Artykuły

"Hamlet" w Teatrze im. St. Jaracza

Od 1602 roku zadawane jest pytanie: kim jest Hamlet? Może częściej trzeba pytać kim jest Klaudiusz - król Danii? To pierwsza refleksja, którą budzi przedstawienie Jana Maciejowskiego. Oczywiście - zabójcą brata, swego poprzednika na tronie. Historia znała wielu władców, którzy torowali sobie drogą do tronu skrwawionym mieczem. Za każdym razem mechanizm zbrodni bywał inny i tło było inne, choć powód zawsze, na ogół, ten sam - żądza władzy. Ale Szekspir w "Hamlecie", co obecne przedstawienie uzmysławia wyraźnie, jakby stawiał ten problem nieco inaczej niż by sią z pozoru zdawało. Nie chodzi chyba o to, by Klaudiusza traktować jako demona zła, potępiać nikczemność jego charakteru, raczej o to, by uświadomić sobie, że zbrodnia rodzi zbrodnię, raz postawiony fałszywie krok ma swoje konsekwencje, wszystko w ludzkim życiu' jest zdeterminowane, każdy czyn ma swoje skutki. Klaudiusz jest podły, ale i nieszczęśliwy, sam siebie stawia w przymusowej sytuacji, z której już nie ma wyjścia. Chyba dlatego Klaudiusz JANA TESARZA, tak konsekwentnie przez aktora zarysowany, nie budzi odrazy, ale też i współczucia. Daje natomiast pewne - o, paradoksie! - wskazanie (przez negację) moralne.

I na drugim biegunie Hamlet - Istota szlachetna, uczciwa, bezkompromisowa, szukająca wciąż odpowiedzi co w życiu jest ważniejsze: głos serca czy rozumu. Hamlet cierpiący to typ człowieka, którego można spotkać zawsze i wszędzie: komplikującego świat stawianiem pytań, na które odpowiedzi są jednoznaczne, ale często sprzeczne w swej pryncypialności z regułami gry życiowej oparte) najczęściej na kompromisach z samej swej istoty etycznie wątpliwych. Hamlet myślący wie wszystko o tej grze życiowej, prześwietla swym bystrym rozumem każdy jej szczegół, mógłby w niej brać udział nie dając nikomu żadnych szans.

Myślę, że MAREK BARGIEŁOWSKI potrafi tę dwoistą naturę Hamleta pokazać w sposób bardzo prosty i plastyczny. Już pierwsza wymiana myśli w przerwie przedstawienia przyniosła dyskusyjny problem te) roli. Zauważono zbytnią gwałtowność w działaniu fizycznym aktora na scenie. Mówiło się, że niepotrzebnie np. ciska z niesłychaną energią stołkami, rzuca się gwałtownie na deski sceny, bije pięściami w dekorację itp. Mam wrażenie, że rację ma aktor. Świadomość bezsilności budzi u młodego człowieka wściekłość. Hamlet nie jest przecież starym mizantropem, który z postawy "na nie" czerpie pełną pychy pociechę, że on jeden wie jak być powinno. Hamlet popada we wściekłość w tym aspekcie sprawy bezinteresownie. Dlatego w końcu jest tak niebezpieczny dla króla, a w pewnym momencie i dla państwa.

Wracając do roli Bargiełowskiego trzeba powiedzieć, że mamy do czynienia z piękną i dojrzałą kreacją, z Hamletem. który mógłby żyć gdzieś obok nas. być współczesnym młodym człowiekiem, który cierpi i buntuje się przeciw niegodziwościom świata, ale potrafi sam być cyniczny, przebiegły i chytry, to znów naiwny, beztrosko wesoły. Bargiełowski z przejmującą prostotą i czystością ' wyrazu podał zwłaszcza monolog z aktu IV ("I czym jest człowiek..."), był przejmujący w scenie rozmowy z matką, a w sumie stworzył rolę bogatą w różnorodne odcienie pełną ekspresji, jednocześnie dobrze osadzoną w strukturze, pełną ekspresji.

A samo przedstawienie? Odnosi się wrażenie, że reżyser wspólnie ze scenografem dążył do wyabstrahowania z wieloznacznego tekstu Szekspira możliwie najbardziej uniwersalnych problemów człowieka, stawiając na pierwszym planie zagadnienia etyki i moralności, a także przeżyć psychicznych ludzi znajdujących się w określonych sytuacjach życiowych. Na drugim planie znalazły się takie kwestie jak problem władzy i państwa, obyczaj, charakterystyka epoki itp. Twórca przedstawienia nie wdawał się zresztą w jakieś "egzystencjalne" interpretacje Szekspira, starał się możliwie prosto i czytelnie, posługując się środkami wyrazu nowoczesnego teatru, wydobyć ze sztuki jej humanistyczne przesłanie w taki sposób, by brzmiało dla nas współcześnie. Zrezygnowano więc np. z widowiskowej wystawy, z architektury i kostiumów, odrzucono wszelką dekoracyjność ledwie zaznaczając miejsce akcji i "historyczny" wygląd postaci.

Wiele scen przedstawienia rozwiązano bardzo pomysłowo, osiągnięto dużą płynność akcji, dynamikę poszczególnych fragmentów dzieła. Przedstawienie nie ustrzegło się drobnych potknięć i niekonsekwencji, nie warto ich tu wytykać bowiem decyduje ogólne wrażenie, a to narzuca nam przeświadczenie, że mamy do czynienia ze spektaklem bardzo wartościowym, a może i wybitnym.

Piszę - "może", bowiem pewien niepokój i niedosyt budzą niektóre role. Wydaje się np., że dla SŁAWOMIRA MISIUREWICZA rola Poloniusza nie była najbardziej odpowiednia i dlatego też zabrakło tu szekspirowskiej pełni. Ofelia bardzo pięknie zagrana w scenach obłędu przez TERESĘ MARCZEWSKĄ w początkowej partii przedstawienia była raz infantylną dziewczynką to znów nagle zamieniała się w wyuzdaną miłośnicę (tu w ogóle kwestia dyskusyjna potraktowania tej postaci przez reżysera), Gertruda - królowa duńska oschła i zimna, zwłaszcza wobec Ofelii, nie tyle majestatyczna jako królowa, ale odpychająca jako człowiek, trochę nienaturalna, jakby obok tekstu, dopiero od sceny rozmowy z Hamletem przybiera cechy bogatej osobowości pokazana przez MARIĘ CHWALIBÓG z dużym talentem. Bardzo młodzieńcze role stworzyli - STANISŁAW KWAŚNIAK (Horacy) i KRZYSZTOF RÓŻYCKI (Laertes).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji