Striptizer a prowincja i jej mieszkańcy
Tego wieczoru cała widownia Współczesnego sprawiała wrażenie, jakby myślami była na wieczorze panieńskim, z którego zwiał striptizer. Tak drewnianej obojętnej publiczności nie widziałem od dawna - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Maciej Englert, dyrektor Teatru Współczesnego, pochwalił się niedawno w TVP Kultura, że w jego teatrze nic się nie zmienia. W repertuarze znów jak przed laty "Tango" Mrożka [w repertuarze nie ma "Tanga" ale "Czarowna noc. Męczeństwo Piotra Ohey'a" Mrożka - przyp. e-teatr.pl], a na Mokotowską jak dawniej walą tłumy widzów spragnionych kontaktu z żywą, mądrą literaturą podawaną przez świetnych aktorów. Nie zmieniła się nawet liczba foteli.
Jestem więc znów we Współczesnym, co prawda nie na "Tangu", ale na spektaklu Izabelli Cywińskiej "Wasza ekscelencja" według opowiadania Fiodora Dostojewskiego "Wieś Stiepańczykowo i jej mieszkańcy". Inteligentne przedstawienie w zawoalowany sposób opowiada o współczesnej Polsce: bohaterem zbiorowym są mieszkańcy wioski, którym życie zatruwa pewien zarozumiały, chory na manię wielkości osobnik. Wszystkich poucza aroganckim tonem prowincjonalnego moralisty i obraża się śmiertelnie o każdą krytykę. Lokalna społeczność toleruje jego impertynenckie zachowanie dokładnie tak, jak społeczeństwo pewnego środkowoeuropejskiego kraju toleruje zachowanie swoich nowych przywódców. Jednym słowem teatr wyrafinowanej politycznej aluzji i metafory, jak za dawnych dobrych lat.
W przerwie przyglądam się publice. Pod oknem stoi grupa dobrze ubranych młodych ludzi. O czym tak żywo dyskutują? Może o świetnej grze Andrzeja Zielińskiego, który jako Foma Fomicz tworzy monstrualną postać psychicznego wampira i tyrana? A może o aktorstwie Wojciecha Pszoniaka, który najwyraźniej został źle obsadzony i rolę Wujaszka gra lewą nogą? Czy zaskoczyła ich reżyseria Cywińskiej, która odkryła w Dostojewskim pokłady komizmu? I jak im się podoba Leon Charewicz w znakomitym epizodzie chłopa, który z zaciśniętymi zębami uczy się francuskiego? Podchodzę bliżej i nie wierzę własnym uszom. Tematem rozmowy jest wieczór panieński, w którym uczestniczyła jedna z pań. Atrakcją imprezy miał być striptizer, ale jedna koleżanka tak się rozochociła, że upadła, rozbiła głowę i trzeba było wzywać pogotowie. W tej sytuacji striptizer nie dokończył numeru i odjechał. Dyskutujących najbardziej oburzyło to, że tancerz wziął cztery stówy, a przecież nawet nie zdjął gatek. - Skandal! - skomentował ktoś, a reszta pokiwała głowami.
Oczywiście, każdy ma prawo gadać o czym chce i kiedy chce. Nawet w teatrze. Ale tego wieczoru cała widownia Współczesnego sprawiała wrażenie, jakby myślami była na wieczorze panieńskim, z którego zwiał striptizer. Tak drewnianej obojętnej publiczności nie widziałem od dawna. Nie potrafili wykrzesać z siebie nawet cienia reakcji, chociaż spektakl Cywińskiej obfituje w momenty komiczne. A jeżeli już się śmiali, to z rozczochranych włosów aktora. Coś się jednak zmieniło na Mokotowskiej. Foteli jest tyle samo, ale siedzą na nich inni ludzie. I nie wiem, czy to jest dobra wiadomość dla Macieja Englerta i jego teatru.