Artykuły

Dziwny ten "Rewizor" Augustyniaka

NIE jest łatwo wystawiać sztukę, która została już zakwalifikowana "na wieki wieków" do klasyki oraz posiada swój kształt sceniczny wypracowany przez liczne wystawienia. Do takich właśnie sztuk należy "Rewizor" M. Gogola. Wszelkie więc próby wyłamania się z tej tradycji, schematów i rygorów są przejawem dużej odwagi reżysera jak też jego pomysłowości, a nawet powiedzieć można - konceptualizmu. Problem sprowadza się ostatecznie do tego, czy ta nowa propozycja wnosi coś nowego w odczytanie tekstu i wzbogaca sceniczną realizację b wartości dotąd niedostrzegalne; bo gdyby "konceptualizm" reżysera w jakimś stopniu zubażał tekst i poza formalnymi efektami nie wnosił nic twórczego do realizacji scenicznej - lepiej byłoby pozostać przy tradycji.

Myślę, że reżyser kieleckiej realizacji Gogolowskiego "Rewizora" spodziewał się pewnego ,,oporu" ze strony widza i dlatego w Programie umieścił interesującą "obronę" prawa do poszukiwań nowych rozwiązań. Autor (MF. - Marta Fik?) przywołuje pewne precedensy, które mają usprawiedliwić niejako kieleckie przedstawienie: "A przecież próbowano różnych sposobów: od farsy przez obyczajową komedią z epoki, po ponadczasową groteskę czy sztuką metaforyczno-surrealistyczną (Szajna), próbowano przełamywać realistyczne czy pseudorealistyczne konwencje, zmierzając to kierunku swoistej wizyjności (Jarocki)".

Tylko że te wszystkie próby - jak zresztą lojalnie zaznaczono - nie zadowoliły w pełni, nie znalazły uznania u krytyków, bowiem "farm drażniła uproszczeniem, groteska rozbijała się o rzeczy serio, komedia obyczajowa zawężała problem do gorzkiego wprawdzie lecz historycznego obrazka z życia carskiej Rosji, realizm kłócił się z nieprawdopodobieństwem, Szajnę oskarżano o ekstrawagancję lub odwrotnie, o inscenizacyjną tautologię, realizację Jarockiego, wykraczającą najśmielej poza tradycyjne interpretacje, uznano za pękniętą".

Dlatego kieleckie przedstawienie wydaje się także dziwne i w efekcie wszystkich zabiegów reżysera, jego pomysłowości i wielkiej pracy - dziwne, przede wszystkim dlatego, że w stosunku do tekstu i zamiaru autora wniesione zostały "poprawki", a przesunięcie, realistycznej fabuły na płaszczyznę snu, odbiera tekstowi jego walory sceniczne: komizm i dowcip. Zauważyłem, że podczas premiery brakowało śmiechu, który - wydaje się - jest nieodłączny od Gogolowskiej twórczości.

Przygoda Horodniczego tworzy niejako ramy całego przedstawienia, ale te ramy są dość sztuczne; bardzo efektowna jest scena rozsuwającej się ściany i widok zrealizowanych marzeń horodniczego - ranga generała i pełnia władzy. Jest to chyba jedyny fragment kolorowy, bowiem całość owego snu prowincjonalnego urzędnika utrzymana jest w tonacji szarej, monotonnej. Ową monotonię rozbija kolorowość postaci Chlestakowa, domniemanego rewizora. Teraz pytanie do reżysera: czy sen musi być szary-bury, jednolity, zwolniony, rozwlekły, nużący? Nawet jeśli przyjmiemy konwencję znaków i symboli - to przecież świat przedstawiony w Gogolowskiej sztuce przeczy takiemu widzeniu. Jeśli zresztą już mowa o symbolice gestów, znaków, rzeczy, to wydaje się, że niektóre z nich reżyser potraktował zbyt dosłownie ocierając się niemal o wulgaryzm (całowanie domniemanego reprezentanta władzy w zadek). Nawet przyprawienie niektórych scen erotyką pochodzenia freudowskiego (tarcie biustem o mundur Chlestakowa) jest dużym uproszczeniem w stosunku do tej sceny w tekście.

Próbowałem usprawiedliwić takie rozwiązania reżyserskie chęcią odejścia od realiów i konkretów życia społecznego dziewiętnastowiecznej, a ściślej Mikołajowskiej Rosji ku pewnemu uogólnieniu, do czego zresztą nie brak przesłanek. Rozgałęziona i ogromnie skorumpowana biurokracja miała dwojaki charakter; była podporą władzy absolutystycznej i wielką chorobą carskiej Rosji. Pokazany został w komedii Gogola człowiek uwikłany w te wszystkie sieci intryg, machlojek, lokalnych komeraży, które uznał za stan faktyczny. Resztki sumienia dają znać o sobie wtedy, gdy w ten uformowany amoralnie świat wkracza element obcy - wyższa władza, kontrolująca funkcjonowanie aparatu administracyjnego. Wtedy człowiek pokazuje swój świński ryj (myślę, że ta scena utrzymana w stylu groteski jest znakomita, chociaż jej wymowa nader pesymistyczna); nie tylko Artiemij Filipowicz jest "świnią w jarmułce", lecz wszyscy są jednakowi: "Nic przed sobą nie widzę: widzę jakieś świńskie ryje zamiast twarzy i nic więcej". To przykre doświadczenie horodniczego jest okrutnym oskarżeniem społeczeństwa bez twarzy, w masce na okoliczność. To już jednak moralistyka daleko idąca.

Jeśli więc reżyser zamierzył pójść po linii tej daleko idącej moralistyki ku wielkiemu filozoficznemu uogólnieniu, że to czasowe i ujawnia się zawsze na styku rzeczywistości - władzy o znamionach i atrybutach dyktatorsko-absolutystycznych z rzeczywistością jednostki ludzkiej, gotów jestem zaaprobować koncepcję inscenizacyjną i interpretacyjną sztuki Gogola. Wtedy zinstrumentalizowanie snu jest oczywiste, służy jako forma umowna, pozwalająca odrealnić świat przedstawiony po to, aby go zuniwersalizować.

Bogdan Augustyniak ujawnił swoją przekorę, swoją wykrzywioną ironicznie twarz, zacierając jednocześnie ręce, że zakpił z widza, może i trochę z autora, "przerabiając go na szaro"; zakpił jednak z solennej, nadętej, sztucznie dostojnej rzeczywistości, która tak natarczywie domaga się szacunku, uznania, aprobaty. Sam horodniczy w tych układach staje się znakiem i symbolem tej rzeczywistości: zwłaszcza kiedy oburzony woła: "Po cały świecie rozniesie tę historię . Mało że się człowiek stanie pośmiewiskiem, znajdzie się jakiś gryzmoła, gryzipiórek i do komedii cię wstawi... To najwięcej boli! Nie uszanuje stanowiska, ani rangi - wszyscy będą zęby szczerzyć i klaskać w dłonie! Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!" A przecież "prawdziwa cnota krytyk się nie boi". Prawdziwy horodniczy, postrach kupców i urzędników miejscowych, którzy razem z nim popełniają różne, mniejsze i większe świństewka, pokazał się w rozpaczliwym monologu: "Jak ja? - nie... Jak ja, stary bałwan!... ja, głupi baran, jak straciłem głowę? Trzydzieści lat służę - ani jeden kupiec, ani jeden dostawca nie nabił mnie butelkę! Złodziei nad złudziejami nabierałem! Rzezimieszków i kombinatorów takich, co cały świat by naciągnęli, ja sam naciągałem! Trzech gubernatorów nawaliłem! " - oto prowincjonalny samodzierżca.

Tak więc pomysł można przyjąć pod warunkiem, że czemuś służy, ale realizacja pomysłu nie wypadła rewelacyjnie, przedstawienie nie jest jednolite, a tekst - jak już wspomniałem - utracił wiele ze swej błyskotliwości. Zamazały się też charaktery postaci, w komedii doskonale zarysowane: w przedstawieniu utraciły tę wyrazistość. Horodniczy, w wykonaniu Edwarda Kusztala, poza "rysami twarzy pospolitymi i szorstkimi" utracił nawet "ordynarne skłonności duszy": jego żona (Ewa Józefczyk) bardziej przypomina balladową nimfę niż "prowincjonalną kokietkę () wychowaną na modnych romansach i albumach", polującą na przygody erotyczne; może najtrafniejszy jest Chlestakow "z lekka głupawy i, jak to się mówi, bez piątej klepki w głowie", chociaż wydaje się, ze działa z rozmysłem, że szybko rozszyfrował powstałą sytuację i przeczuł szansę odegrania się na naiwnych. Sławomir Holland pozuje trochę na Napoleona, co jeszcze pogłębia jego Wewnętrzną pustkę.

Najlepiej wypadły sceny Zbiorowe (np. maski świńskie) w finałowych partiach przedstawienia. Tutaj widać pracę reżysera i pracę zespołu, chociaż nie wyszedł ponad przeciętność. Tak zawsze grają; bo na tyle ich stać?

Wszystko więc wskazuje na to, że w Kielcach powstało interesujące przedstawienie tak ogranej i wyeksploatowanej sztuki, jaką jest "Rewizor" Gogola. Reżyser ma prawo do poszukiwań i nowych rozwiązań inscenizacyjnych, ale dobrze jest również, kiedy z tych nowych, rozwiązań powstaje rzecz tak frapująca, "jakby kto zatumanił, zamroczył, jakby bies poplątał" - jak mówi kurator instytucji dobroczynnych. Nic z tych fascynacji na kieleckiej scenie. Nie zamroczony i nie zatumaniony po spektaklu myślę, że jest to mimo wszystkich wątpliwości, przedstawienie ciekawe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji