Artykuły

Biblioteka Erwina Axera

Temat Axer pisarz... Wraz z pierwszą myślą stanęły mi przed oczyma nie tomiki jego prozy, ale obraz bibliotek w mieszkaniu przy ulicy Odyńca i w mieszkaniu Ewy Starowieyskiej przy ulicy

Langiewicza - obydwie w Warszawie. To nie były przytłaczające księgozbiory, ale rysowały, wraz z lekturami na tak zwanym podorędziu (na biurku, na stoliku), portret człowieka wśród książek. Wydaje mi się, że spojrzenie na pisarstwo Erwina Axera od strony księgozbioru, który zgromadził (pierwsze pytanie, czy rzeczywiście go gromadził), przez pryzmat tego, co i kiedy czytał, jak czytał, może być inspirujące.

Wiele odpowiedzi na te pytania daje rozmowa Barbary N. Łopieńskiej, przeprowadzona w 1996 roku w cyklu "Książki i ludzie" dla "Res Publiki Nowej" (Łopieńska, 1996). Pożyteczne są i inne wywiady z Axerem i, oczywiście, napisane przez niego książki. Dużo mi dał kontakt z synami, Jerzym i Andrzejem, a także z Agnieszką Rabińską, wieloletnią redaktorką książek Erwina Axera.

Na pierwsze pytanie Łopieńskiej - "Ile miał pan w życiu bibliotek?" - Axer odpowiada: "Kilka. Pięć albo sześć. Pierwsza była mówiona" (Rozmowy, 2017, s. 203). Nieco ją charakteryzuje, wchodząc w dygresje wspomnień. Wymienia jeszcze bibliotekę rodziców we Lwowie, bibliotekę w karpackim domu w Sławsku, która zapewne była pochodną lwowskiej. Po czym odliczanie się urywa, by odnaleźć się przy Odyńca.

Zaczęłam szukać tych dwóch, trzech zagubionych bibliotek, numerować... naiwnie - jak się okazało - o czym później. Najpierw próba rekonstrukcji.

Biblioteka 1 - mówiona

W Baden pod Wiedniem, a od prawie trzeciego roku życia we Lwowie. Zapewniała ją guwernantka Greta, pochodząca z sudeckich Niemców, którzy są ponoć bardziej niemieccy od Niemców - jak Polacy lwowianie. Może dlatego opowiadanie przez nią bajek Axer nazwał indoktrynowaniem, co nie umniejszało jego przywiązania do panny Grety. Wychowywała go na niemieckiej kulturze (literaturze i piosenkach, na przykład "Lorelei", rozmawiali po niemiecku.

Axer wymienia "Jasia i Małgosię" i inne baśnie braci Grimm, opowieści o Rubezahlu, czyli olbrzymie Liczyrzepie, postaci z niemieckośląskich baśni i legend. Greta uczyła Erwina i młodszego o prawie dwa lata Henryka ("Rysia") wierszy po niemiecku na urodziny ojca, po francusku na urodziny matki. Recytowali je pod czujnym okiem troszczących się o ich edukację rodziców - także w języku polskim.

Od około ósmego roku życia synowie słuchali, jak ojciec, z racji własnych zamiłowań, czytał im "Ogniem i mieczem", ale "tylko opisy bitew i czasem [z "Potopu" - MZ| o tym, jak Zagłoba wydostawał się z niewoli. A kiedy byłem w gimnazjum, ojciec zaczynał jakieś zdanie z Trylogii i kazał mi je dokończyć" (Rozmowy, s. 205). Wielkie znaczenie miały też liryki recytowane przez ojca i jego repertuar muzyczny. Maurycy Axer miał zwyczaj po obiedzie, przy dobrym humorze, śpiewać arie operowe i operetkowe, rozmaite pieśni i piosenki. Matka (Fryderyka z Schusterów) nie czytała synom. Czytanie Sienkiewicza przez ojca było świętem, cudownym wspomnieniem z dzieciństwa, które Erwin Axer przenosił na syna, Jerzego. Naśladował przy tym ojca, który miał piękny głos, był znakomitym mówcą, ale to było naśladownictwo nie osoby, lecz obrzędu, wynikało z uwielbienia rodzica. Czytał Jerzemu opisy bitew z "Trylogii", a także po niemiecku wiersze Schillera, Goethego i Heinego, które najbardziej lubił Maurycy Axer. To było od święta. Na co dzień opowiadał mu bajki, ale nie Grimmów, tylko własne (wierszowane, ironiczne i z morałem, pisane dla dzieci Kreczmarów w czasie okupacji, ale i później, w czasach stalinowskich), wymyślał także parafrazy, choćby przedwojennego disnejowskiego serialu o Kubusiu Marynarzu, który miał nadludzkie siły, bo jadł szpinak. U Axera Kubuś Marynarz przyjaźnił się z... Janosikiem i tu zaczynała się niekończąca się dygresyjna opowieść o zbóju. Wymyślał też łagodniejsze warianty okrutnych scen, których syn nie mógł znieść, na przykład zakończenia "Lisa Witalisa" czy Papugi-Peciugi". Prowadził też narrację bajek wyświetlanych przez laterna magica, prezent przywieziony Jerzykowi z zagranicznego wojażu. Na obrazkach nie zabrakło Grimma, na przykład historii Jasia, który będzie bezpieczny, dopóki się nie przestraszy. Ważne też były książki Jana Żabińskiego, od przedwojnia dyrektora warszawskiego zoo, prywatnie przyjaciela domu. Jerzy, wielki miłośnik zwierząt i przyrody, nakłaniał ojca do czytania tych książek. Miały one wpływ na obydwu. Biblioteka mówiona istnieje w pamięci Jerzego Axera, lecz głównie budowana była przez wieloletnie codzienne czytanie przez matkę.

Jeśli chodzi o młodszego syna (z Zofią Mrozowską) - Henryka Andrzeja - temat biblioteki mówionej Erwin Axer zamyka anegdotą: syn do snu zapragnął nie lektury, ale samochodu i - to nie zabawki; na szczęście, zaspokoił się kierownicą warszawy i sam sobie opowiadał bajki, zapewne motoryzacyjne (por.: Axer, 2003, s. 190-191). To wersja podbarwiona na potrzeby literackiej pointy - wyjaśnia dziś syn. Ojciec natomiast stanowczo nalegał, żeby już w dzieciństwie przeczytał przynajmniej "Biblię", "Rozmowy z Goethem" i "Popioły" - na wypadek, gdyby po nic innego w życiu miał już nie sięgnąć. Ze wspólnych z rodzicami chwil, z lat sześćdziesiątych, syn pamięta lekturę "Mary Poppins", "Człowieka, który był Czwartkiem", "Grahama Greene'a" i układane przez ojca za kierownicą samochodu wiersze, na przykład bardzo śmieszny poemat na wzór Mickiewiczowskiego "Powrotu taty" o przyjacielu Edwardzie Csató czy śpiewane w oryginale songi z "Opery za trzy grosze".

W późniejszym okresie Erwin Axer opowiadał w Wiedniu bajki najmłodszym potomkom zaprzyjaźnionej rodziny Strouxów, ludzi teatru - Luizie i Danielowi (por.: tamże).

To musiał być odruch.

Biblioteka 2 - rodziców we Lwowie

"W domu była spora biblioteka ojca, prawnicza oraz jego ulubionych książek - bardzo różnych" (Axer, 1998, s. 98). Księgozbiór polsko-niemiecki. Kancelaria adwokacka była częścią mieszkania przy ulicy Fredry 4a. Mimo wiedeńsko-badeńskiej przeszłości, dom nie był przesycony c.k. nostalgią. W bibliotece stał Grillparzer, Kisch (ojciec czytał namiętnie), Haśek (ojciec czytał i cytował) i "gruba książka w czerwonej oprawie, ze złoceniami, z portretami chronionymi bibułką, "Jeden dzień z życia cesarza" (s. 98). Książek Josepha Rotha w domu nie było, matka przynosiła z czytelni. "Radetzky-Marsch przeczytałem dopiero w latach siedemdziesiątych w Wiedniu. Bardzo mi się podobał zwłaszcza monolog wewnętrzny starego cesarza, z którym w pełni współczuję, albo tak mi się tylko wydaje" (s. 99).

Czytanki i odpytywanki ojca kusiły Erwina do samodzielnej lektury, także pod kołdrą w świetle latarki, by dociec, co dalej. Tak się zaczął nałóg. Pierwszą książką, którą sam przeczytał, miała być bajka o Dylu Sowizdrzale, ale nie w wydaniu flamandzkim, tylko niemieckim - Eulenspiegel. "Czas bajek to był jeszcze czas lektur niemieckich. Po polsku były już książki dla dzieci, nie bajki sensu stricto. Chętnie czytałem Konopnickiej "O krasnoludkach i sierotce Marysi", naprawdę ją lubiłem. Przeczytałem później wiele bajek, o Borucie, o Panu Twardowskim, ale niemieckie były wcześniej i dlatego bardziej mi utkwiły w pamięci. Tylko Konopnicką pamiętam dokładnie do dzisiaj" (Rozmowy..., 2017, s. 12). Tak więc mieszają się "Lis Przechera" Goethego i bajki Grimmów z baśniami Andersena, Leśmiana, do tego "Baśnie tysiąca i jednej nocy" w opracowaniu Wittlina - mogę do dziś cytować z nich całe fragmenty" (s. 204).

AXER: Ale mogę pani powiedzieć, jaka książka najbardziej mi w życiu pomogła.

ŁOPIEŃSKA: Jaka?

AXER: Bajki braci Grimm. Na pewno nie Andersen, który wydawał mi się zbyt smutny i sentymentalny.

ŁOPIEŃSKA: Za to bajki braci Grimm są okrutne.

AXER: Właśnie: okrutne, a jednocześnie optymistyczne, bo jeśli bohater się nie bał, to w końcu nic złego mu się nie mogło przydarzyć. Od braci Grimm nauczyłem się, jak okrutne może być życie, ale nauczyłem się też, jak należy się zachować. W ogóle myślę, że bardziej jestem produktem autorów niż przygód życia, których przecież nie brakło. Jeśli uszedłem cało - choćby w czasach okupacji - niemała w tym zasługa książek, które zawierały stare recepty i sposoby ratunku. Jak bajki braci Grimm właśnie (s. 203-204).

Do ósmego roku życia przeczytał Kiplinga (z pewnością "Księgę dżungli"). Uległ urokowi ilustrowanej przez autora, Wilhelma Buscha, opowieści "Max i Moryc", wydanej w roku 1865 i święcącej przez lata triumfy. Była to historyjka (dziś powiedzielibyśmy: komiks) "o dwóch niegrzecznych chłopcach, którzy spadli młynarzowi przez komin. Posiekało ich na kawałki, piekarz zrobił z nich placek i dał kurom. [...] Wszystkie dzieci wychowane w kulturze niemieckiej czy angielskiej czytały takie książki" (s. 204).

W latach gimnazjalnych czytał bardzo dużo: "i śmieci, i bardzo dobre rzeczy" (s. 205). Książki zapewne brał z rozmaitych źródeł, ale głównym była domowa biblioteka.

AXER: Potem czytałem, jak każdy chłopak dość konwencjonalnie: "Trylogia", cały Słowacki, Mickiewicz.

ŁOPIEŃSKA: Czytał pan Słowackiego bez szkolnego przymusu?

AXER: Oczywiście. Kiedy miałem jedenaście lat. A "Kordiana" przeczytałem chyba wcześniej. Horzyca wystawiał we Lwowie sporo klasyki i to, co on wystawiał, umiałem na pamięć. "Dziady" umiałem na pamięć jako czternastolatek.

ŁOPIEŃSKA: Całe czy tylko III część?

AXER: Cały tekst grany przez Schillera. Ale zaznaczyłem sobie w książce jego skróty i potem również znałem je na pamięć. Przeglądałem "Biblię" w przekładzie księdza Wujka, bo tam były wspaniałe rysunki Gustawa Doré. [...] Jednocześnie przeczytałem wszystkie trzy cykle Karola Maya [zapewne indiański, arabski i wschodni - MZ], połykając dwa tomy dziennie (s. 204-205).

Szkolne lektury wiele zawdzięczają inspirującym analizom nauczyciela języka polskiego - poety Stanisława Maykowskiego. Typowe młodzieńcze przeżycia czytelnicze to: Sienkiewicz (także "W pustyni i w puszczy", "Krzyżacy"), Żeromski ("Przedwiośnie", "Popioły"), Dumas, Verne, ale także nowości - cykle opowiadań Kadena-Bandrowskiego "Miasto mojej matki", "W cieniu zapomnianej olszyny", "Telewizor Orkisza: Powieść fantastyczna" Jana Marjana Dąbrowy. Przyswajanie na pamięć klasyki polskiej to nie tylko sprawa wczesnego umiłowania teatru, ale też formacji - o "Weselu" powie, że umiał całe "jak każdy w moim pokoleniu". Miały to być przeżycia estetyczne, nie patriotyczne - jak w generacji rodziców czy dziadków.

W kółko czytał już liryki (i pisał, a nawet publikował). To byli, na przykład, skamandryci, zwłaszcza ubóstwiany przez niego Julian Tuwim, któremu poświęcił wiersz "Bóg". Pod koniec gimnazjum fascynował go relatywizm mistycyzujący i problemy etyczne Huxleya ("Niewidomy w Gazie", "Ostrze na ostrze"). Lektury marksistowskie (poruszył go "Manifest komunistyczny") kontrapunktował czytaniem pism Russella - i jemu wierzył. Na studia do Warszawy wyjechał w poczuciu swej lewicowości, ale i z umiłowaniem choćby Chestertona, zwłaszcza "Człowieka, który był Czwartkiem", co wyniósł z lwowskiego teatru.

Biblioteka rodziców przepadła w całości. Nie spłonęła, została splądrowana wraz z mieszkaniem, z którego Axerowie zostali przegnani. Uciekając ze Lwowa, ani matka, ani Erwin nie zabrali ze sobą książek.

"[...] chodziłem po rozległych pokojach pośród mebli, które zostawały, patrzyłem bezmyślnie na obrazy i książki, z którymi przyzwyczaiłem się żyć, i nagle poczułem, że jedno ramię, samo bez mojej woli i wiedzy zaczyna podrygiwać - podskakiwać na znak całkowitej bezsensowności wszystkiego (Axer, 1984, s. 136-137)."

Wygnaniec opuszczający swój kraj, zaczyna instynktownie czepiać się ziemi, chłonąć ją oczami, jak gdyby chciał ją całą przechować w pamięci (Stempowski, 1984, s. 76).

Trzy-cztery książki wróciły do Erwina dzięki ludziom, którzy po wojnie, widząc w nich podpis znanego adwokata Maurycego Axera, kupowali je u bukinistów i przesyłali synowi. To był między innymi tomik poezji Friedricha Schillera w oryginale i "Czarny orzeł" - historia orła, który zamieszkał w Alpach i prowadził życie króla ptaków. Tę książkę otrzymał Jerzy Axer, wpisywała się w jego zoologiczne zainteresowania i miała stanowić zachętę do nauki niemieckiego.

Tu trop bibliotek wymienionych przez Axera w wywiadzie Łopieńskiej urywa się, pojawiają się listy lektur związane z kolejami życia. "Przekonałem się nieraz, że zdobyte w ogniu życia własne doświadczenia lepiej służą i są pewniejsze od owoców doświadczenia cudzego, którym nas karmią autorzy" (Axer, 1998, s. 80). Contradictio in opinionibus - typowa względność rzeczy w myśleniu autora "Ćwiczeń pamięci", jeśli pamiętać przekonanie wyniesione z lektury bajki Grimmów.

Lista lektur - studenta PIST

Erwin Axer mieszkał w Warszawie na stancjach, nie miał swojej biblioteki, korzystał ze zbiorów Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej i innych. Leon Schiller kazał mu przyswoić w tydzień całego Szekspira. A jeśli chodzi o książki o teatrze, kupić "Historię teatru" Gregora, "Teatr współczesny" Baba i "Historię sztuki" Hamanna, przeczytać "Posłannictwo teatralne Wilhelma Meistra" Goethego. "A poza tym kazał interesować się Kolbergiem, historią malarstwa i wyznaczał dużo lektur do poszczególnych zadań" [Rozmowy, 2017, s. 208). Zachęcał do czytania "L'Art du theatre" Craiga, Nestriepky'ego, Baudelaire'a... Przygotowując się do warsztatu, którym było wystawienie "Zwiastowania" Claudela, miał przeczytać pisma "Villiers de Lisie" Adama i Schure'a, francuskich symbolistów, szwajcarskich mistyków, studiować liturgię, chorały gregoriańskie, chodzić na roraty... Na bieżąco być z Giraudoux, Cocteau, Gide'em, Freudem, Jungiem, Adlerem, Kretschmerem... Spanie ograniczyć do pięciu godzin, a liczbę języków obcych doprowadzić do czterech...

"Sympatyzowaliśmy jednak w PIST z teatrem rosyjskim - Tairowem, Meyerholdem, Wachtangowem. Interesowaliśmy się utworami, które przekładał Broniewski i jeszcze paru innych, od Pilniaka przez Aleksego Tołstoja, Szołochowa, do zapomnianego dzisiaj Trietiakowa" (s. 31-32).

Wciąż dużo czyta skamandrytów. Pod wpływem kawiarnianej mody zabiera się do Marcela Prousta, pięciu tomów "W poszukiwaniu straconego czasu", które ukazały się w latach 1937-1939 w tłumaczeniu Boya. Znudziły go śmiertelnie.

Długo też dojrzewa do zrozumienia Czechowa dramaturga (do czasu wystawienia "Trzech sióstr" w 1963 roku). Odkąd tuż przed wojną w lwowskim radiu zajął się "Kasztanką", wielbił go jako prozaika, ale nie mógł doczytać sztuk, uważał je za nazbyt psychologiczne. Kłopot miał też z Conradem.

"Ale tak właściwie, kiedy studiowałem w Warszawie, byłem zagubiony. [...] Znowu przeczytałem Słowackiego od deski do deski, poza "Królem-Duchem", którego przejrzałem, bo w gruncie rzeczy jestem dość powierzchowny" (s. 208-209).

Lista lektur - okupacja

Na początku we Lwowie, kiedy nie było można się zorientować, co się dzieje, a zaczęły się już niemieckie naloty, do piwnicy domu znosi "Żywoty pań swawolnych" Pierre'a Brantóme'a. Jego wspomnienia z tamtych dni przypominają antybohaterską narrację Mirona Białoszewskiego z powstania warszawskiego, które zresztą stanie się i jego udziałem, a także przedmiotem opisu. Nieprzyjęci do wojska we Lwowie, wraz z bratem i kolegą idą w stronę Karpat, szukając po drodze punktów koncentracyjnych polskiej armii. Dalszym celem jest Słoboda Rungurska i Stanisław Vincenz, bliższym - Majdan i rodzina matki, która pochodziła z niedalekiej Kołomyi.

Nadal nie było wiadomo, o co chodzi, także po wkroczeniu Sowietów. Na leżaku w sadzie "wyciągnąłem z biblioteki "Cołas BreugnonCołas Breugnon" tudzież parę innych książek i zajadając jabłka oddałem się lekturze. W ten sposób spędzałem odtąd prawie wszystkie dni" (Axer, 2003, s. 31-32). Ucieczkowe samozakłamywanie rzeczywistości trwało do powrotu do Lwowa.

"Moje pokolenie nie rozumiało tych wzruszeń [patriotycznych pod wpływem lektury - MZ] do wybuchu wojny. Wtedy cała literatura romantyczna, zwłaszcza liryki ożyły. Pamiętam liryki Słowackiego, które mnie obsesyjnie prześladowały przez pierwsze miesiące sowieckiej okupacji we Lwowie. Zacząłem je rozumieć inaczej" [Rozmowy, 2017, s. 18).

Po ponownym wkroczeniu Niemców do Lwowa, w ręce Axera ślusarza trafia przypadkowo artystyczna biografia Stanisławskiego "Moje życie w sztuce" - w przekładzie na niemiecki lub francuski.

ŁOPIEŃSKA: W jakim okresie swego życia czytał pan najwięcej książek?

AXER: W czasie okupacji, kiedy uciekłem do Warszawy i ukrywałem się dwa lata na Żoliborzu w mieszkaniu mojej pierwszej żony Doni Kreczmarowej, połknąłem wszystko, co dotyczyło teatru rosyjskiego, bo miałem dostęp do biblioteki Ryszarda Wragi. On byt przed wojną szefem "dwójki" na Rosję i rezydentem w Moskwie i, jak to bywa z takimi agentami, nienawidził Rosji, ale zakochał się w teatrze rosyjskim. Przez dwa lata czytałem. Bo co miałem robić?" (s. 209).

Dostarczano mu rozmaitych książek. Z rzeczy, które były w tym mieszkaniu, prawie nic nie zostało, bodaj tylko serwantka, która trafiła na Odyńca i wykorzystywana jest do dziś jako szafka na książki i "papiery".

W oflagu czytał książki znalezione na miejscu ("Faust", Schopenhauer, Heine...) i te które, jeńcom (w ich ojczystych językach) Czerwony Krzyż przysyłał z Genewy. Wspomina "Dysk olimpijski" Jana Parandowskiego. Zaczyna spisywać z pamięci swoje stare wiersze, pisze nowe, notuje wspomnienia z początków wojny.

Lista lektur - dyrektora teatru

AXER: [...] kiedy zostałem dyrektorem teatru w dwudziestym dziewiątym roku życia, zorientowałem się, że w ogóle przestałem czytać. Dyrektor teatru, jeśli traktuje swoją rolę poważnie, ma czas tylko na czytanie sztuk. [...] ale przecież nie mogłem żyć całkiem bez książek. I właśnie z tego nieczytania narodził się sposób czytania w kółko tych samych książek. Zacząłem wtedy czytać dwóch autorów: Tomasza Manna i Goethego. I przez wiele lat lektura tych dwóch pisarzy mi wystarczała. [...]

ŁOPIEŃSKA: Na ile lat wystarczają Mann i Goethe, jeśli się ich w kółko czyta?

AXER: Na długo. Obaj bardzo mi pomagali - na przykład w pisywaniu felietonów do pisma "Teatr". Eckermann dał mi bezpośredni dostęp do myśli Goethego. Był człowiekiem prostolinijnym i rzetelnie przekazywał myśli Goethego.

"To były lata pięćdziesiąte i początek sześćdziesiątych, a i teraz czasem jeszcze do tych lektur wracam. Oczywiście, coś tam jeszcze dorywczo czytałem. Nie jestem człowiekiem wykształconym i oczytanym, ale łapałem to, co mnie w danym momencie interesowało, i czasem miałem takie szczęście, że to, co czytałem, dobrze korespondowało z tym, co robiłem w teatrze" (s. 206-207).

"Rozmowy z Goethem" zastąpiły mu na jakiś czas całą bibliotekę, stały się osobliwą encyklopedią, objęły cały świat.

Pytany dużo później przez redaktora "Res Publiki Nowej" o najważniejszą książkę w życiu, wskazał właśnie na zapiski młodego człowieka z niemieckiej prowincji, Johanna Petera Eckermanna, na lekturę, która wpadła w jego ręce przypadkiem (por.: Axer, 1998, s. 80-81).

Czy był Homo unius libri - "człowiekiem jednej książki"? Odpowiadał sam sobie: Cave ad homine unius libri'. - "Strzeż się człowieka jednej książki" (por.: Axer, 1991, s. 5-9).

Uważając, że klasyka polska poradzi sobie na scenach PRL-u, postawił sobie zadanie: dać widzom swojego teatru współczesne sztuki francuskie, angielskie i po części niemieckie, które uznawał, poprzez przywiązanie do idei i słabe tradycje mieszczańskie, za źródło bliskie tradycji polskiej dramaturgii i teatru. A więc długa lista autorów, których wystawiał najpierw w Łodzi, potem w Warszawie przy Mazowieckiej 13, z chwilową delegacją na plac Teatralny.

Z drugiej strony - dramat produkcyjny, który należało znać, by go zręcznie użyć i obejść. I masa polskiej dramaturgii.

W dużej mierze zawdzięczał ją "Dialogowi", osobistym kontaktom z jego założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym Adamem Tarnem. Darzył zaufaniem tłumaczenia publikowanych tam sztuk, a na jakość przekładu był bardzo uczulony (sam wołał czytać i cytować w oryginale). No i masa nadsyłanych w maszynopisach dramatów.

Znał doktryny teatralne i starał się wciąż czytać, a przynajmniej śledzić to, co się ukazywało w Polsce (i nie tylko) o teatrze. Dalej teatrologia niemiecka: Gregor, Otto Brahm, Paul Schlenther. "Moja profesja" Obrazcowa, która mogła mieć podobną rolę w kształtowaniu stylu jego pierwszych tekstów, jak Stanisławski. Miesięcznik "L'art du theatre" i inna prasa obcojęzyczna dostępna w Empiku przy placu Unii Lubelskiej, przedruki w "Forum". Poza tym wiele tytułów obecnych i w domu, a służących orientacji w rzeczywistości.

Na liście wciąż czytanych skamandrytów przetasowania: Tuwim na bok, Słonimski w górę. Mimo ograniczającej funkcji dyrektora teatru, w jego tekstach są wzmianki o lekturze Greene'a, Jamesa Joyce'e i wielu innych... W wieku pięćdziesięciu lat porządnie czyta całego Prousta: "A ponieważ się zakochałem, nic nie mogłem robić. Leżałem na tapczanie i przeczytałem od deski do deski bardzo namiętnie. Teraz czasem do niego wracam" (Rozmowy..., 2017, s. 206). Ten powrót do "W poszukiwaniu straconego czasu" pamięta Andrzej Axer ze wspólnych z ojcem nart w Krynicy, on też - jako trzynasto-, czternastolatek - sięgnął wtedy do Prousta. Rozmawiali przy równoległej lekturze o mechanizmach pamięci, wspominania.

Biblioteka dyrektorska w Teatrze Współczesnym nie powstała. Nie pozwalała na to szczupłość gabinetu, który spełniał różne funkcje. Kto chciał, brał z niego książki. Wiele lektur zapewniał współprowadzący zespół Jerzy Kreczmar.

Wracam do bibliotek, które wymienił Axer w wywiadzie Łopieńskiej.

Biblioteka 3 - w Warszawie, na Odyńca

Budowana była od podstaw, od 1950 roku, po przyjeździe z Łodzi, głównie przez żonę, która gromadziła klasykę polską i światową. Jej rodzinny księgozbiór ocalał, ale został w całości w żoliborskim mieszkaniu Jerzego Kreczmara.

Erwin do tego procesu podchodził użytkowo, nie zbierał książek programowo, wiele mu nadsyłano, darowano. Zachowywał teatralia, nabywał ulubieńców, choćby tanie jak barszcz dwunastotomowe enerdowskie wydanie dzieł Thomasa Manna, pamiętniki i zbiory korespondencji związane z autorami, którzy go interesowali. To nie był cenny, w rozumieniu bibliofilskim, księgozbiór - od siedmiuset do tysiąca pozycji. W gabinecie stały po dwa regały na dwóch ścianach i żoliborska serwantka na trzeciej. Na jednej ścianie tylko dramaty - w różnych językach. Na drugiej - klasyka zbierana przez żonę. W szafce za pomarańczowymi szybkami u góry "święci", których czyta się w kółko: Heine, Goethe, Schiller, Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański; u dołu za drzwiczkami papierzyska. Sienkiewicz stał na poczesnym miejscu - dla wszystkich w domu. W przedpokoju kryminały, "Dialogi", "Scena Polska" i podstawowa klasyka. W pokoiku po drugiej stronie korytarza, naprzeciw gabinetu, tylko książki - polskie oraz dziecięce książki syna.

ŁOPIEŃSKA: Ma pan porządek w książkach?

AXER: Był zrobiony trzy lata temu, ale pcham tu teraz książki jak popadnie i przestaję się orientować. [...] dziecinnych książek syn nie pozwala tknąć. Uważa zresztą, że ja obchodzę się z książkami w sposób niecywilizowany.

ŁOPIEŃSKA: A to prawda?

AXER: Jerzykowi chodzi o to, że mam śmietnik, ale mnie ten śmietnik służy. Rzeczywiście nie mam tak pieczołowitego stosunku do książki, jaki mieli ludzie z mojego otoczenia - na przykład Schiller" (s. 210).

Przeprowadzając się na Langiewicza, Erwin Axer nie zabrał biblioteki z Odyńca, nie było tam na nią miejsca. Wyciągał tylko to, co było dla niego ważne czy potrzebne, lub chodził z Filtrów na Górny Mokotów i korzystał na miejscu. Pod koniec życia dziękował synowi, że biblioteka w swym rdzeniu jest nietknięta. Księgozbiór jest tam do dziś, choć zmienił pokój na przedpokój, a serwantka trafiła do służbówki, gdzie stoją, jak mówi Jerzy Axer, "święte książki mojego dzieciństwa". Układ książek na półkach jest ten sam. W gabinecie na Odyńca jest przyrodnicza biblioteka Jerzego Axera, fragment liczącego wiele tysięcy tomów księgozbioru.

Część jubileuszowych, okazjonalnych wydawnictw teatralnych w różnych językach, podwójne numery "Dialogów", "Zeszyty Literackie" trafiły do rąk Katarzyny i Piotra Tomaszuków. Są w Supraślu. Część, można powiedzieć, wspólnych książek Ewy Starowieyskiej i Erwina Axera wraz z jej księgozbiorem trafiła do Łodzi, do jej spadkobierców.

Andrzej Axer przechowuje w swej bibliotece w Oregon książki ojca z dedykacjami, "Pamiętnik Teatralny" poświęcony Erwinowi Axerowi, piękne wydanie "W pustyni i w puszczy" w twardej okładce z ilustracjami, które dostał pod choinkę, gdy miał dziewięć lat. Nie ma książek z jego biblioteki. Dopiero po latach zaczął szukać tych lektur, które ojciec miał zawsze przy sobie.

Biblioteka - w głowie

"Zawsze miałem tendencję, która się z wiekiem nasiliła, do czytywania w kółko tych samych książek. Do dziś czytam w kółko te same książki. A pewnych, które wszyscy kulturalni ludzie przeczytali, nie znam. Nie lubię i nie czytam. Prawie nie znam Dostojewskiego. Nie lubię osoby" (s. 205). Wśród tych lektur była kategoria "do snu" - "czytam coś, co już znam na pamięć. Na przykład korespondencję Thomas Manna" (s. 210).

Część, jak zwykle, w oryginale. Co to było? Podaję bez wartościowania i w sposób na pewno niepełny, z uwzględnieniem kategorii "do snu":

"Rozmowy z Goethem" Eckermanna;

"Trylogia" Sienkiewicza (dobra także jako ćwiczenie własnego pióra);

korespondencja i eseje Manna;

"Popioły" Żeromskiego (ale miejsca tylko ulubione);

"Próby" Montaigne'a (w domu były dwa komplety, jeden musiał mieć bez przerwy pod ręką);

pamiętniki, biografie, dzienniki, wspomnienia- Iwaszkiewicza, Musila, Casanovy, Jaspersa, Churchilla, Rubinsteina, Frischa, Kraussego, Malraux, Chaplina, Aleca Guinnesa, "Mój XX wiek" Ludwiga Marcuse'a, "Wyznania patrycjusza" Sandora Maraiego...; był żywo zainteresowany książkami o Hitlerze i jego otoczeniu, poruszyła go lektura książki Arendt "Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła", nurt powiastkowo-aforystyczny - Lichtenberg, Diderot, Beaumarchais, Zoszczenko... Pasjonował go ten typ literatury i sam go uprawiał;

poezja w różnych językach - romantycy polscy i niemieccy, ze skamandrytów pod koniec życia Iwaszkiewicz (najwcześniejsze i najpóźniejsze liryki, "Mapę pogody" przytaczał z pamięci), Miłosz...;

baśnie, bajki... "Piotruś Pan" - "czytam go czasem, żeby się oderwać od siebie samego" (s. 210);

"Pismo Święte" (pod koniec życia);

kryminały (w bardzo dużych ilościach) - Conan Doyle'a, Georgesa Simenona z komisarzem Maigret, przygody Jamesa Bonda w oryginale, Stanleya Gardnera z Perrym Masonem w roli głównej...;

proza - Theodor Fontane, w ostatnich latach Canetti (regularnie i z podziwem), książki Małgorzaty Musierowicz, "Co ja tu robię?" Bruce'a Chatwina (w tłumaczeniu na niemiecki - był pod wrażeniem tych krótkich reportaży z podróży)...;

eseje, rozprawy - "Panorama myśli współczesnej" Picon Gaetan, "Eseje o kulturze" Eliota, Jaspers, Heisenberg, "Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego, Stanisław Vincenz...;

"Zeszyty Literackie";

Jerzy Stempowski (przede wszystkim "Między Berdyczowem a Rzymem" i "Eseje dla Kasandry").

Listę lektur "w kółko" zakończyłam esejami Stempowskiego, osoby bardzo ważnej dla Axera nie tylko z tego powodu, że był to jego ulubiony nauczyciel w szkole teatralnej. W 1948 roku Stempowski napisał "Księgozbiór przemytników". Erwin Axer otrzymał tę książkę od Sławomira Mrożka, kiedy spotkali się po raz pierwszy po emigracji Mrożka, na konferencji teatralnej w Wiedniu w 1965 roku. Zapewne nie zwlekał z lekturą. Ukrywający się dzięki dobroczynności przemytników w odosobnionej chałupie gdzieś w Karpatach, przeczekujący pierwszą wojenną zimę, Stempowski czyta dostarczone mu przez przemytników książki i ćwiczy pamięć.

"Podczas wojen i przewrotów czytelnik zostawia w domu całą bibliotekę. Ulubioną książkę bierze w drogę do worka, ale i tę musi wkrótce przerzucić w przydrożnej karczmie lub w lesie na rozstaju. [...] Czytelnik wojenny musi liczyć przede wszystkim na swą pamięć. W końcu drogi zostanie mu tylko to, co wyniesie z pamięci" (Stempowski, s. 75).

Czy Erwin uciekając ze Lwowa, stojąc na peronie dworca kolejowego, miał w plecaku albo w kieszeni książkę? Może mu wypadła w czasie rewizji, kiedy hitlerowski patrol kazał mu opuścić spodnie?

Stempowski o kilku miesiącach spędzonych w ukryciu napisał: "robiłem inwentarz tego, co mi jeszcze zostało z przeszłości. Inwentarz ten był przerażająco mały" (tamże). Czy podobny inwentarz robił o wiele młodszy od swego nauczyciela Erwin Axer w ciągu dwu lat ukrywania się na Żoliborzu? Napisał dużo później:

"W moim życiu było wiele ważnych książek. Czy naprawdę? Jeszcze więcej nieważnych. Czy na pewno? Niełatwo wśród potopu lektur, najczęściej przypadkowych i powierzchownych, odnaleźć najważniejsze. Wiele książek przemija bez śladu (to może być zawodne spostrzeżenie), inne pamiętamy po dziesiątkach lat. Dlaczego?

[...] Książki, nawet kiepskie, byle zajmujące, pomagają zabić czas. To pewne. Wiele czasu zabiłem w życiu. Niesłusznie. Okazuje się, że czasu było mniej, niż mi się wydawało, choć statystyka mówi, że więcej, niż miałem prawo oczekiwać.

Powstaje pytanie: dlaczego w ogóle czytam? Myślę, że racjonalnej przyczyny nie ma. [...] Należy więc przypuszczać, że do czytania zabrałem się z ciekawości" (Axer, 1998, s. 80-81).

Jerzy Axer wspomina, że ojciec czytał bardzo dużo. Właściwie, jeśli nie pisał, nie obcował z ludźmi, nie był w teatrze albo nie uprawiał sportu, to czytał. Kładł się na łóżku i czytał. Można to wziąć za nawyk wyniesiony z dziecinnego czytania pod kołdrą i z żoliborskich dwóch lat w ukryciu. Nie robił notatek ani zakładek w książkach, nie podkreślał, wszystko pamiętał. Pamięć jako najtrwalsza biblioteka. Wszystkie inne płoną, ulegają rozproszeniu, rozkradzeniu, giną wraz z mieszkaniami i ludźmi. Biblioteki materialne są jak zamarłe światy. Jest tylko to, co wokół tapczanu. I to, co w głowie. Żywa jest tylko biblioteka w pamięci, w niej jest ciągłość. To się da zabrać ze sobą.

Jeszcze jedno zdanie z "Księgozbioru przemytników": "zagadnienie pamięci było dla mnie źródłem nieustannego cierpienia" (Stempowski, s. 75). Erwin Axer ćwiczył pamięć niemal do śmierci - pisząc, czytając, cytując, korespondując, dialogując z ulubionymi autorami i ludźmi. Jakby nie chciał niczego zapomnieć, niczego wyprzeć i zgubić. Mniej więcej od dziewięćdziesiątego roku życia mało już czytał, męczyło go to, zapadał się w inny świat, milczał. Dręczyła go depresja. Prześladowały sceny z czasu "polowań". Wielokrotnie przez niego powtarzana pochwała odwagi, ale i strachu, wyniesiona z bajki Grimmów o chłopcu, który nie umiał się bać i wywędrował w świat w poszukiwaniu strachu, nie pomogła. "Lektura jest dla mnie zjawiskiem złożonym, ciągłym i zmiennym jak samo życie" (s. 68).

Zmieniona wersja referatu przygotowanego na Ogólnopolską Konferencję Naukową Kto to był Erwin Axer?, 20-21 października 2017, Akademia Teatralna w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji