Artykuły

Burza w mojej głowie

Mój Prospero jest współczesnym Sarmatą, który ma nieustanne liberum veto na wszystko. Uwielbiam go za to, że nie jest głupcem. I nienawidzę, bo kategoryzuje ludzi - mówi Agata Duda-Gracz, autorka "Po Burzy Szekspira" w Teatrze Muzycznym "Capitol".

Prospera (w tej roli Zbigniew Ruciński z Narodowego Starego Teatru na zmianę z Feliksem Szajnertem z Teatru im. Słowackiego w Krakowie) w swoim M3 mieszka z żoną Stefanią (Helena Sujecka) albo raczej jej duchem - ona sama zginęła tragicznie przed laty podczas eksplozji kuchenki gazowej - i córką Mirandą (Justyna Szafran). I nie zazna spokoju, dopóki nie pozbędzie się Kalibanów (Emose Uhunmwangho i Cezary Studniak), znienawidzonych sąsiadów, tego idioty z telewizora (Bartosz Picher) i Chuja-Gwiazdy (Mikołaj Woubishet), któremu tylko wydaje się, że ma jakikolwiek. tytuł do sławy. W dokonaniu dzieła zemsty pomaga mu mocno osmolony Ariel (Ewelina Adamska-Porczyk).

Agata Duda-Gracz do Szekspirowskiej "Burzy" dojrzewała długo, od pierwszego roku studiów. I potrzebowała wielu lat, żeby zrozumieć, że pod pozorami naiwności ten dramat kryje głębię. Że nie o palmy i egzotykę wyspy tu chodzi, ale o tragedię człowieka, któremu życie przeciekło przez palce. I któremu tylko wydawało się, że jest tak ważny i istotny. Dlatego na bazie tekstu Szekspira postanowiła napisać nowy, własny. I przenieść akcję o 400 lat do przodu, w głównej roli Prospera obsadzając przedstawiciela ginącej klasy polskiej inteligencji.

- Inspiracją do tej pracy był jeden z ostatnich obrazów mojego ojca - mówi Duda-Gracz. - To jego autoportret, odbicie w zgaszonym ekranie telewizora. Siedzi na kanapie, przed nim na stoliku szklanka z herbatą, za nim - pusta ściana z gwoździem i miejscem po obrazie, który tam wcześniej wisiał. Kiedy spojrzałam na to płótno, pomyślałam sobie: to mój Prospero i jego wyspa. Pod koniec życia mój ojciec, jak każdy Lear, doszedł do momentu absolutnej frustracji i niezgody na świat. W przeciwieństwie do mojego bohatera, był tolerancyjny, otwarty na to, co inne, nowe, obce, ale miał poczucie bycia obok rzeczywistości, widział, że nie ma z kim rozmawiać, że to, co robi, dla nikogo nie ma już znaczenia. Do "Po burzy" przeniosłam też nasze zabawy z dzieciństwa - te wszystkie zagadki, jakie mi zadawał. Pokazywał mi zdjęcie albo obraz i mówił: "interpretuj". Kiedy byłam mała, punktem odniesienia byty dla mnie baśnie, ale potem dawał mi szczegółowe instrukcje: "odnieś się do antyku, do Biblii, szukaj symboli". I najszczęśliwszy był, kiedy potrafiłam go zabawić. A ja wtedy czułam się ważna, istotna. "Trenuj głowę" - powtarzał mi wciąż. To, że dziś zajmuję się sztuką, to z pewnością jego wkład. Albo jego wina.

Prospero, choć inspirowany autoportretem ojca, jest daleko bardziej uniwersalną figurą polskiego inteligenta, przedstawiciela odchodzącej generacji. - Uwielbiam tego mojego bohatera i nie znoszę go zarazem - mówi. - Nie znoszę, bo kategoryzuje ludzi - jego świat składa się z Żydów, katoli, czarnuchów, złych sąsiadów, właścicieli pinczerów, alergików. I każdy z przedstawicieli tych grup jest gorszy od niego. Bo mój Prospero ma nieustanne liberum veto na wszystko. A uwielbiam go, bo jest ulepiony z literatury, bo zawsze wiedział, co trzeba zobaczyć, przeczytać. Za to, że nie jest głupcem i że te swoje poglądy, z którymi mogę się nie zgadzać, potrafi uzasadnić. Może sobie pozwolić na piętnastominutowy monolog, my już nie. Piszemy tylko komentarze: "OK" albo "ale siara".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji