Artykuły

O miłości silniejszej niż śmierć. Kaszubska "Giselle"

- To historia o miłości, o winie o wybaczeniu, o tym, że często jest za późno by coś zmienić, że człowiek chciałby odwrócić los, ale to niemożliwe - rozmowa z Izabelą Sokołowską-Boulton, tancerką, choreografem, zastępcą kierownika baletu w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, przed premierą "Giselle".

Marzyłaś kiedyś, by zatańczyć Giselle?

- Marzyłam, by zatańczyć jedną scenę z tego baletu, gdy główna bohaterka wariuje z miłości i umiera dla niej. Pokazać to szaleństwo, to byłoby coś! Dla mnie tancerki, ale dziś i choreografa, najbardziej liczą się zszargane emocje. O tym pięknie jest opowiadać.

Nad premierą "Giselle" w Operze Bałtyckiej pracowało troje choreografów, mistrz Emil Wesołowski odpowiada za kształt I aktu, ty i Wojciech Warszawski za akt II. Wszyscy podkreślacie, że bardzo zależy wam na ukazaniu niuansów emocjonalnych. To w końcu opowieść o miłości silniejszej niż śmierć!

- Poziomem uczuć nasza "Giselle" nie odbiega z pewnością od klasycznych realizacji. Pokażemy jednak dzieło uwspółcześnione. Akcja postępuje tu bardzo szybko. Już pierwszy akt tętni od przeżyć, króluje tu ból i złość, smutek i żal, dramatyzm śmierci. W drugiej części sięgamy do klasyki opierając się na choreografii pierwszych twórców baletu Jeana Coralli i Julesa Perrota. Zależało nam, by oparty na romantyczności kanon klasyczny dzieła zostawić niemalże nietknięty. Nie tylko w przypadku postaci tytułowej, która z powodu nieszczęśliwej miłości odbiera sobie życie skacząc w morską otchłań. Także w sylwetce Alberta, który złamany poczuciem winy zapada w sen. Ale czy w istocie śni? Snuje się odurzony po wydmach szukając miejsca, w którym mógłby oddać cześć tej, która zabiła się z miłości do niego.

Po wydmach?

- W naszej opowieści rolę wiejskiego cmentarza samobójców z libretta sprzed lat pełni kaszubskie piaszczyste wybrzeże. Z grobów wychodzą kaszubskie topielice zwane wodnicami, które, gdy zapada zmrok, tańcem czarują zagubionych młodzieńców, także Alberta, nie dają mu odejść póki nie zatańczy z duchem Giselle. To historia o miłości, o winie o wybaczeniu, o tym, że często jest za późno by coś zmienić, że człowiek chciałby odwrócić los, ale to niemożliwe.

Kaszubska "Giselle"?

- Na to się zanosi, (śmiech). Pierwszy akt osadziliśmy, na dodatek, w jednej z nadmorskich tawern. Przyjmijmy, że to tawerna w Orłowie. Tu Giselle pracuje jako kelnerka. Tawerna stoi na plaży. W końcówce I aktu zraniona dziewczyna skacze, biedna, z orłowskiego mola w usłaną kamieniami morską otchłań. Do końca normalna nie była, skoro wystarczyło pół dnia, by chłopak zawrócił jej w głowie na dobre. Z kolei trudno się dziwić, Albert jest bardzo pięknym chłopcem. Przyjechał pewnie z Warszawy zabawić się na sopockim Monciaku. Sam. Porzucona na weekend narzeczona-celebrytka toleruje jego wybryki nie po raz pierwszy, tym razem podąża za kochankiem i odkrywa, że zbałamucił kolejną ofiarę. To miała być tylko nic nieznacząca igraszka, ale śmierć Giselle niespodziewanie poruszyła delikatną strunę duszy Alberta.

Literatura, nie tylko baletowa, pełna jest takich historii. Książę i wieśniaczka, kelnerka i warszawski playboy - schemat pozostaje taki sam. Inspiruje od lat.

- Niebagatelne znaczenie ma w tej inscenizacji gra świateł, barw oraz ruch. To inscenizacja bardzo ascetyczna, także pod względem scenografii. Wizualizacje w II akcie pomogą - mam taką nadzieję - przenieść się widzom wraz z bohaterami w ten magiczny, wykreowany przez nas świat.

Wystawiona po raz pierwszy w Paryżu w 1841 roku "Giselle" wciąż zachwyca.

- To dzieło, które w świecie grane jest niemal bez przerwy i to często w niezmienionej, klasycznej wersji. Już dwa lata temu z kierownikiem baletu Opery Bałtyckiej Wojciechem Warszawskim marzyliśmy, by doprowadzić zespół do formy, która pozwoliłaby na wystawienie "Giselle", baletu, gdzie jednak dominują puenty i ruch klasyczny. Uznaliśmy, że w tym roku jesteśmy na to gotowi. "Giselle" porusza też dlatego, że opowiada o miłości. A to nigdy się nie znudzi. O miłości nie da się zapomnieć, nawet w naszych szalonych rozpędzonych czasach. Mam nadzieję, że przychodząc do Opery Bałtyckiej na ten tytuł, ludzie zastanowią się, czy na wielką miłość wciąż jest w ich sercach miejsce. Czy na takie emocje ich stać.

W premierowym przedstawieniu rolę Giselle zatańczy Maria Kielan.

- Wraz z Gento Yoshimoto, który wcieli się w postać Alberta stanowią piękną - także w życiu prywatnym - parę. Maria, z tą swoją dziewczęcą, promienną urodą, delikatnością, emocjonalnym nastawieniem do życia jest idealną Giselle. Z pewnością poruszy niejedno serce. Gento jest wybitnie muzykalnym tancerzem, ma wspaniałą technikę, wysoki skok i zniewalającą urodę.

To, że są parą, będzie widać na scenie?

- Jest tyle scen pocałunków w pierwszym akcie... Przychodzi im to z łatwością, (śmiech). Druga para, Walijka Gwenllian Davies i Irlandczyk Ruaidhri Maguire jest w znacznie gorszej sytuacji, ale obserwujemy postęp. Idzie im tak dobrze, że zastanawiamy się, czy i z nich nie będzie para? Tak bywa, gdy się tańczy takie role...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji