Artykuły

Bernard Krawczyk - aktor wszechstronny i delikatny

Jako aktor Bernard Krawczyk pojmowany był jako artysta wielostronny, którego kunszt wykraczał poza jedną podstawową formułę.

Był przedstawicielem tego pokolenia Górnoślązaków, które po kilkuset latach obcej administracji państwowej przyszło na świat w wolnej Polsce. Urodził się 20 maja 1931 r. Do chwili wybuchu II wojny światowej zdołał ukończyć zaledwie pierwszą klasę polskiej szkoły powszechnej w Mysłowicach. Z kolei w trakcie okupacji hitlerowskiej przez pięć lat uczęszczał do miejscowej szkoły podstawowej Deutsche Umschulung. W konsekwencji z chwilą zakończenia działań wojennych był jak większość jego rówieśników dwujęzyczny. Mówił po niemiecku, a na co dzień posługiwał się gwarą śląską. Z literackim językiem polskim zetknął się dopiero w Studium Dramatycznym istniejącym przy Teatrze Śląskim, do którego został przyjęty w 1950 r.

Sztuki aktorskiej nauczało tam wtedy grono znakomitych aktorów i cenionych wychowawców, na czele z przybyłym z Krakowa wypróbowanym aktorem Juliusza Osterwy Władysławem Woźnikiem, a także redutowcem Romanem Zawistowskim i późniejszym dyrektorem Teatru Śląskiego Gustawem Holoubkiem. W gronie pozostałych jego wykładowców byli ponadto m.in. pisarze i krytycy teatralni: Zdzisław Hierowski, Aleksander Baumgardten i Wilhelm Szewczyk.

Zgodnie z duchem czasu rekrutująca się w większości ze środowisk robotniczych młodzież, zmuszona była w trakcie trzech lat nauczania w Studium nie tylko wzmocnić swoje kompetencje kulturowe i przyswoić określony zasób wiedzy z zakresu kultury i literatury polskiej, ale przede wszystkim zdobyć umiejętność płynnej wymowy i swobody operowania długimi frazami literackimi, przy równoczesnej potrzebie zmiany występujących w gwarze śląskiej akcentów. Dlatego też, jak wspominał Krawczyk, był to dla niego czas autentycznej mordęgi. Ale o dziwo, na dyplom aktorski przygotował pod opieką Gustawa Holoubka wybrane fragmenty roli Jana z "Fantazego" Juliusza Słowackiego, a ostateczna weryfikacja jego predyspozycji artystycznych, nastąpiła z chwilą przygotowania roli Edwina w komedii Aleksandra Fredry "Odludki i poeta" w październiku 1954 r.

Uformowany przez kilkusetletnią tradycję górnośląskiej kultury plebejskiej i trudne doświadczenia lat wojny i okupacji hitlerowskiej adept, zdołał w trakcie zaledwie kilku lat nauki na tyle przyswoić sobie tajniki lwowsko-krakowskiej tradycji teatralnej, że niebawem mógł podjąć trud poszukiwania swojego emploi. Najwcześniej też w gronie swoich utalentowanych górnośląskich rówieśników: Jana Klemensa, Wincentego Grabarczyka i Stanisława Brudnego, zaistniał jako twórca postaci z klasyki dramaturgii narodowej i europejskiej.

W początkowym okresie swojej kariery aktorskiej największe sukcesy odnosił jako amant w utworach romantycznych, w tym m.in. komediach Fredry i Musseta. W znacznym stopniu było to konsekwencją jego walorów psychofizycznych, w tym zwłaszcza szczupłej i proporcjonalnej budowy ciała. Niemniej zaskoczeniem dla widowni był sam fakt, że ten teatralny kochanek swobodnie prezentujący romantyczne tyrady miłosne, który jeszcze przed niespełna kilkoma laty z trudem artykułował w literackim języku polskim swoje potrzeby, to miejscowy absolwent studia. O tym jaką w związku z tym zmuszony był pokonać drogę, najlepiej świadczy utrzymana w klasycznym pięknie postać Gustawa w "Ślubach panieńskich" Fredry z października 1959 r. w reżyserii Edwarda Żyteckiego, z udziałem Heleny Rozwadowskiej i Romana Hierowskiego. Krytyka pisała, że aktorom udało się przenieść zamierzoną przez autora lekkość widowiska, "jak gdyby w powietrzu, między tamtą epoką a naszymi laty". Istota tajemnicy tkwiącej w talencie aktorskim Bernarda Krawczyka, tkwiła w tym, że zaledwie w trakcie kilku lat, pozbawiony tradycji teatralnej młody człowiek, przyswoił sobie nie tylko tajniki polskiego języka literackiego, ale i swobodę bycia w salonie szlacheckim.

Po zdobyciu tych umiejętności i ich pozytywnej weryfikacji przez krytykę, na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ujawniła się w jego aktorstwie naturalna skłonność do kreowania postaci nie zawsze pozytywnych, ale niezmiennie ciepłych, opromienionych szczególnym rodzajem radości życia, pełnych pogody ducha i humoru. Wtedy też uzewnętrzniła się ta szczególna cecha jego aktorstwa, jaką była na ludowy sposób skrywana przewrotność jego postaci. Takim był m.in. Orestes w "Ifigenii w Taurydzie" Johana Wolfganga Goethego w reżyserii Jana Biczyckiego w czerwcu 1961 r. Dodajmy, że w swojej karierze nie unikał postaci złożonych, jakkolwiek niewielu znajdujemy bohaterów chamskich i brutalnych, wyzbytych skrupułów i zdolnych do każdej podłości. Nie akceptował bohaterów granych niejako wbrew sobie. Jeśli już mimo wszystko przyszło mu zmierzyć się z tego rodzaju postacią, to za wszelką cenę bronił ją przed ostatecznym potępieniem, nie zatracając równocześnie prawdy o niej. Takim był m.in. jego Marcin w "Ostatnim odcinku drogi" Ireneusza Iredyńskiego, z kwietnia 1962 r., o którym nasz znakomity krytyk teatralny Bolesław Surówka, w recenzji zatytułowanej "Problem dla milicji, ale nie dla sceny" m.in. pisał: "ostatni cham", "młody byczek", "bity w dzieciństwie człowiek". Pomijając święte oburzenie autora tych uwag, podkreślmy, że już w tym czasie obraz człowieka w interpretacji Krawczyka rozpięty został pomiędzy biegunami dramaturgii klasycznej i współczesnej. W miarę jak narastały jego doświadczenia życiowe i pogłębiała wiedza o człowieku, zaczęły pojawiać się postaci neurasteniczne i wewnętrznie niezrównoważone. Taką psychopatyczną postacią był m.in. młody mnich Grigoryj w listopadzie 1962 r. w prapremierze "Borysa Godunowa" Aleksandra Puszkina w reżyserii Józefa Wyszomirskiego. Początkowo spokojny i wpatrzony w mistrza, wraz z rozwojem akcji stopniowo przeobrażał się w sarkastycznego, bezwzględnego i ekscentrycznego carewicza Dymitra.

Jako aktor Bernard Krawczyk pojmowany był jako artysta wielostronny, którego kunszt wykraczał poza jedną podstawową formułę. Obsadzany w sztukach zarówno współczesnych, jak i klasycznych, w repertuarze zarówno komediowym, jak i dramatycznym, za każdym razem odnosił sukcesy w kształtowaniu psychologii postaci. Zawdzięczał to nie tylko wnikliwej analizie tekstu, ale i niezwykle starannej dykcji. Na marginesie roli Zygmunta Augusta w "Barbarze Radziwiłłównie" Alojzego Felińskiego w reżyserii Jana Klemensa z kwietnia 1964 r., Maria Podolska pisała o "rzadko dziś spotykanej precyzji dykcji i wymowności gestu aktora.

Jego umiejętności i predyspozycje pozwalały mu z powodzeniem kreować postaci romantycznych kochanków i wyniosłych dostojników państwowych, w tym m.in. postaci królów i władców. Przykładem tego był m.in. Aleksander w "Odprawie posłów greckich" Jana Kochanowskiego w reżyserii Mieczysława Daszewskiego z lutego 1965 r. Bogactwo jego postaci z dramatów m.in. Juliusza Słowackiego, Stanisława Wyspiańskiego, Jerzego Szaniawskiego i Ireneusza Iredyńskiego, ale także Bertolta Brechta, Jeana Anouilha, Luigi Squarziny, Georga Buchnera i Fiodora Dostojewskiego, sprawiało, że obok osób komediowych i czarujących, znajdujemy bohaterów cynicznych, czarne charaktery współczesnej dramaturgii.

Rzeczą dość znamienną jest, że nie zabiegał o możliwość reżyserii. Jedyną w tym zakresie jego próbą była prapremiera sztuki mało znanego pisarza z Bielska-Białej Jerzego Dudzica "Powrót syna marnotrawnego" w maju 1964 r. Niestety spektakl nie odniósł sukcesu, a jedynie utwierdził aktora w przekona-n,u, że jego powołaniem jest aktorstwo. Jemu też poświęcił się bez reszty. Poprzez przypisane mu środki artystyczne wypowiadał swój czas i panujące nastroje społeczne. Przykładem tego był m.in. Bohater w "Kartotece" Tadeusza Różewicza w reżyserii Jana Klemensa w 1965 r., postać pozbawiona poczucia sensu działania, niewidząca drogi wyjścia z impasu, w jakim znajdowało się całe społeczeństwo. Była to postać zgaszona i rozleniwiona, pozbawiona pasji i jakiegokolwiek zaangażowania. "Większość czasu przeważnie spał i to nie sam", pisała Irena Sławińska.

Prywatnie był jednak osobą niezwykle ruchliwą i dynamiczną. Pod koniec lat sześćdziesiątych występował w zespole Kabaretu Literackiego "Śruba", a także w tytułowej roli w "Weselu Figara" Pierre'a de Beaumarchais'go w reżyserii Mieczysława Daszewskiego. W wystawionej po marcowych wydarzeniach 1968 roku sztuce, stworzył postać, o której krytyka pisała: "potrafi dać sobie radę w każdej sytuacji". Buntujący się i sprzeciwiający samowoli możnowładców bohater Krawczyka, stał się tym samym nieoczekiwanie symbolem śląskiego trwania. W jego dorobku artystycznym z tego czasu znajdujemy wiele pierwszoplanowych ról, m.in. w sztukach Wojciecha Bogusławskiego, Carlo Gozziego i Lopego de Vegi, w których za każdym razem okazywał się być wymarzonym bohaterem ludowym, wyrastającym niemal z tradycji śląskich elwrów.

W latach siedemdziesiątych jego temperament pchał go w sytuacje komiczne, zabarwione delikatnym odcieniem klownady. Takim był Grabiec w Balladynie Słowackiego z 1974 r. czy też m.in. Naczelnik Policji w grotesce Sławomira Mrożka "Policja" z 1976 r. W rolach tych z powodzeniem wykorzystywał plastyczną twarz, na której z łatwością odmalowywał stany ducha swoich scenicznych postaci. Prawda jego sztuki aktorskiej pozwalała mu tworzyć metafory losu ludzkiego, których podstawowy atrybut sprowadzał się do potrzeby wolności i walki o nią. W 1980 r., w burzliwych miesiącach politycznych zmagań, tytułowa postać Henryka IV w dramacie Luigi Pirandella, przyjęta została niemal jako manifest poparcia dla zachodzących przemian. Zaliczany do ścisłej czołówki zespołu katowickiego, był tym aktorem, w oparciu o którego predyspozycje psychofizyczne budowany był repertuar.

Z upodobaniem śpiewał, tańczył i recytował. Stąd też znane było jego zamiłowanie do form estradowych, o których powiadał, że są idealnie skrojone do jego temperamentu i potrzeby kontaktu z widownią. Równocześnie ból i cierpienie tej ostatniej zdawał się szczególnie intensywnie odczuwać. Dał temu wyraz w trakcie siedmiu przejmujących relacji postaci śląskich ofiar pseudonaukowych eksperymentów medycznych nazistów niemieckich, we wstrząsającym monodramie Józefa Musioła "Przesłuchanie", przygotowanym w reżyserii K. Kutza w 1986 r., a następnie grając postać byłego członka NSDAP i PPR Wiktora Grzesioka w Biografii kontrolowanej Stanisława Bieniasza w 1991 r.

Kiedy w 1993 r. przechodził na emeryturę, w swoim dorobku miał ponad 130 ról teatralnych. Krytyczną ich analizę zamieściłem w książce "Bernard Krawczyk i jego teatry", Katowice 2008. Pełen energii i niespożytej radości życia, a także wierny zadzierzgniętej w latach młodzieńczych przyjaźni, występował dalej. Na wstępie na scenie Teatru Nowego w Zabrzu wystąpił w towarzystwie kolegów z katowickiego Studia Dramatycznego: Wincentego Grabarczyka i Jana Klemensa w Dozorcy Harolda Pintera, przygotowanym pod opieką reżyserską dawnego ich wykładowcy Gustawa Holoubka. W ostatnich latach, do końca występował na scenie Teatru Śląskiego, m.in. w "Piątej stronie świata" Kazimierza Kutza, "Czarnym ogrodzie" M. Szejner i K. Kopki, "Wujku 81. Czarnej balladzie" Roberta Talarczyka, trudnym monodramie Tadeusza Różewicza w "Śmiesznym staruszku" i ostatnio w "Himalajach". Jego postaci wyróżniała jakaś wrodzona delikatność, charakterystyczna miękkość gestów czy wręcz nieśmiałość. Wyróżniał go ostrożny, jak gdyby przypisany postaciom drugiego planu krok sceniczny, a równocześnie lekko pochylona w bok głowa i nieznacznie zachrypły, atłasowy głos. Wszystko to sprawiało, że od momentu pojawienia się na scenie, budził sympatię. Za swoją działalność sceniczną czterokrotnie otrzymał Złotą Maskę i dwukrotnie Srebrną Maskę.

Na koniec dodajmy, że sporą popularność przyniosła mu postać Franciszka Pytloka w emitowanym w latach 90. serialu TVP Katowice "Sobota w Bytkowie", a także gościnne występy z zespołem muzycznym Antyki. Osobny rozdział w jego dorobku artystycznym stanowiły postaci w ponad trzydziestu widowiskach telewizyjnych oraz w ponad czterdziestu filmach, w tym m.in. w tych najwybitniejszych Kazimierza Kutza "Sól ziemi czarnej" i "Perła w koronie". Stworzył w nich m.in. szereg historycznych postaci osadzonych w plebejskiej kulturze śląskiej, ujawniając nie tylko znakomite opanowanie gwary, ale i wyrastający z doświadczeń wielu pokoleń Górnoślązaków etos pracy, uporu i wiary w wyznawane wartości. Występował nieprzerwanie przez 66 lat. W samych tylko teatrach wystąpił w sumie w około 160 rolach. Do końca zachowując żywotność umysłu i znakomitą kondycję fizyczną, tworzył postaci w równym stopniu tkliwe, co groźne, bohaterów pełnych ogłady, co i kawaleryjskiej fantazji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji