Artykuły

Londyn. Irena Delmar-Czarnecka doktorem honoris causa

Irena Delmar-Czarnecka - aktorka, śpiewaczka, wieloletnia prezes ZASP za Granicą, organizatorka imprez artystycznych, zasłużona w pracy społecznej, odznaczona wieloma medalami, w tym Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz emigracji niepodległościowej i środowiska polonijnego w Wielkiej Brytanii - otrzymała tytuł doktora honoris causa Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie.

Podniosła uroczystość odbyła się 12 października 2018 roku w Sali Malinowej Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK) w Londynie podczas inauguracji nowego roku akademickiego.

Nie należy do emigracji wojennej, ale przyjęła jej postawę - ideę niepodległościową - i z sukcesem podejmowała działania służące emigracyjnej społeczności. Pracowała z najwybitniejszymi autorami, aktorami i reżyserami polskimi pracującymi w Wielkiej Brytanii. Bardzo blisko była związana z teatrami Wiktora Budzyńskiego, Mariana Hemara, Ref-Rena (Feliksa Konarskiego), Wojciecha Wojteckiego oraz z Teatrem Polskim ZASP za Granicą pod dyrekcją Leopolda Kielanowskiego. Współpracowała z osobistościami kierującymi życiem politycznym, społecznym i kulturalnym emigracji niepodległościowej oraz z Radiem Wolna Europa. Występowała także w telewizji brytyjskiej, w brytyjskich i amerykańskich produkcjach filmowych, a także w międzynarodowym zespole rewiowym "Brasiliana Theatre" i w znanych klubach w Londynie.

Obdarzona sopranem lirycznym marzyła o karierze operowej, tymczasem została piosenkarką, aktorką i oddaną służbie dla Polski organizatorką emigracyjnego życia kulturalnego w Londynie. Przez wiele lat pełniła funkcję prezesa Związku Artystów Scen Polskich za Granicą i prowadziła Teatr Polski ZASP w Londynie.

Poznałam ją w Ognisku Polskim na Opłatku Związku Artystów Scen Polskich za Granicą w styczniu 1982 roku. W Polsce trwał stan wojenny. Jako nowy prezes ZASP za Granicą i organizatorka wieczoru, pani Irena zaprosiła zagubionych, zatrzymanych w UK przez sytuację w kraju ludzi teatru, młodych aktorów.

Wcześniej słyszałam jej nazwisko od Leopolda Pobóg-Kielanowskiego, wieloletniego dyrektora teatru i prezesa ZASP za Granicą. Siedziałam nad dokumentami teatru emigracyjnego w jego domu na Maida Vale. Bardzo martwił się przyszłością londyńskiego ZASP-u i jego sceny. Wierzył, że teatr, który nazywał "służebnym", w obliczu stanu wojennego w Polsce ma przed sobą nowe zadania. Podkreślał jego rolę w podtrzymywaniu polskości i tożsamości narodowej na uchodźstwie, wierzył w posłannictwo aktora obywatela, aktora patrioty. Pan Leopold nie był już w pełni sił fizycznych. Wkrótce wyjeżdżał na Maderę. Chciał przekazać funkcję prezesa komuś młodszemu, kto będzie mógł poświęcić się działalności społecznej bez reszty i bez forowania interesów własnych. "Widzę tylko jedną taką osobę" - mówił. "Irena Delmar ma wszelkie warunki do tego, by poprowadzić dalej ZASP i podtrzymać służebny charakter tego teatru".

Nie mylił się. Wiedział, ile potrzeba dyplomacji, taktu, wyczucia, umiejętności nawiązywania i utrzymywania dobrych kontaktów personalnych dla zdobywania pieniędzy, by ta cała maszyna działała i służyła emigrantom polskim w Londynie.

Irena Delmar-Czarnecka jest wymagająca, konsekwentna, dokładna, dbająca o szczegóły. Łączy w sobie artystyczny "panache" i żołnierską dyscyplinę. Ma wysokie poczucie taktu i dyplomacji, ale też zabawnego humoru. Utalentowana, piękna, elegancka, kobieca, życzliwa - pod każdym względem kobieta z wielką klasą - przez lata umiała zapewnić nie tylko fundusze dla teatru, ale też występowała z inicjatywami, które uparcie realizowała. Zawsze z uśmiechem, zawsze do końca - z sukcesem.

Oprócz występów artystycznych, przez lata nie tylko pielęgnowała tradycję ZASP za Granicą, ale i budowała jego historię. Tworzyła teatr, jakiego potrzebowała publiczność - "służebny", wpisujący się w tradycję teatru żołnierskiego na uchodźstwie. Była piosenkarką, aktorką, producentką, organizatorką. Dbała o pamięć o żołnierzach. Stale pielęgnuje tradycje niepodległościowe.

Kilka miesięcy po pierwszym spotkaniu Pani Irena zaproponowała mi zgromadzenie i uporządkowanie materiałów teatralnych w Bibliotece POSK-u. Załatwiła na to fundusze z Arts Council. Gromadziłam, opisywałam i porządkowałam materiały rozsiane w domach artystów w Londynie i poza nim. Korzystało z tych zbiorów wielu późniejszych badaczy teatru emigracyjnego. Obecnie materiały te znajdują się w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, gdzie są digitalizowane, opracowywane i udostępniane on-line.

Po latach spotkałyśmy się znów w jej "Villi Irena", w salonie pełnym zdjęć, portretów, pamiątek, wspomnień, odznaczeń, wypełnionym jej nieustającą twórczą energią. Irena dopiero co skończyła kolejny wielki projekt, czyli budowę pomnika "Dla Nich" - pierwszego w Polsce pomnika poświęconego dwustu pięćdziesięciu tysiącom żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którego odsłonięcie miało miejsce 21 września 2012 roku na Powązkach - a już pracowała nad organizacją wieczoru artystycznego z okazji 75-lecia Ogniska Polskiego w Londynie. Jednocześnie myślała o kolejnym przedsięwzięciu. Miało to być umieszczenie tablicy z nazwiskami wszystkich członków ZASP za Granicą na ścianie warszawskiego kościoła pod wezwaniem św. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła, gdzie mieści się Duszpasterstwo Środowisk Twórczych.

Im bliżej ją poznawałam, tym wyraźniej dostrzegałam, że działa według jakiejś prawie wojskowej dyscypliny. Ukrytej pod welonem wdzięku, dyplomacji, wiary i pozytywnego nastawienia do świata. Według zasady, że problemy są po to, by je rozwiązywać. Nic dziwnego. Tradycje wojskowe wyniosła z domu, od ojca piłsudczyka. W ukochanym mężu, majorze Kamilu Czarneckim, znalazła nie tylko wielką miłość i przyjaźń, ale też wsparcie w każdej sytuacji.

Miała niezwykłą ciotkę w osobie Mili Kamińskiej. Była to utalentowana, piękna, niezwykle elegancka, znana przed wojną aktorka teatrów w Krakowie, Warszawie, Poznaniu. W czasie wojny bardzo czynnie działała w utworzonym w 1942 roku Związku Artystów Scen Polskich - Gniazdo Londyn. Obok Kazimiery Skalskiej, Bohdana Urbanowicza i Stanisława Zięciakiewicza weszła do pierwszego zarządu tej organizacji. Razem z Kazimierą Skalską organizowały środowisko i zdobywały fundusze na pomoc dla artystów. Na podstawie list otrzymywanych z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża wyszukiwały nazwiska polskich aktorów więzionych w obozach koncentracyjnych, jenieckich, w niemieckich obozach pracy czy w łagrach sowieckich - i wysyłały im paczki. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Irena Delmar właśnie po ciotce odziedziczyła talent organizacyjny, zamiłowanie do działalności społecznej, jak i elegancję. W naszych rozmowach często podkreśla, jak wiele zawdzięcza Mili Kamińskiej i jej mężowi, Witoldowi Czerwińskiemu, dyrektorowi Polskiej Fundacji Kulturalnej, a w latach 1960-1982 głównemu redaktorowi "Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza". To dzięki nim poznała generała Władysława Andersa, Irenę Anders czyli Renatę Bogdańską, z którymi połączyła ją głęboka przyjaźń.

Z dużą wdzięcznością wspomina także o Jadwidze Szymonowiczowej, znanej pianistce, która wraz z mężem Tadeuszem, znanym tenorem, założyła w w 1942 roku ZASP - Gniazdo Londyn. Jadwiga Szymonowiczowa wzięła pod swoje skrzydła Irenę, młodą adeptkę mediolańskiej szkoły muzycznej, przybyłą do Londynu w połowie lat 50. XX wieku. Pomogła jej nawiązać kontakty z wybitnymi artystami, między innymi z Heleną Makowską - aktorką polskiego i europejskiego kina niemego, a także śpiewaczką i nauczycielką muzyki. Ta znajomość okazała się kluczowa dla kariery Ireny Delmar. W Londynie kontynuowała naukę śpiewu w Joan Reynolds-Davis School of Singing, jednak to Helena Makowska opracowała dla niej międzynarodowy repertuar, który umożliwił występy w klubach londyńskich i europejskich.

Przed polską publicznością w Londynie wystąpiła po raz pierwszy w kabarecie literacko-artystycznym "Niebieski Balonik" Wiktora Budzyńskiego. Budzyński, niegdyś założyciel "Wesołej Lwowskiej Fali", prowadził swój kabaret w Ognisku Polskim. Jednak jej pierwszym prawdziwym sukcesem była tytułowa rola w adaptacji operetki Offenbacha "Piękna Helena" w Teatrze Nowym prowadzonym przez Stanisława Belskiego i Feliksa Konarskiego (Ref-Rena) na scenie klubu Roberta Hopena na Chepstow Villas. Adaptacji dokonał Ref-Ren. Według recenzji w "Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza", spektakl był największym sukcesem tego teatru. Publiczność zapełniała salę przez trzy miesiące.

Irena Delmar współpracowała z Konarskim przez wiele lat. Najpierw w jego kabarecie "Wesołe Piekiełko", który mieścił się w klubie Stowarzyszenia Polskich Kombatantów (SPK) w Londynie, potem w rewiach Ref-Rena w Ognisku Polskim. Po wyjeździe Konarskiego do USA prowadziła dalej kabaret Ref-Rena w klubie SPK w Londynie. Mistrz humoru, słowa i rymu przysyłał nowe teksty co tydzień.

Wielokrotnie gościła z występami w USA. Natomiast w Ognisku Polskim grała w Teatrze Aktora prowadzonym przez Wojciecha Wojteckiego, sławnego przed wojną, wybitnie przystojnego amanta. Z przedstawieniami odwiedziła wiele ośrodków polskich na Wyspach. W Teatrze Hemara zadebiutowała w tytułowej roli w "Pięknej Lucyndzie", sztuce opartej na "Natrętach" Józefa Bielawskiego. Stanisław Baliński pisał w recenzji: "Irena Delmar jako Lucynda wyglądała jak zdjęta z osiemnastowiecznego portretu. Prowadziła dialog z humorem, mówiła tekst z bezpośrednią prostotą, bez cienia minoderii, która tak często się zdarza u polskich aktorek, grających tego typu role. Kulminacyjnego walca zaśpiewała pięknie i dyskretnie" ("Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza" 10 lutego 1967).

W latach 60. rozpoczęła współpracę z Teatrem Polskim ZASP prowadzonym przez Leopolda Pobóg-Kielanowskiego. Z dużym powodzeniem wystąpiła w wielu przedstawieniach, m.in. w sztuce "Adwokat i róże" Jerzego Szaniawskiego, w "Kramie z piosenkami" Leona Schillera w reż. Stanisława Szpiganowicza, w "Łowcy mgły" Edwarda Chudzyńskiego. Szczególną popularność przyniosły jej role w sztukach "M - jak miłość" Wiktora Budzyńkiego oraz "Polka prosto z Kraju" Stanisława Balińskiego.

Występowała w spektaklach rocznicowych, recitalach, rewiach Leonarda Biedrzyckiego, Ryszarda Kiersnowskiego, Mieczysława Malicza. "Irena Delmar wnosi talent rewiowy o wielkiej klasie. Jej repertuar z "Wesołej wdówki" i włoska piosenka o starym fraku przypominają wspaniałe rewie warszawskie, których ona sama na pewno nie pamięta, ale na wspomnienie których ożywiają się twarze dawnych bywalców Morskiego Oka i Qui Pro Quo" - pisał Janusz Szturmowski w "Narodowcu" (23 marca 1964). Była "gwiazdą teatrów emigracyjnych". Maciej Cybulski pisał w "Dzienniku Polskim": "Irena Delmar, z mikrofonem czy bez mikrofonu, jest niezaprzeczalnie jedną z najmocniej świecących gwiazd polskiej estrady na emigracji".

Ale jej kariera sceniczna to zaledwie ułamek działalności i życiowych osiągnięć. ZASP za Granicą i Teatr Polski ZASP prowadziła przez ponad 35 lat. Premierą dramatu "Ambasador" Sławomira Mrożka, w reżyserii Leopolda Pobóg-Kielanowskiego, Teatr Polski ZASP zainaugurował otwarcie sali teatralnej w POSK-u (5 czerwca 1982). Kilka miesięcy później, z okazji 40-lecia ZASP za Granicą, Irena zorganizowała wielką galę teatralną z udziałem ponad pięćdziesięciu aktorów. Podobne gale organizowała z okazji każdej kolejnej okrągłej rocznicy emigracyjnego ZASP-u. Na zaproszenie polskich instytucji i organizacji wojskowych oraz społecznych ZASP za Granicą wielokrotnie organizował imprezy upamiętniające święta narodowe, wieczory artystyczne, spektakle i koncerty charytatywne.

Irena Delmar podkreślała w licznych wystąpieniach i publikacjach, że "ZASP za Granicą i Teatr jest wykładnikiem kultury polskiej na ziemi brytyjskiej, teatrem wartości moralnych, pielęgnowanych w imię społecznego i narodowego obowiązku".

Polski Uniwersytet na Obczyźnie dwukrotnie powierzył Irenie organizację programu artystycznego w ramach Kongresów Kultury Polskiej na Obczyźnie, w roku 1985 i dziesięć lat później. Wymagało to nie tylko dopasowania wydarzeń kulturalnych do treści rozważań naukowych, ale przygotowania pięciu imprez na cały tydzień kongresu. W 1985 roku decyzja wystawienia "Żeglarza" Jerzego Szaniawskiego była bezbłędna. Zasadniczą nutą kongresu było pytanie o znaczenie i rolę polskiej zbiorowości poza granicami kraju. Rozważano narodowe mity i gorzką prawdę historyczną. Inscenizacja "Żeglarza" była "o tych wszystkich, którym legenda kapitana Nuta jest potrzebna, którzy tworzą własną prawdę na własny użytek i chcą w nią wierzyć" - jak zauważyła Anna Witek w "Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza".

Dziękując za przyznanie tytułu doktora honoris causa Irena Delmar wspominała: "Doskonale pamiętam harmonijną współpracę z Polskim Uniwersytetem na Obczyźnie przy organizacji wielu ambitnych imprez artystycznych, towarzyszących Drugiemu i Trzeciemu Kongresowi Kultury Polskiej na Obczyźnie w latach 1985 i 1995. Organizowałam wówczas szereg wieczorów artystycznych towarzyszących sesjom naukowym. Bardzo miło wspominam współpracę z prof. rektorem Janem Drewnowskim, prof. rektorem Wojciechem Falkowskim, prof. Zdzisławem Wałaszewskim, z prof. Edwardem Szczepanikiem i z prof. Mieczysławem Paszkiewiczem. Nie jestem w stanie wymienić tutaj wszystkich, którzy pomagali w organizacji wielu wspaniałych uroczystości jubileuszowych i rocznicowych. We współpracy z Polskim Towarzystwem Naukowym wydaliśmy w ramach prac Kongresu Kultury Polskiej na Obczyźnie zbiór poezji zaprezentowanej podczas "Wieczoru poezji Drugiej Emigracji", który otrzymał nagrodę "Dziennika Polskiego". Z przyjemnością wspominam współpracę z prof. rektorem Mieczysławem Sas-Skowrońskim. Podczas jego kadencji, w 1990 roku założyłam ostatnie, dwuletnie Studium Teatralne ZASP przy PUNO. Otrzymany dyplom między innymi pomógł obecnej tu na sali absolwentce naszego studium, Mai Lewis w otrzymaniu licencji na otworzenie angielskiej szkoły teatralnej dla młodzieży. Szkoła istnieje po dzień dzisiejszy i ma dwustu słuchaczy".

W 1992 roku ówczesny prezes ZASP w Kraju, Andrzej Łapicki przesłał na ręce Ireny Delmar życzenia z okazji jubileuszu pięćdziesięciolecia istnienia ZASP za Granicą, podsumowujące dorobek organizacji: "Historyczne zasługi Związku Artystów Scen Polskich na Emigracji stanowią jedną z najpiękniejszych kart w dziejach aktorstwa polskiego". W roku 2005 krajowy ZASP nadał Irenie Delmar tytuł Członka Honorowego.

Do zasług Ireny Delmar należy dodać długą listę koncertów i imprez charytatywnych (Bale Aktora, Bale Emigracji, koncerty dla ofiar wojny w domu Sue Ryder, widowisko "Póki my żyjemy" w 1990 roku, z którego przekazano ponad 2.000 funtów na Fundusz Pomocy Krajowi; monodram Olgierda Łukaszewicza na rzecz Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie w 2014 roku), wiele koncertów i działań upamiętniających wybitne postaci emigracji niepodległościowej (m.in. tablice pamiątkowe Mariana Hemara, Ref-Rena i Leopolda Pobóg- Kielanowskiego czy Włady Majewskiej w Ognisku Polskim), cykl programów "Wielcy Polacy" (imprezy poświęcone pamięci gen. Władysława Andersa, Mariana Hemara, Włady Majewskiej, Ireny Anders), nie licząc regularnie organizowanych Opłatków ZASP. Kiedy nieubłagany czas zabierał aktorów na wieczną scenę, Irena Delmar dbała również o ich miejsce na cmentarzu, kupując działki na groby i dbając o pomniki. Przynosiła kwiaty, odwiedzała chorych w szpitalach i tych w domach opieki. Żegnała na pogrzebach. "Nasza organizacja istnieje, aby swoim istnieniem przypominać także ludzi teatru, których już między nami nie ma" - podkreśla.

Dziękując za przyznanie zaszczytnego tytułu, Irena Delmar wspomniała wiele osób zasłużonych dla polskiego życia kulturalnego na londyńskiej emigracji: osobistości polityczne, działaczy społecznych, aktorki i aktorów należących do ZASP za Granicą i występujących na emigracyjnych scenach. "Przyjmuję to wyróżnienie także w ich imieniu" - powiedziała. Te słowa są charakterystyczne dla jej życiowej postawy. Przy każdej okazji docenia i okazuje szacunek ludziom, którzy przewinęli się przez jej życie, z którymi pracowała, których znała. Kartek świątecznych, a nawet kopert nie wyrzuca od lat. Skrzętnie zbiera i zamyka je w pudełkach z pamiątkami. Ludzie zawsze byli i są dla niej najważniejsi, po prostu drodzy.

Prof. Ewa Lewandowska-Tarasiuk napisała w laudacji wygłoszonej podczas uroczystości wręczenia tytułu doktora honoris causa: "Irena Delmar-Czarnecka stworzyła fenomen sztuki w jej artystycznym wyrazie scenicznym, w którym słowa i dźwięki otwierały umysły, serca i budowały poczucie miłości, wiary i nadziei... w naszą duchowość. Nadawanie sztuce ludzkiego wymiaru, który służyć miał człowiekowi, niejednokrotnie uwikłanemu w dramatyczne scenariusze dziejów, ratowało polskość, bo sceniczny artyzm, sztuka SŁOWA i wokalnej frazy, niezapomniane gesty miłości kierowane do potrzebujących wsparcia i upamiętniające ślady ludzkiego poświęcenia, to fenomen osobowości Polki, Artystki i wielkiej humanistki. Podziwiamy ją na scenie życia..."

Za służbę tej kulturze i pielęgnowanie jej przez lata na emigracji w Londynie, wśród wielu wyróżnień i odznaczeń, Irena Delmar-Czarnecka otrzymała Krzyż Kawalerski Orderu Polonia Restituta nadany przez prezydenta Edwarda Raczyńskiego, Złoty Krzyż Zasługi z rąk prezydenta Kazimierza Sabbata. Przez prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego została odznaczona Krzyżem Oficerskim Polonia Restituta, przez prezydenta Lecha Wałęsę Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Otrzymała też medal Polonia Mater Nostra Est, nadany przez Społeczną Fundację Pamięci Narodu Polskiego. W roku 2015 za wszechstronną działalność artystyczną i kulturalną, promującą polską kulturę w świecie, została odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji