Artykuły

Z Teatru

TEATR LETNI: "Ruleta", komedja w 3-ch aktach Władysława Fodora. Przekład Kazimierza Wroczyńskiego. Reżyserował Wiktor Biegański. Dekoracje i kostjumy Karola Frycza.

Dziwnie nierówna jest twórczość Fodora. Ten wybitnie utalentowany komediopisarz węgierski, wykształcony na wzorach francuskich, potrafi czasem zdobyć się na tak wyborną komedję, jak "Mysz kościelna" ("Sekretarka pana prezesa"), w której humor z sentymentem walczą o lepsze, potrafi też napisać, jak to mówią, na kolanie, taką błahostkę, jak: "Czaple pióro", lub zepsuć doskonały pomysł, zamykając go w dość mizernych ramach, jak "Monte Carlo". Pomysł bowiem był dobry. Wprawdzie i tu zalatywało jakgdyby z daleka reminiscencjami ("Jastrząb" Croisset'a), ale można było z tej sytuacji, jaką dał Fodor w pierwszym akcie: mąż, uciekający do kasyna przed nocą poślubną -- wydobyć daleko więcej, rozwinąć akcję szerzej i żywiej, dać mocniejsze kontrasty... Nie brak głębszych momentów w sztuce Fodora, nie brak też płaskich sytuacji, zatrącających o najwulgarniejszą farsę. Fodor sam nie może się zdecydować, co to ma być ta "Roulette", czy "Monte Carlo" (ten autor węgierski ma u nas szczęście do podwójnych tytułów): dramat, komedja, farsa? A z tego niezdecydowania wypływa niejednolity charakter sztuki, niejednolity ton reżyserji i wykonania. Trudno się nawet dziwić, że tak Jest. I reżyser jest zdezorientowany i aktorzy. Ł trochę to pachnie dramatem, sytuacja bowiem jest jednak naprawdę dość dramatyczna: za kogo wyszła ta biedna, zakochana dziewczyna? Za lekkomyślnego chłopca, bez serca, bez sumienia, za zdecydowanego szulera? Cóż, kiedy w chwili, gdy nam się wydaje, że już jest dramat, autor nakłada inną płytę na gramofon i zaczyna brać Wszystko na wesoło. Sytuacje komiczne przeplatają się z dramatycznemi, aby w końcu znaleźć rozwiązanie nawskroś poważne i - powiedzmy to odrazu -ładne. Od połowy bowiem drugiego aktu sympatja publiczności jest raczej po stronie tego starszego pana, który nie zatracił w wędrówce życiowej serca, ani sumienia, który umie czuć mocno i gorąco, aniżeli po stronie oszalałego chęcią rozbicia banku i zrobienia fortuny młodego małżonka Eli, dla którego właściwie nic w życiu nie istnieje poza ruletką. Wprawdzie ten starszy pan w swoich wynurzeniach miłosnych, w całej swojej sylwetce przypomina trochę męża uroczej Maryny z "Jastrzębia" (jedna z najlepszych ról junoszy-Stępowskiego, który wczoraj grał Leona) - ale jest naprawdę bardzo miły. To "stuprocentowy" mężczyzna, nic więc dziwnego, że zdobywa młode serca dziewczęce.

Gdyby autor mocniej zadzierżgnął węzeł intry gi, gdyby w wykonaniu nie zacierano słownego dowcipu, którego w komedji Fodora jest naprawdę sporo i który w wybomem tłomaczeniu nie przepadł, jak to nieraz bywa, gdyby przefasonować ja koś pierwszy akt sztuki nieprawdopodobnie pusty i błahy i trochę skrócić drugi, mogłoby to zdecydować o powodzeniu nowej sztuki Fodora, której finał i akt drugi posiadają wiele akcentów szczerych, wiele scen naprawdę ładnych, wiele naturalnego humoru. Tu najładniej też gra Lubieńska, która trudną rolę Eli objęła, "mierząc siły na zamiary". Nie ma bowiem do niej wszystkich potrzebnych warunków. Nie ma przedewszystkiem tej finezji, tego komicznego wdzięku, którego nie można zastąpić grymasem, ani skrzywieniem. I przejścia od humoru do liryzmu i do dramatyczności są w tej roli częste i trudne. P. Lubieńska najchętniej dramatyzuje, ale może i tu kontrast jest zbyt rażący. Nie można powiedzieć, aby p. Lubieńskiej rola Eli całkowicie się nie udała. Ale jest to aktorka zbyt jeszcze młoda i zbyt mało ma techniki, aby mogła dać zadowalającą nas całkowicie całość. Miała kilka scen bardzo szczerze i miło zagranych, bardzo ładnie ujętych, tych scen z Junoszą-Stępowskim, w których odsłania się przed Leonem dusza dziewczęca, prosta, naiwna, czysta; to już bardzo wiele. Junosza-Stępowski, jako Leon, był znakomity. Przyszło mu z łatwością zagrać tę rolę, będącą jedną z odmian tych właśnie ról, któremi świetny artysta zawojował w swoim czasie publiczność, rolą, leżącą na linji jego możliwości artystycznych. Bardzo dobry był Wesołowski, w roli lekkomyślnego Romana pełen humoru, niefrasobliwego wdzięku i temperamentu. Dobrze udała się rola p. Różańskiej, która miała szereg wybornie zagranych scen charakterystycznych z odcieniem komicznym. P. Różańska ma szczęście do Fodora: to już druga rola w jego sztuce (podobna zresztą trochę do poprzedniej w "Sekretarce"), która się jej udaje. O rolach epizodycznych wspomniałem już rano. Poza małemi wyjątkami wszystkie one były grane trochę prowincjonalnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji