Artykuły

Lucjan Rydel. Miłośnik muz, poeta marzyciel, człowiek nad wyraz praktyczny

Tadeusz Boy-Żeleński nie pozostawił na nim suchej nitki. Wtórował mu Kazimierz Sichulski w swych karykaturach. Próbę odkłamania utrwalonego obrazu tej, jakże interesującej dla naszego miasta i polskiej literatury postaci podjęło Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, organizując w Domu pod Krzyżem wystawę pod znamiennym tytułem "Pan wiecznie Młody" - pisze Katarzyna Siwiec w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Ale modę na żarty z Lucjana Rydla zapoczątkował jego bliski kolega z lat szkolnych Stanisław Wyspiański. Tak chwytliwa legenda przysłoniła prawdziwy obraz człowieka niepospolitego, o różnorodnych talentach i niespożytej pracowitości.

Ale stało się. Lucjana Rydla kojarzymy dziś najczęściej z Panem Młodym z "Wesela". Małżonek Jadwigi Mikołajczykówny to zdaniem niektórych podręcznikowy przykład człowieka owładniętego modnym młodopolskim nurtem - chłopomanią. Był też ponoć wiecznie rozgorączkowanym gadułą, nierzadko irytującym otoczenie swym roztrzepaniem, choć mimo wszystko budzącym sympatię i lubianym. Inny kolega ze szkolnej ławy, poeta Maciej Szukiewicz, nazwał go życiożercą. Chyba trafnie, bo rzadko spotyka się jednostki równie jak Rydel zachłanne na życie, pracę, każdą chwilę. No dobrze, wedle dzisiejszych kryteriów Rydel musiał cierpieć na ADHD.

Próbę odkłamania utrwalonego obrazu tej, jakże interesującej dla naszego miasta i polskiej literatury postaci podjęło Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, organizując w Domu pod Krzyżem wystawę pod znamiennym tytułem "Pan wiecznie Młody".

- Minęło właśnie 100 lat od śmierci Lucjana Rydla. To dobry pretekst, by go przypomnieć - mówi kurator wystawy dr Agnieszka Kowalska. - Niełatwo opowiadać dzisiaj o Rydlu. Tadeusz Boy-Żeleński swoją "Plotką o Weselu" wyrządził mu krzywdę. Chwytliwa, atrakcyjna legenda przysłoniła na dobre prawdziwy obraz człowieka niepospolitego, o różnorodnych talentach, rzadko spotykanej społecznej pasji i niespożytej pracowitości.

Tak to już jest. Zwłaszcza w Krakowie, gdzie z legendami polemizować nie przystoi. A jak było naprawdę?

Krakówek się dziwi

Trzeba wiedzieć, że wesele (zarówno to w realu, jak i to przetworzone, sceniczne) wywołało w Krakowie szok. Większy nawet niż pojawienie się na ulicach, dokładnie w dzień premiery, pierwszego tramwaju elektrycznego. Oto z prostą chłopką żeni się młodzieniec z tak znamienitej rodziny! Krakowianie przecierają oczy ze zdumienia, podobnie jak czynili to 10 lat wcześniej, kiedy również z chłopką (starszą siostrą Rydlowej wybranki, Anną) żenił się inny panicz z miasta, też nie najgorzej urodzony - Włodzimierz Tetmajer. Ponownie załamywano ręce nad zmarnowanym życiem kolejnego obiecującego młodego człowieka.

A trzeba wiedzieć, że młodzieniec ów to syn znakomitego lekarza okulisty, profesora i rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, też zresztą Lucjana (z chwilą osobliwego ożenku Lucjana jr. jego ojciec już nie żył). W dodatku - po kądzieli - wnuk innej naukowej znakomitości, profesora Józefa Kremera, filozofa i historyka sztuki rozkochanego w kulturze Włoch, i również w swoim czasie rektora szacownej uczelni.

Zmieniając status cywilny, Lucjan Rydel liczył 30 lat i mógł się poszczycić niemałym dorobkiem literackim. Nie został prawnikiem, jak życzyła sobie najbliższa rodzina (w mieszczańskim Krakowie liczył się bowiem zawód pewny, dający solidne podstawy materialnej stabilizacji, a więc w tych akurat kręgach szło się na prawo lub medycynę). Lucjan, posłuszny rodzicom, podjął wprawdzie studia prawnicze, ale - jak w przypadku Boya - ciągnęło go do literatury.

Zaczął pisać wcześnie, będąc uczniem renomowanego Gimnazjum św. Anny (z którego notabene później wyleciał i maturę przyszło mu zdawać u św. Jacka). Próbował sił w Warszawie jako dziennikarz, krytyk literacki i teatralny. Prócz starożytności, do której pasję żywił po dziadku, interesowała go wówczas prasłowiańszczyzna. Jego "Mściwoj", dramat w pięciu aktach o walkach Słowian z germańskimi najeźdźcami, otrzymał drugą nagrodę w konkursie Akademii Umiejętności (1889).

Wybranka profesorskiego syna, 16-letnia Jadwiga, córka Jacentego Mikołajczyka z Bronowic Małych, miała za to urodę i dobre serce. Ponoć szczerozłote.

W tym kontekście pytanie Radczyni w III akcie "Wesela" ("No, ale o czym wy będziecie mówili/ jak tak nadejdzie wieczór długi?") wydaje się w pełni uzasadnione. W rodzinnym domu Lucjana Rydla przy obiedzie rozprawiało się o sztuce, filozofii, literaturze...

Jak donosi zaprzyjaźniony z Rydlami Adam Grzymała-Siedlecki: "Gdy Stanisława Tarnowskiego doszła wiadomość, że ukochany jego uczeń, Lucjan Rydel, żeni się z wiejską dziewczyną, oświadczył był: - Jaki oni, jednakowo ich interesujący, temat znajdować będą w drugiej połowie doby, tego się domyślam, ale o czym oni będą mówili za dnia?".

Chyba pół Krakowa zastanawiało się nad tą kwestią

A oto napisany jakiś czas po kontrowersyjnym ślubie lakoniczny komentarz największej chyba plotkarki z linii A-B Aleksandry Czechówny, której pamiętniki to znakomita towarzyska panorama Krakowa przełomu wieków: "Kiedy Lucio zwozi siano z pola, jego siostry zwiedzają Paryż".

Twórca politycznej szopki

Tłumaczył Homera. Prawie całe życie, choć Młoda Polska to nie był dobry czas dla starożytnych epopei. Ale Lucjan Rydel nie przejmował się modą, szedł drogą własną, kompletnie ignorując panujące trendy. I chyba nie był w stu procentach młodopolski. Jego przekłady "Iliady" i "Odysei" miały być w zamierzeniu przekładem doskonałym. Właśnie to dzieło uważał za swoje największe osiągnięcie i mniemał, że dzięki niemu zapamiętają go potomni. W takim razie szkoda, że znakomity przekład nigdy nie został dokończony.

Pewnego lata, by jeszcze bardziej zbliżyć się do strof Homera, Rydel odwiedził Grecję. I co go za to spotkało? Kpina Tadeusza Boya-Żeleńskiego: "Niech fantastycznie lutnia nastrojona/ wtóruje pieśni tragicznej i smutnej/ Bo Rydel wstąpił w grób Agamemnona/ I pysk rozpuścił w sposób tak okrutny/ że rozbudzone na wpół trupy, z cicha/ szepcą do siebie: Cóż tam znowu u licha?". I dalej: "Niech mówi do mnie duch helleńskich braci/ co także jak ja nie nosili gaci".

Były jeszcze dramaty, które cenił wysoko, i pewnie dziwiłby się, że w przyszłości będą o nich rozprawiać tylko historycy literatury. Sądził, że dzieło jego życia (obok nieszczęsnych przekładów) to trylogia dramatyczna o Zygmuncie Auguście. Bo przecież nie "Betlejem polskie" ani baśń dramatyczna "Zaczarowane koło". A już na pewno nie liryki ani tym bardziej bajki - w stylu tej "O Kasi i królewiczu". To wszystko pisywał ot tak, w wolnych chwilach, dla relaksu. Pomiędzy wykładami z historii sztuki, które prowadził na kursach dla kobiet u Baranieckiego i potem w Akademii Sztuk Pięknych, a pracą na wsi.

Lucjan Rydel, choć żyłki pedagogicznej odmówić mu nie sposób, był jednak człowiekiem teatru. Przez pewien czas piastował nawet stanowisko dyrektora Teatru im. Juliusza Słowackiego (1915-1916). Pozostawił po sobie wiele świetnych tłumaczeń (m.in. francuskich sztuk), o których aktorzy wypowiadali się nieraz, że przewyższają przekłady Boya. Tamte były, owszem, znakomite filologicznie, lecz te Rydlowe były za to o wiele bardziej sceniczne i przez to znacznie aktorom bliższe, wygodniejsze.

Rzadko się dzisiaj pamięta, że to właśnie Lucjan Rydel jest twórcą szopki politycznej, gdzie scenie narodzenia towarzyszą dobrze znajome kłótnie i swary oraz znane z naszej historii i polskich legend postaci. Na deskach teatrów często gości "Betlejem polskie" i właśnie ono (obok "Zaczarowanego koła") przypomina dzisiaj o Rydlu dramaturgu. Dramaturgu utalentowanym, mającym świetne wyczucie sceny, choć oczywiście pozbawionym wizjonerstwa Wyspiańskiego. A może to właśnie dzięki Lucjanowi Rydlowi (któż to wie?) mamy rzecz absolutnie wyjątkową, naszemu miastu przypisaną, a mianowicie szopkę krakowską? Czyli koronny dowód na to, że Pan Jezus urodził się w... Krakowie?

Dzieckiem Krakowa...

...nazwali Lucjana Rydla dziennikarze, pisząc tuż po jego śmierci o przywiązaniu poety do ukochanego miasta. Z całą pewnością Rydla można dziś uznać za patrona krakauerologii (głoszonej przez pewne kręgi nauki o wyższości Krakowa nad resztą świata). Rydel był dosłownie na Kraków chory, w Krakowie nieprzytomnie zakochany. I to co najmniej tak, jak jego przyjaciel Stanisław Wyspiański.

Jakże zaciekle bronił Bramy Floriańskiej, jak agitował w jej obronie! Wytapetował miasto ulotkami przeciwko pewnemu pomysłowi z piekła rodem. Urzędnicy w magistracie zadecydowali bowiem o poszerzeniu bramy, tak by zmieścił się w niej tramwaj elektryczny. Działania Rydla przyniosły skutek i brama ocalała. Drogę na stosownym odcinku obniżono i symbol nowoczesności zmieścił się bez kłopotów. A wiekowe mury jak stały, tak stoją szczęśliwie do dzisiaj.

Przypomnijmy jeszcze jeden epizod, którego i tym razem nie omieszkał wykorzystać Boy. Otóż w 1906 r. Rydel na łamach "Czasu" domagał się niezwłocznej kanonizacji królowej Jadwigi. Bo przybyła z Węgier królowa kochała Kraków, bo była dobra, bo wskrzesiła uniwersytet...

Boy wybuchnął śmiechem i kabaret Zielony Balonik natychmiast zyskał nową balladę. Oto fragment "Proroctwa królowej Jadwigi": "Cóż to za dama!/ Huczy reklama/ Na święty zydel/ Sadza ją Rydel".

Fan małżonki Władysława Jagiełły dał wyraz swojej sympatii do królowej w największej książce prozą pt. "Królowa Jadwiga", wydanej w... Poznaniu (1910).

Młodopolski, lecz praktyczny

Czy fascynacja wsią była w przypadku Lucjana Rydla tylko młodopolską modą, kaprysem? Chłopomanią? Nic podobnego! On naprawdę uciekał do świata podstawowych wartości, do prostoty. Jeśli zajrzymy do liryków, które napisał z myślą o ukochanej żonie, znikną wątpliwości, czy darzył ją uczuciem naprawdę szczerym. Rydlowie przeżyli wspólnie 18 szczęśliwych, choć niebogatych lat, dochowali się dwojga dzieci (Helenki i Lucjana). Dobroć, uroda, zaradność i życiowa mądrość najmłodszej córki Mikołajczyków rozbrajały ponoć niejednego. Nawet zgryźliwa i wiedząca wszystko najlepiej Aleksandra Czechówna z upływem lat przekonała się do małżonki Lucjana, a nawet ją polubiła.

Obok pracy literackiej Lucjan Rydel wykonywał codzienne, przypisane wiejskiej egzystencji czynności; uprawiał ziemię, sadził, kosił, zbierał. Nie wiemy naprawdę, czy wraz z żoną sprzedawał jarzyny na którymś z krakowskich targowisk. W jego bogatej spuściźnie znajdziemy jednak absolutnie wyjątkowe dziełko, artykuł "Z pod Krakowa" zamieszczony w "Przeglądzie Powszechnym". Autor pisze tam o warzywnictwie i ogrodnictwie, o podkrakowskich wsiach zaopatrujących miasto w żywność.

Jak widać, Rydel to nie tylko miłośnik muz, poeta marzyciel, ale człowiek nad wyraz praktyczny. Małżonek Jadwigi Mikołajczykówny działał też w zarządzie powiatowych kółek rolniczych, organizował po wsiach wykłady i odczyty, na których mówiło się m.in. o chorobach wieku dziecięcego, higienie, ciąży i połogu, a także fizjologii roślin i hodowli koni. W stodole w Toniach, gdzie Rydlowie mieszkali, zanim wprowadzili się do Bronowic, organizował spektakle z aktorami chłopami, w swoim czasie tak modne, że do podkrakowskich Toń tłumnie zjeżdżało towarzystwo z miasta. Prowadził też bibliotekę i pękał z dumy, kiedy w obecności przybyłych w odwiedziny krakusów któryś z jego wiejskich sąsiadów zapytał o "Trylogię" Sienkiewicza albo "Kazania" ks. Piotra Skargi.

Nie doczekał niepodległości

Nie był okazem zdrowia i fizycznej krzepy. Ten szczupły, wątłej postury człowiek ciężko chorował na nerki (jedną z nich musiał mu usunąć prof. Maksymilian Rutkowski). Mocno osłabiony organizm ostatecznie pokonało ciężkie zapalenie płuc. Odszedł 8 kwietnia 1918 r., w wieku zaledwie 48 lat, kiedy jego marzenia o wolnej Polsce zaczynały wreszcie nabierać realnych kształtów.

Lucjan Rydel nie zdążył nacieszyć się Rydlówką, w której mieszkał ledwie parę lat. Swoją weselną chatę (właściwie już wtedy dworek) Rydlowie nabyli od szwagra Włodzimierza Tetmajera w 1908 r., lecz zamieszkali w Bronowicach cztery lata później. Wkrótce po wybuchu I wojny światowej przenieśli się do czeskiej Pragi i Pardubic. Taki scenariusz podyktowała wojna. W Bronowicach z uwagi na położenie wsi w pasie fortyfikacyjnym nikt nie czuł się bezpiecznie. Zaledwie kilometr dzielił dworek od fortów pierwszej linii obrony Twierdzy Kraków. Do Rydlówki państwo Lucjanowie wrócili w połowie 1915 r.

Lucjan Rydel (1870-1918) zdążył podziękować ukochanej żonie za szczęśliwe lata, które razem spędzili. Prosił też, by Rydlówka pozostała w rękach rodziny. Los sprawił, że nie był obecny na chrzcie Pepy Singer, weselnej Racheli, kiedy przyjmowała nową wiarę, otrzymując imię Józefa. Córka karczmarza z Bronowic Małych, gorąca zwolenniczka Józefa Piłsudskiego, spełniła obietnicę daną Lucjanowi, że przejdzie na katolicyzm, jeśli Polska odzyska niepodległość.

Bronowicka kapliczka stojąca tuż przy murze na cmentarzu Rakowickim w Krakowie jest symbolicznym grobem Lucjana Rydla i jego żony, wzniesionym przez siostrę poety Annę Rydlównę (weselną Haneczkę) w latach powojennych. Prawdziwy grobowiec rodziny Rydlów został wysadzony w powietrze przez hitlerowców podczas II wojny światowej. Wydało się bowiem, że tamtędy przebiegała ścieżka, którą przedostawano się do niemieckiego składu broni ulokowanego tuż za cmentarnym murem. Kapliczka została w ostatnich latach odnowiona. Umieszczono w niej kopię obrazu Włodzimierza Tetmajera "Bronowicka Madonna", na którym ubrana w strój krakowski Matka Boska trzyma na kolanach Dzieciątko błogosławiące wolną Polskę.

WYSTAWA

Wystawa "Pan wiecznie Młody. Lucjan Rydel w 100-lecie śmierci" została wpisana w miejski program obchodów 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Można ją zwiedzać w Oddziale Teatralnym Muzeum Historycznego Miasta Krakowa "Dom pod Krzyżem" (ul. Szpitalna 21) do 9 grudnia 2018 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji