznością - pisze Aleksandra Kujawiak w portalu kultura.poznan.pl.

Widowisko, jakie stworzyły na scenie Dakh Daughters, łączyło w sobie punkową energię, kamp, sztuczność, przerysowanie i tematy, które wcale nie pasują do wesołych melodii, ani tym bardziej do burleskowej estetyki. Chciały nas zaszokować, rozbawić? A może jak w jednej piosence o przemocy, dać nam trzask-prask po pysku, byśmy wszyscy w tym szaleńczym, punkowym tańcu doznali jakiegoś gwałtownego przebudzenia?

Kontrastem między oczy

Dziewczyński band wywodzący się ze słynnego teatru Dakh, czerpie przede wszystkim właśnie z teatru. To lata współpracy z Vladem Troickim, obycie z literaturą dramatyczną stanowią pewien klucz do zrozumienia ich estetyki. Bo każda piosenka prezentowana podczas tego widowiska była dopracowana nie tylko w sensie muzycznym, ale także dramatycznym. Zmiany kostiumów, nawiązujący do francuskich pantomim ruch sceniczny, światło, wizualizacje - wszystkie te elementy tworzyły spójną całość, która paradoksalnie niczego ze sobą nie łączyła. Bo jak inaczej połączyć uśmiech i przemoc? Donbas i reggae?

Piosenki Dakh Daughters poruszają różne tematy. Są wśród nich lekkie piosenki o miłości, chociażby tej szukającej spełnienia na plaży w Miami, jest mnóstwo utworów nawiązujących do literatury z przejmującym "Rozy/Donbas" na czele. Te dwie piosenki podczas koncertu były zresztą zaprezentowane jedna po drugiej. Kontrast wybrzmiał nie tylko w zmianie tematu, ale także kostiumów, oświetlenia, mimiki wykonawczyń. W trzy sekundy od szanty do środka ukraińskiego piekła? Taka właśnie jest strategia Dakh Daughters. Ani na chwilę nie dają zapomnieć o tym, że ich muzyka jest niezależna, niepokorna i zaangażowana. Po pełnej słodkich melodii piosence "bez znaczenia" przypomną o tym krzykiem, growlem, uderzeniem perkusji, które wbije się prosto w nasze poczucie bezpieczeństwa i spokoju.

#SaveOlegSentsov

Widowisko Dakh Daughters toczyło się niezwykłym rytmem, przechodząc od utworów o przekazie uniwersalnym do konkretnych historii, które dzieją się tu i teraz. "Czemu na świecie jest tyle zła?" - pytały w pierwszej tego wieczoru piosence, a pytanie to pozostało bez odpowiedzi aż do końca koncertu. Wojna jako najwyższa forma przemocy jest ważnym motywem utworów ukraińskich wykonawczyń. Temat uchodźctwa, ucieczki, walki i strachu ukazywany był tak w skali makro, jak i mikro, w języku ukraińskim, niemieckim, francuskim i angielskim. Artystki zaśpiewały szlagier znad Morza Czarnego ("To moje morie"), który w kontekście aneksji Krymu wcale nie zachęcał do beztroskiego bujania się na dwa. Nie zabrakło także ich głosu w sprawie więźnia politycznego - Olega Sentsova. Polityczny głos Dakh Daughters jest przejmujący w dwójnasób. Po pierwsze dlatego, że opowiadają o swoich sąsiadach, braciach i siostrach, którzy w XXI wieku, będąc europejskimi obywatelami, zostali pozbawieni swojego domu - to nie historia, to nie świat daleki, wojna jest tuż obok nas. Po drugie zaś dlatego, że w swoich utworach zadając pytania, nie dają żadnych rad, prócz tej jednej, by było w nas więcej miłości. Banalne? I tak samo trudne do spełnienia. "Love must die, love must revive" ironicznie wyśpiewały, łącząc nakaz z wojskowym drylem. Wszyscy, noga w nogę, tańczymy w rytm przemocy. Nikt z nas nie powinien spokojnie spać. Trzask-prask, pobudka.

---

Dakh Daughters

CK Zamek

15.09

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji