Artykuły

Lublin. Stasiuk na spotkaniu literackim Gardzienice-Czarne

Andrzej Stasiuk czytał fragmenty nowych książek, towarzyszyło mu muzycznie Trio Mikołaja Trzaski. W Trybunale Koronnym 3 czerwca odbyłosię kolejne spotkanie literackie Gardzienice - Czarne.

Grzegorz Józefczuk: Jak zrodziła się przyjaźń teatru Gardzienice Włodzimierza Staniewskiego i Wydawnictwa Czarne, czyli Pana i Moniki Sznajderman? Czy stąd, że wybraliście podobny sposób na życie, a więc zamieszkanie poza wielkimi, miejskimi centrami?

Andrzej Stasiuk: - Osiem albo dziesięć lat temu Gardzienice robiły imprezę w naszej okolicy, w górach, przy okazji Kermeszu Łemkowskiego w Olchowcu. Przywieźli trzech fantastycznych skrzypków z pogórza bieszczadzkiego. Pojawiłem się tam z moją żoną. Potem napisałem o nich tekst do "Gazety", taki ironiczny i drwiący, o takim pomyśle na niesienie kultury ludowej do ludu, który ma to kompletnie w d..., pije wódkę, naprawdę woli słuchać disco - i patrzy, że "odmieńcy przyjechały". To był jadowity tekst. Oni się nie obrazili. Potem przyjechałem do Gardzienic, do ich teatru, bardzo kręcąc nosem, bo skoro Gardzienice to taka wielkość i sława, więc trzeba trochę do nich z dystansem. Pierwsze przedstawienie mi się nie podobało, ale za trzecim mnie wzięło. Potem zaprzyjaźniłem się z ludźmi. Teraz mamy wspólne działania: przywozimy pisarzy wydawanych przez Wydawnictwo Czarne, zwłaszcza pisarzy środkowoeuropejskich.

Spotkania odbywają się w Lublinie. Jakie to miasto?

- Lublin jest wdzięcznym miastem do tego rodzaju działań, jest miastem pogranicznym...

...Leje Pan miód na naszą duszę, ale Pan jest zazwyczaj ironiczny.

- W tej chwili nie jestem ironiczny, bo nie mam powodów. To jest dobre miejsce, przychodzą ludzie zainteresowani, bez much w nosie, co się często zdarza w takim Krakowie czy Warszawie; zrobić tam spotkanie to makabra. Lublin ma taki przyjemny sznyt, który sobie bardzo cenię, jest trochę nadgryziony, trochę wschodni, trochę południowy, trochę polski i niepolski. Dziwne miasto pogranicza. I zawsze żałuję, że mam mało czasu, kiedy jestem w Lublinie, a dzisiaj przyjechałem trzy godziny wcześniej i sobie pochodziłem.

Praca Wydawnictwa Czarne przekracza granice literatury, bowiem buduje, jak poprzez spotkania w Lublinie, szeroką płaszczyznę dyskusji o tożsamości rodzącej się w nowym kształcie naszej części Europy. Na ile to było zamierzone?

- Nic nie było zamierzone. Zaczynaliśmy Czarne, żeby wydać jedną książkę. Ale potem były następne... Pochlebiam sobie, że jeżeli pracuje się sensownie w swojej dziedzinie, to się tworzy jakaś wartość dodatkowa. I przychodzą do nas ludzie zainteresowani, przychodzą wyjazdy i podróże, i przychodzi taki moment, że własne życie staje się podporządkowane pracy, która jest pasją i przyjemnością. Powiedzmy tak - górnolotnie. My wydajemy prozy środkowoeuropejskiej najwięcej w kraju. To dobrze, że tworzy się coś na kształt fajnego snobizmu, a może pewnej mafii duchowej. To dobrze, że buduje się wokół tego coś na kształt środkowoeuropejskiej loży masońskiej. A najfajniejsze jest, że dowiadujemy się, iż ludzie kupują już książki Czarnego w ciemno, nie pytając o tytuł.

Lubi Pan czytać przy muzykowaniu z Mikołajem Trzaską. Co jest w muzyce, czego nie ma prozie?

- To jest pytanie filozoficzne. Mikołaj Trzaska jest naszym przyjacielem, jest jednym z niewielu muzyków, zwłaszcza jazzowych, którzy czytają książki i robią wokół tego projekty. Zrealizował parę projektów z Jurkiem Andruchowyczem, nagrali dwie płyty. Jest otwartym umysłem.

Nad czym Pan teraz pracuje?

- Nad trzema książkami. Nie mają tytułów. Nie są skończone i nie wiem, jak się zakończą i czy będą fabularne, czy eseistyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji