Artykuły

Chór Polaków

"Hymn do miłości" Agaty Adamieckiej i Marty Górnickiej w reż. Marty Górnickiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Dorota Szwarcman na swoim blogu.

Dostałam zaproszenie na spektakl w Teatrze Powszechnym, zapewne dlatego, że jest on w pewnym sensie muzyczny. A że reżyserka Marta Górnicka jest nominowana do Paszportu "Polityki", poszłam z tym większą ciekawością.

Chór jest domeną teatru Górnickiej. Stworzyła swego czasu Chór Kobiet - kilka jego przedstawień podróżowało po różnych krajach. To nawiązanie do komentujących chórów z greckiego teatru, ale o ile w tragediach chodziło o puentę, podsumowanie, to tu chór staje się zbiorowym bohaterem. I środkiem do ukazywania problemów zbiorowości. A więc także narzędziem politycznym. Tak jest też ze spektaklem, który właśnie widziałam - "Hymnem do miłości", który powstał prawie dwa lata temu: premiera odbyła się w styczniu 2017 r. w poznańskim Teatrze Polskim. Od tego czasu jeździ po świecie, szczególne uznanie zdobywając w Niemczech - berliński Maxim Gorki Theater jest zresztą jednym z koproducentów.

Zespół, który uczestniczy w spektaklu, jest zróżnicowany, tak, jak zróżnicowane jest społeczeństwo - są kobiety i mężczyźni, młodsi i starsi, jest dziewczyna czarnoskóra, chłopczyk przed mutacją, kobieta z Downem. I są niezwykle zdyscyplinowani, zgrani, co robi tym większe wrażenie. Obrazoburczy kolaż hymnów, pieśni masowych, patriotycznych i religijnych, wymieszany z komunałami i ksenofobicznymi tekstami, wkurzenie, bunt, hipokryzja, wysokie mniemanie o sobie, kompleksy - wszystko to, co widzimy w naszym dzisiejszym życiu, jest tu spotęgowane. Siła tego chóralnego działania jest w rytmie, jest też w śpiewie, w krzyku, ale i w geście.

"Wierzę, że CHÓR jako figura zbiorowości potrafi pokazać, jak działają nieświadome mechanizmy zbiorowe. Jego pieśń ujawnia grozę wspólnoty spojonej miłością do ojczyzny zamieszkiwanej wyłącznie przez Swoich" - pisze reżyserka. Puentą jest tu przywołanie przesłania Andersa Breivika oraz cytat z "Pasji Mateuszowej" Bacha. "W tej pracy cały czas towarzyszył mi też obraz obozowej orkiestry, która grała niemiecką klasykę, marsze i szlagiery z przedwojennych operetek. Więźniowie zmuszani byli do zbiorowego śpiewu. Muzyka brała udział w Zagładzie. Śledzę to przymierze pieśni i mordu".

Spektakl jest więc pewnym ostrzeżeniem, i to mocnym. Wrażenie jest ogromne; co wydało mi się szczególnie cenne, to żywiołowa reakcja młodej publiczności (starszej zresztą też). Może tak właśnie trzeba mówić do młodych o groźbie zła - w sposób mocny, czytelny i efektowny, ale nie efekciarski.

Tekst libretta napisała reżyserka, w kształt muzyczny ujęła jedna z ciekawszych kompozytorek młodego pokolenia, Teoniki Rożynek. Marta Górnicka spełniała również rolę dyrygenta, stojąc na krześle na widowni i kierując zespołem. Bardzo to się sprawdza - precyzja również sprawia wrażenie.

Gdy patrzyłam na ten spektakl, przypomniały mi się własne dawne próby troszkę w tym duchu, ostatecznie niezrealizowane - było to w 1981 r., podczas pełnego napięcia karnawału pierwszej "Solidarności". Weszłam wtedy po kilkuletniej przerwie w kontakt ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia i zabrałam się za robienie utworu. Byłam na etapie wyboru materiałów z taśmoteki efektów - krzyki i skandowania, odgłosy ludzkich mas miały zmieniać się w odgłosy żywiołów, zapętlać się z nimi, potęgować się w grozie. Ale przyszedł stan wojenny i stał się puentą. A Studio wówczas zamknięto i już tam potem nie wróciłam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji