Artykuły

Niedojrzała zabawa Szekspirem

"Romeo i Julia" Williama Shakespeare'a w reż. Attili Keresztesa w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Anna Sowa w Gazecie Wyborczej - Opole.

Romeo i Julia jako arcydzieło teatralne adaptowane było wiele razy, i to na różne sposoby. Interpretacji Attyli Keresztesa w Teatrze Kochanowskiego nie można uznać za sukces.

Spektakl zaczynają aktorzy i statyści- w znakomitej części zbyteczni - paradujący w maskach-czaszkach. Dosadne stwierdzenie: "tutaj zaraz stanie się coś złego" jest doprawdy niepotrzebne. Dookoła ustawionych postaci przemieszcza się Śmierć - narrator (w tej roli Andrzej Jakubczyk), która zagląda każdemu z widzów w oczy. W połączeniu z muzyką wprowadza to interesujący niepokój, ale cóż z tego, skoro chwilę później jest on rozmyty w scenie bójki między rodzinami Kapuletich i Montekich. Ta kończy się jatką, która ostatecznie... przypomina farsę. Rozalia wbiega na scenę tylko po to, by spoliczkować Romea, a to jedynie początek różnych udziwnień spektaklu, które niestety nie wyszły mu na korzyść.

Romeo i Julia niezbyt wyraziści

O tytułowych bohaterach nie można powiedzieć za wiele. Julia (Magdalena Maścianica) jest romantyczna, lecz niezbyt wyrazista. Mimo to Romeo (Michał Włodarczyk) i tak wypada na jej tle blado, zwłaszcza w chwilach, kiedy musi zaczerpnąć z Szekspira więcej niż jedno zdanie. Nie dominuje we fragmentach, w których powinien. Na dobry wydźwięk ich wspólnych scen działa głównie scenografia oraz muzyka - wszystko to jednak nie jest w stanie zatrzeć przeciętnej gry aktorów. Miernie wypada też Parys (Adrian Budakow), możliwe nawet, że całe przedstawienie mogłoby się obejść bez niego. Obrazuje to zwłaszcza scena konfrontacji tego bohatera z Romeem, w której Budakow nawet na chwilę nie zmienia wyrazu twarzy.

Ubytki w dykcji, szybsze tętno

Przerażenie wzbudza też nieobycie z tekstem Szekspira i ubytki w dykcji niektórych z aktorów. Ojciec Laurenty (Rafał Kronenberger) - tutaj, sądząc po stroju, raczej ksiądz Laurenty - w partiach, w których musi(?) wypowiedzieć coś szybciej, brzmi bardzo niewyraźnie.

Im bliżej końca, tym sztuka staje się bardziej dynamiczna. Momentem zapłonowym jest śmierć Tybalta, owocująca chaotyczną muzyką i przyspieszeniem tętna prawdopodobnie tylko aktorom.

Na plus zasługuje jednak scenografia Adriana Damiana, która robi duże wrażenie. To, co natychmiast po wejściu zwraca uwagę, to układ przestrzeni, niczym starożytna orchestra.

Scenografia to duży plus

Ruchoma scena, na którą składają się różnego rodzaju wyciągi i zapadnie, a także wyświetlany w górze błękit. Sklepienie to można przyrównać do tradycji elżbietańskiej, kiedy teatry działały na otwartej przestrzeni. Scenografia daje wiele możliwości zarówno w kwestii symbolicznej (zapadająca się scena w momencie poznania się pary kochanków - sygnał, że akcja toczy się w złym kierunku), ale także pozwala na osiągnięcie symultaniczności sceny (na przykład gdy podczas opłakiwania Tybalta przez rodzinę Julii, młodzi konsumowali swoje małżeństwo).

Ciekawym zabiegiem ostatnich chwil spektaklu jest też kręcący się podest ze Śmiercią na wzniesieniu, pod którym znajdują się Romeo i Julia. Kolumny podtrzymujące owe podwyższenie sprawiają wrażenie filarów prawdziwej świątyni. Symboliczność tej sceny działa na korzyść sztuki - Śmierć w górze jako nieunikniony władca chwili i nieustanne kręcenie się danse macabre, ostatni taniec pary zakochanych.

Kiedy premierowe przedstawienie dobiegło końca, usłyszałam bardzo wymowne "nareszcie" od jednego z widzów. Ale spektakl, tak czy inaczej, został nagrodzony owacjami na stojąco. Keresztes zabawił się w Opolu Szekspirem. Była to jednak zabawa niedojrzała.

Romeo i Julia

Reż. Attila Keresztes

Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Premiera 06.10.2018 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji