Artykuły

"Głębia na Zimnej" Sztuka w 6 odsłonach Zygmunta Rylskiego

O sztuce "Głębia na Zimnej" nieznanego autora (czy autorki?), ukrywającego się pod pseudonimem "Rylskiego", możną by z łatwością napisać recenzję ujemną. Bez trudu można by wytknąć pewne niedociągnięcia i naciągnięcia, pewne dłużyzny, choć sama sztuka mimo sześciu odsłon nie jest długa, pewne braki dość epizodycznej kompozycji, zwłaszcza w dalszych odsłonach po bardzo udanym starcie, pewne naiwności... i. t. d. Ale sztuka posiada wystarczającą ilość cech wartościowych, by o niej można było wyrazić się z szacunkiem i uznaniem. Wolimy też wybrać tę drugą możliwość.

Tak często musimy oglądać na scenie bezmyślność, ubraną w mniej lub bardziej pretensjonalną formę, że trudno nie przywitać życzliwie utworu, wynikłego z pewnego zamyślenia się nad rzeczywistością, chęci znalezienia w niej czegoś odmiennego, wykrycia w najzwyczajniejszych sytuacjach ich podszewki, pod którą ukrywa się nieraz całe kłębowisko namiętności. Tak samo jest też w sztuce "Głębia na Zimnej", Sytuacja jest aż nazbyt pospolita i zdawałoby się - nieciekawa zaciszny dworek, dziedzic flirtuje z nauczycielką muzyki swych dzieci, "biedny ale poczciwy" korepetytor kocha się w siostrze swego ucznia, co oczywiście z powodu różnicy społecznej czy majątkowej nie może być zrealizowane w małżeństwo. Czy może być coś bardziej pospolitego? Chyba nie. Ani to nawet, że la nauczycielka omal się nie utopiła w stawie, w "głębi na Zimnej" w czasie przejażdżki z swa uczennicą, Wszystko to temat w sam raz dla Mniszkówny- I chcąc być bezstronnym trzeba przyznać, że coś niecoś tej pospolitości zaszkodziło także sztuce.

Ale całość wypada zupełnie inaczej, gdy patrzymy na nią oczyma córki zakochanego ojca, 17-nastolelniej Niki, dla której sprawą ta jest dramatem. Ta sympatyczna i rezolutna, dojrzewającą panną demonstruje na scenie cały freudowski kompleks Edypa. Cała sztuką - to jeszcze jedna "Freuda teoria".., nie snów co prawda, choć rojenia J sny odgrywają w piej dużą rolę, mieszają się a rzeczywistością tak, że Nika w końcu nie wie, czy usiłowała rzeczywiście utopić "rywalkę", czy to były tylko jej pragnienia podświadome. Egzaltacja i niepokój, przechodzenie od jakiejś obsesji śmierci do groteskowej błazenady - te wszystko cechy okresu dojrzewania. Streszczenie nie da pojęcia o utworze, ale w sztuce wszystkie te odcienie psychologiczne są pokazane w sposób udany i przekonywujący. Nika nie jest przy tym jakimś modelem klinicznym, ale istotą żywą i bynajmniej nie jakąś wyjątkową czy przewrażliwioną dziewczyną. Wyrośnie z niej napewno doskonalą kobieta. Na scenie w końcu, jeżeli nie godzi sią z rzeczywistością, to przynajmniej się jej już nie dziwi. Przeobrazi ją zupełnie pierwszy pocałunek ukochanego, na który czeka, jak w legendzie hinduskiej, gdzie pocałunek ten każe zapominać o wszystkim, co było, o wszystkich poprzednich wcieleniach.

A może to tylko kapitulacja wobec rzeczywistości, koniec huntu młodości, sprzeciwiającej się nawet drobnym świństewkom, z którymi Człowiek potem się oswaja i na nie już nie reaguje...

Co jeszcze trzeba podkreślić w "Głębi na Zimnej", to umiejętność sceniczną w pierwszych odsłonach. Z chwilą podniesienia kurtyny, patrząc jakby na żywy obraz dworskiej rodziny i rezydentów, od razu wszystko wiemy. Pierwsze odezwania poszczególnych osób utwierdzają nas w tej wiedzy i z miejsca wstępujemy in medias res. Początek, którego mógłby pozazdrościć niejeden majster sceniczny.

Całość wyreżyserował p. K. Tatarkiewicz, jak zwykle starannie, nie pozwalając na żadne niedociągnięcia. Z wykonawców należy przede wszystkim wymienić p. Kwiatkowską. Tę bardzo utalentowaną aktorkę oglądamy zawsze z przyjemnością. Rolę Niki opracowała z jak największą starannością; widać było, że nie byłe ta improwizacją, ale owoc troskliwej pracy, opartej na rzetelnym talencie. Ustrzegła się przy tym wszelkiej przesady bardzo łatwej w tej roli. Sekundował jej z powodzeniem p. Żukowski jako korepetytor, lepszy w scenach, kiedy był spokojny, niż kiedy się denerwował. Inne postaci naszkicował autor tylko kilkoma pociągnięciami, choć są one nie mniej wyraziste. Wykonali jej poprawnie pp. Bętkowska, Walterów na, Kostrzewski i Tomaszewski.

Poza tym jest jeszcze jedna osoba; stary rybak, który niegdyś utopił brata i którego zbrodnia ta trapi przez wiele lat. Postać to scenicznie efektowna, ale nieproporcjonalnie w sztuce wyolbrzymiona i za wieje rezonująca. Można by ją całą skreślić, redukując do jedynie istotnego epizodu, ratowania tonącej nauczycielki. Tylko wtedy trzeba by było... jeszcze czymś zapełnić sztukę.., Rybaka grał p. Tokarski. Nie jest to jego najlepsza rola, ale stworzył postać sugestywną.

Dekoracje p. Jarnutowskiego - ładne. Staw coprawda nie za bardzo wyglądał na głębię, ale... cicha woda brzegi rwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji