Artykuły

Krach na teatralnej giełdzie

Zakończony właśnie XVI Międzynarodowy Festiwal Teatralny "Kontakt" w Toruniu podważył teatralne autorytety, ale nie przyniósł artystycznych odkryć - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Mizerny efekt tygodniowych zmagań to zaskoczenie. W programie znalazły się i gwiazdy: Jan Fabre, Rimas Tuminas, Arpad Schilling, Oskaras Koršunovas, i najciekawsze teatry Europy Środkowej: Teatr Krétakör z Budapesztu, OKT/Wileński Teatr Miejski, Teatr Nowy z Rygi, i polityczne produkcje młodych zaangażowanych: "From Poland with Love" Łaźni Nowej z Krakowa czy "Święta Joanna od szlachtuzów" Teatru Lliure z Barcelony. Kompletnie zawiódł spektakl "Trzy siostry" Rimasa Tuminasa (Teatr Mały, Wilno). Był drażniący i pretensjonalny. Także Oskaras Koršunovas (nagrodzony z oprawę muzyczną) ugrzązł w typowym dla siebie stylu popkulturowych składanek wszystkiego ze wszystkim. Jego "Udając ofiarę" (według Władimira i Olega Priesniakowów, OKT/Wileński Teatr Miejski) przypomina komiks o spotkaniu "Madame Butterfly" z rosyjską policją. Pod kolorowym, muzycznym show zniknął ciekawy tekst. Z kolei multimedialny "Anioł śmierci" [na zdjęciu] poety i choreografa Jana Fabre'a był zdecydowanie najciekawszym wydarzeniem festiwalu, ale jednocześnie kompletnie do niego nie pasował. Hermetyczny, mądry spektakl oparty był na napięciu między ciałem przetworzonym cyfrowo a ciałem otoczonej przez widzów tancerki. Zamiast eleganckiego podania słowa - pierwotna energia, zamiast scenografii - pułapka z dźwięków i ekranów. Otrzymał więc jedynie nagrodę za oryginalną formułę, choć na festiwalu tańca performance czy phisycal theatre zapewne by triumfował.

Zaskakujące, jak wiele zaproszonych spektakli okazało się musicalami a la Broadway. Twórców "Zwariował, po czym przepadł" (Teatr Katony z Budapesztu, II nagroda i nagroda za najlepszą reżyserię dla Viktora Bodó) skusiła wizja przerobienia Kafkowskiego "Procesu" na hollywoodzki przebój w stylu "Mouline Rouge". Nie istnieje w Polsce zespół, który byłby w stanie tak lekko, sprawnie i dowcipnie zabawić się cytatami z całej gamy filmów od "Deszczowej piosenki" po "Chicago".

Ale czy na międzynarodowym festiwalu rzeczywiście wystarczy niezwykła sprawność artystów i walory rozrywkowe? Spektaklem jasnym, świeżym i radosnym byli także "Letnicy" z Omska (III nagroda, reż. Jewgienij Marceli). Rosyjska sielskość została zręcznie połączona z bajkową komedią dell'arte i profesjonalnym aktorstwem.

Do spektaklu trudno się więc przyczepić, ale trudno też uznać go za dzieło. Spektakle letnie zdecydowanie zresztą zdominowały festiwal. Gorącą dyskusję wywołała jedynie "Święta Joanna ", dość wtórny manifest alterglobalistyczny. Manifest skłamany i pęknięty. Z jednej strony oskarża kapitalizm, z drugiej stosuje manipulację, przeplatając logo koncernów zdjęciami głodujących dzieci, kurczaczków czy walczących rekinów. Wątpliwości co do oceny nie pozostawia za to "Nieprawdopodobna częstotliwość" z Dublina. Nie zdarzyło się chyba dotąd, by na festiwal do Torunia przyjechała tak wulgarna farsa. Do tego farsa w pretensjach, która pod płaszczykiem piosenek i kiczowatych gagów usiłowała przemycić temat rozliczenia Irlandczyków z II wojną światową.

Polska reprezentacja balansowała między bylejakością a kompromitacją. "Słomkowy kapelusz" Piotra Cieplaka wywołał co najwyżej parę uśmiechów, a "From Poland with love" spotkała się z dzikim atakiem widzów zamkniętych na wszelkie przejawy teatru politycznego. Łaźnia Nowa pokazał dramat o bohaterze naszych czasów, którego język ukształtował nie tylko świat mediów i ulica, ale też opowieści rodziców czy poezja Różewicza.

Grand Prix dostał spektakl wyczyszczony z jakichkolwiek chwytów. Bo przepiękna "Mewa" Arpada Schillinga (Teatr Krétakör) opiera się wyłącznie na więzi, jaką aktorzy budują z widzami. To teatr czysty, bez scenografii i efektów specjalnych. Gdy Nina Zarieczna (Annamaria Lang) w pewnej chwili otwiera drzwi, a jej sylwetka obrysowuje się srebrną kreską na tle całkowitej ciemności, czuje się prawdziwą magię i siłę.

Tegoroczny Kontakt pokazał więc przede wszystkim, że nic nie jest oczywiste. Gwiazdy muszą walczyć o widza tak samo jak początkujący artyści. Widać też, że teatralne centrum przesuwa się coraz bardziej w stroną Węgier. Dobrym pomysłem było wpuszczenie do tej konserwatywnej beczki łyżki dziegciu (teatr polityczny). Nie pojawiły się za to wybitne osobowości ani nowe, doskonałe dramaty. Jesteśmy w czasie przejściowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji