Artykuły

Na zamówienie: Erwin Axer

- Czym się Pan w tej chwili zajmuje?

- Niczym szczególnym, drobiazgami. Przygotowujemy dla telewizji, z koniecznymi retuszami oczywiście, spektakl Teatru Współczesnego "Miłość na Krymie" Sławomira Mrożka. Poza tym, co miesiąc pisuję różne głupstwa dla "Dialogu".

- A co z reżyserią?

- Nie wiem, czy będę coś reżyserował. W końcu jest granica czasu, kiedy trzeba przestać.

- Bo chyba Pan nie wyreżyserował już wszystkich sztuk, o których marzył?

- Nie znam nikogo, komu spełniłyby się wszystkie marzenia. W Polsce byłem dyrektorem teatru, za granicą gościem. Gość otrzymuje do wyboru kilka sztuk. Wybór stanowi kompromis pomiędzy nim a dyrekcją teatru. Rzadko zdarza mu się narzucić gospodarzom własne plany. Z kolei jako dyrektor podlegałem wielu ograniczeniom.

- Co jest tego powodem?

- Za czasów komuny i cenzury dawało się to wytłumaczyć. Cenzura, wbrew pozorom, to najmniejsza przeszkoda. Cenzura bywa śmiertelnym wrogiem filmu i literatury. Pojemność repertuaru teatralnego jest ogromna, ramiona cenzury zbyt krótkie. Możliwości zespołu, gusty i upodobania publiczności, kasa, środki techniczne - oto ograniczenia, którym podlega każdy teatr. Uścisk państwa był naprawdę bolesny tylko w latach 49-54. "Dziady", "Kordiana", repertuar współczesny zachodni można było wystawić dopiero w roku 1956 i później.

- I nastąpił lepszy czas dla teatru, bo szybko zaczął Pan nadrabiać repertuarowe zaległości. Na scenie Współczesnego wystawiał Pan sztuki między innymi Ionesco i Strindberga...

- Tak. Teatru Współczesnego nie traktowano jako sceny reprezentacyjnej. Miałem, podobnie jak np. Teatr Dramatyczny, sporo swobody. Może też było to wygodne dla władz, które atakowano za granicą za "ograniczanie swobód twórczych". Miały dowód, że tak nie jest.

- Ale na "Dziady" nie zdecydował się Pan?

- Realizacja "Dziadów" na naszej scenie byłaby raczej trudna. Wystawiliśmy jednak "Drugą" i "Czwartą Część Dziadów", z Janem Englertem w roli Gustawa. Reżyserował mój przyjaciel, Jerzy Kreczmar, który uważał, że ta partia "Dziadów" stanowi osobny utwór, różny pod względem stylistycznym od "Części Trzeciej", która jest produktem Romantyzmu i natchnień religijnych. "Część Czwartą" uważał za dzieło późnego Oświecenia. To pogląd znany już wcześniej, ale nikt nie próbował przeprowadzić dowodu prawdy na scenie. Bardzo ciekawe przedstawienie.

- I nie skończyło się skandalem politycznym, jak "Dziady" w inscenizacji Kazimierza Dejmka...

- Przedstawienie Dejmka zostało wykorzystane do prowokacji politycznej. "Czwarta Część" "Dziadów" z polityką nie ma nic wspólnego.

- Swego czasu teatr polski miał jednak opinię jednego z najlepszych teatrów europejskich. Czy słusznie?

- W latach sześćdziesiątych nasz teatr był rzeczywiście interesujący. Byli nowi autorzy i scenografia, odmienna zarówno od wschodniej jak i zachodniej. To się podobało. Moda na polski teatr wynikała wówczas, jak mi się wydaje, także z obawy przed Związkiem Radzieckim, który byt trudny do spenetrowania. Ludzi Zachodu ciekawiło, jak dominacja sowiecka odzwierciedla się w teatrze polskim czy na przykład czeskim, którym także się interesowano.

- Reżyserował Pan w teatrach amerykańskich, austriackich, niemieckich i rosyjskich. W Stanach Zjednoczonych, na przykład, wysławił Pan "Wesele" Wyspiańskiego. Czy polskie dzieła narodowe mogą być przyjmowane poza Polską?

- To możliwe, ale trudne. Wielu już się nad tym zastanawiało, niektórzy próbowali dowieść w praktyce, że to możliwe. Autorów współczesnych prezentować jest stosunkowo łatwo. Powiedzmy - łatwiej. Próbował Jarocki, próbowałem i ja. Obaj chyba z niezłym skutkiem. Trudniej z klasyką. Największe szanse, moim zdaniem, miałaby "Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasińskiego, bo porusza tematy uniwersalne: człowiek i Bóg, rewolucja, sens i bieg dziejów.

- A z jakiego repertuaru ma się dziś utrzymać nasz teatr?

- Moim zdaniem, nie ma jednego teatru dla wszystkich w dzisiejszych czasach. Podstawą kryzysu jest niedostatek repertuaru nowego, zwłaszcza własnego. Dewiacje rodzą się zawsze z braku wybitnej własnej literatury dramatycznej.

- A co z widownią? Młodzież garnie się do teatru?

- To zaskakujące, ale młodzież stanowi, jak się wydaje, magna pars publiczności teatralnej. Jest chętna, chociaż często nieprzygotowana. Ale to raczej wina szkoły. Wydaje mi się, że wielu polonistów nie spełnia swoich zadań.

- Jest Pan więc optymistą, Jeśli chodzi o przyszłość teatru?

- Tak. Umiarkowanym.

- Czy w Pańskim życiu artystycznym zdarzyło się już wszystko?

- Chyba nikt nie powie, że zdarzyło mu się i spełniło już wszystko. Na pewno jednak nie jestem niezadowolony ze swego życia. To duże szczęście, jeżeli człowiek może robić to, na co ma ochotę, jeżeli do tego otaczają go koledzy, których lubi i ceni. Dużo też w życiu grałem w tenisa i do czasu jeździłem na nartach. Czego jeszcze można sobie życzyć?

- A co w Pańskim życiu było najważniejsze?

- To bardzo trudne pytanie. Poza teatrem, tenisem i nartami są jeszcze inne rzeczy w życiu.

- A co było najważniejsze z tego, co Pan zrobił dotąd w teatrze?

- Tego też nie wiem. Teatr w ogóle nie jest aż tak ważny.

- Czego Pan dotąd jeszcze nie wyreżyserował?

- To chyba nie jest aż tak istotne.

Gdybym miał jeszcze coś robić, to chętnie zmierzyłbym się z wielkim autorem i wielkim aktorem. To chyba NAJISTOTNIEJSZE W TEATRZE.

- Serdecznie tego Panu życzę. Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji