Artykuły

Seksowny "Sen"

W większości przedstawień, które miałem okazję dotychczas oglądać Szekspirowski "Sen nocy letniej" najwyraźniej rozpadał się na trzy wątki: baśniowy Tytanii i Oberona, arystokratyczno-miłosny z wszelkimi komplikacjami czterech serc na zasadzie on kocha ją, ale ona zerka na kogoś zupełnie innego oraz rubaszny groteskowy motyw prostaczków z kompanii imć pana Pigwy. Wszystkie te warstwy przecinały się nawzajem, plątały i uzupełniały, ale przecież istniały odrębnie. A o komediowości utworu przesądzał jedynie happy end i właśnie owe nieudaczne popisy teatralne ateńskich rzemieślników.

Wałbrzyskie przedstawienie Macieja Dzienisiewicza, który tym widowiskiem debiutuje na scenie Teatru im. Szaniawskiego sprowadza te trzy wątki do wspólnego mianownika. A dzieje się tak za sprawą erotyki. Seks panuje na scenie wszechwładnie. Nawet elfy z okrojonego (trudności personalne) dworu Tytanii bardzo po "ludzku" i "ziemsku" figlują z Pukiem. Zmysłowa jest miłość Tezeusza i Hipolity, Lizandra-Hermii-Demetriusza-Heleny, także z działań boginki Tytanii i jej równie baśniowego partnera emanuje człowieczy seks. Zamysł wydał mi się interesujący, bo sprowadza wszystkie wątki na jedną płaszczyznę, a przy tym nadaje utworowi komediowy charakter i wymiar.

Dzienisiewicz poszedł tu za formułowaną przed kilkunastu już laty myślą Jana Kotta, który stwierdził, że "Sen" Jest najbardziej erotyczną ze wszystkich sztuk Szekspira. I w żadnej chyba komedii i tragedii, poza "Troilusem i Kresydą" erotyka nie jest tak brutalna". Tezę tę - choć może nie do końca konsekwentnie - uwierzytelnił reżyser wałbrzyskiego przedstawienia. I muszę powiedzieć, że te ludzkie, w zamyśle przynajmniej z krwi i kości postacie bardziej mi odpowiadają niż liryczni kochankowie z innych realizacji. Żałować tylko należy, iż nie została spełniona inna koncepcja Kotta. Badacz ten postulował, by wszystkie postacie w "Śnie" zagrali mężczyźni. jak to za starego Willa i "The Globe" bywało. Żałuję i dlatego, że wszystko byłoby jeszcze zabawniejsze i dlatego, iż to co prezentowała żeńska część ansamblu o ból zębów przyprawiało. Ze względu na trudności kadrowe, z którymi boryka się nowa dyrekcja. skłonny jestem usprawiedliwić fakt, że amantkę w tym komediowym "Śnie" gra pani o zgoła charakterystycznych warunkach, ale nie mogę "odpuścić" tego, że inna amantka nie potrafi ani naturalnie po scenie się poruszać, ani trzech słów przekonywająco powiedzieć. Wprawdzie i mężczyźni nie stworzyli jakichś bardziej wybitnych kreacji, ale ich propozycje (z niewielkimi wyjątkami) nie budziły poważniejszych zastrzeżeń, a kilka postaci zapisać można na dobro spektaklu. Myślę tu o Wojciechu Przybosia (Puk), Kazimierzu Migdarze (Pigwa), Januszu Zwierzyńskim (Lizander) i Krystianie Buszkiewiczu (Ryjek) - obaj ładnie wprowadzili się na scenę wałbrzyską, Józefie Kaczyńskim w niewielkiej roli Ryjka, wreszcie Zbigniewie Gocmanie (Oberon). Już z tej wyliczanki wynika, że najmocniejsze były sceny prostaczków, a parodia operowych konwencji w finale także wydała mi się pomysłem udanym, chociaż w gruncie rzeczy jest to jedyna scena serio, jedyna naprawdę poważna, jeśli nie wręcz smutna...

Mam natomiast pretensję do doświadczonego przecież Adama Wolańczyka za to, że rolę przekrzyczał. Była to jednak porażka, czy pomyłka zawodowca - innym zdarzali się wpadki zupełnie nieprofesjonalne.

Z mieszanymi uczuciami pisze o scenografii Łucji Kossakowskiej. Reżyser założył sobie spotęgowanie konwencji "teatru w teatrze", więc w pantomimicznym prologu wszyscy jawią się w ubraniach współczesnych, potem dopiero przywdziewają stylizowane kostiumy, bądź ich elementy.

Sek. w tym jednak, że ta stylizacja jest niezupełnie konsekwentna. Dekoracje scen "miejskich" sprawdzają się dopiero po zamknięciu głębi scenicznej trzecim "arrasem", natomiast "las" rozwiązany został bardzo sprytnie. Niewątpliwym walorem spektaklu jest natomiast muzyka Władysława Igora Kowalskiego, głównie ze względu na to, iż nie próbuje być natrętna, dyskretnie dopełnia sceniczne działania.

Tak więc entree Macieja Dzienisiewicza interesujące w pomyśle ze względu na niedostatki aktorskie w ostatecznym rozrachunku nie wypaliło. A w teatrze najważniejszy jest jednak aktor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji