Powieść, która zaraża jak choroba
Znaczenie duchowości, prawdy i wolności w naszym życiu - takie pytania stawiają twórcy pierwszej tegorocznej realizacji na stołecznej Scenie Przodownik. Właśnie trwają tam próby do "Mistrza i Małgorzaty". Premiera 17 stycznia
Spektakl przygotowywany w koprodukcji Teatru Dramatycznego w Warszawie i niezależnego Teatru Malabar Hotel (nawiązującego do Witkacego) proponuje nowe spojrzenie na jeden z fenomenów światowej literatury, jakim stała się powieść Michaiła Bułhakowa. Stanowi próbę zapisania "Mistrza i Małgorzaty" w sposób teatralny przez świtę Wolanda. - To także wywoływanie ducha i duchów powieści - mówi reżyserka Magdalena Miklasz.
- Do tego trudnego procesu, specyficznego szatańskiego zapisu, świta używa różnorodnych języków teatralnych; teatr dramatyczny przeplata się z teatrem lalek, formy, obrazu - dodaje.
Rzecz dzieje się w Moskwie lat 30. Po mieście, które dostaje się we władanie czarnej magii, oprowadza widzów kilku narratorów. Historia miłości pisarza do Małgorzaty przeplata się z opowieścią o wizycie Szatana. Pojawia się on pod postacią zagranicznego konsultanta w drogim garniturze. Towarzyszą mu wielki kot jeżdżący tramwajem i chudy osobnik o szyderczej fizjonomii.
Lecz zdaniem reżyserki u Bułhakowa to nie fabuła, lecz duch, atmosfera i myśl są tu najważniejsze. - Założyliśmy, że dla nas głównym bohaterem jest sama powieść, będąca jakimś rodzajem choroby, nie chcę powiedzieć natchnienia, zarażająca poszczególne postacie, które z różnych powodów zaczynają mówić jej językiem - tłumaczy Miklasz.