Artykuły

"Wiedźmin", czyli widowiskowa baśń dla dorosłych

"Wiedźmin" Piotra Dziubka wg Andrzej Sapkowskiego w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Urszula Natkaniec.

Na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni po raz pierwszy pojawił się spektakl na podstawie bestsellera Andrzeja Sapkowskiego. Musical opowiada, znaną już na całym świecie, historię wiedźmina - Geralta z Rivii. Wojciech Kościelniak - mistrz adaptacji musicalowych (wyreżyserował m.in "Lalkę", "Chłopów", "Sen nocy letniej") - poradził sobie również tym razem. Z opowiadań wybrał najciekawsze motywy, wątki, intrygujące przygody, tworząc magiczną opowieść. I choć treść nie jest ułożona chronologicznie, spektakl tworzy spójną całość. Na "Wiedźmina" możemy śmiało wybrać się nie znając dokładnie fabuły powieści Sapkowskiego, i tak będziemy się dobrze bawić śledząc przygody bohaterów w magicznym świecie.

Nie jest to typowy musical, w którym wszyscy śpiewają i tańczą przez bite trzy godziny. Można powiedzieć, że zapierające dech w piersiach układy taneczne oraz muzyka są w odpowiedniej proporcji, współgrają ze spokojną częścią spektaklu. Za choreografię odpowiedzialna była Liwia Bargieł i przyznać trzeba - to swoisty majstersztyk. Aktorzy oraz tancerze obejmują zazwyczaj całą scenę, na projekcjach zobaczyć można tańczących, wyginających się klaunów, z każdej strony wyłaniają się driady czy inne magiczne stworzenia. Popisy akrobatyczne (o które zadbała Mirosława Kister-Okoń) sprawiają, że efekt "wow" zostaje na twarzach widzów dłuższą chwilę. Nie ma momentu, kiedy nic się nie dzieje. Skonstruowano to tak, że wszędzie, gdzie spojrzymy jest jakiś tancerz bądź aktor wykonujący układ choreograficzny. Gdybym mogła iść na ten spektakl jeszcze raz, wybrałabym inne, bardziej oddalone od sceny miejsca by móc objąć wszystko wzrokiem i spojrzeć z innej perspektywy.

Taniec driad to najbardziej kolorowy, baśniowy moment musicalu. Będąc widzem w pierwszych rzędach wydawało mi się to czymś nierealnym, jakbym przeniosła się do magicznego lasu wraz z aktorami. Ktoś, kto siedziałby dalej zobaczyłby zaś wielobarwny, kwiatowy pejzaż. Zapierające dech są tu również kostiumy zaprojektowane przez Bożenę Ślagę. Spowite w kwiaty, straszne, a trochę piękne stworzenia z gracją poruszają się po scenie. Driady noszą ogromne kwiatowe wianki, z których niekiedy wystają zwierzęce rogi. Ten element to dowód, jak wielka praca została włożona, by każdy szczegół wyglądał tak zjawiskowo. Reszta sceny pozostaje surowa, prosta, stanowiąc idealne tło.

W rolę Geralta wcielił się (gościnnie) Modest Ruciński, oddając świetnie charakter zdystansowanego wobec świata i smutnego wiedźmina. Z biegiem akcji staje się bardziej ludzki, zabawny, a nawet uczuciowy. Szybko zdobywa sympatię publiczności, między innymi dzięki relacji z Ciri. Zagrana przez 12-letnią Julię Totoszko (wystąpiła m.in. w filmie "Kochaj") chwytała za serce słodkim, delikatnym głosem. Dziewczynka z ogromnym wdziękiem poruszała się po scenie, sprawiając wrażenie odważnej i przebojowej, a jednak trochę zagubionej w wielkim świecie. Piosenki w jej wykonaniu kończyły się owacjami na stojąco i poruszeniem widowni.

Pojawiły się także postacie wprowadzające wiele humoru. Jakub Badurka wcielił się w Jaskra - lekkoducha, narratora zabawiającego publiczność. Śpiewając "Sen Jaskra" i "Ucztę Calanthe" wypadł doskonale wokalnie. Niespodzianką okazała się również rola Płotki, którą zagrała Renia Gosławska. To zadanie nie należało do najłatwiejszych (w końcu nie łatwo jest odegrać konia). Aktorka nadała jej jednak bardzo zabawnego tonu mimo, iż był to występ pantomimiczny. Niezdarna, strachliwa klacz szybko skradła serce publiczności.

Na oklaski zasługuje też odtwórczyni roli Yennefer - Katarzyna Wojasińska, chodzący po scenie wulkan seksu dodawał ostrości oraz wulgaryzmu, którego brakowało w spektaklu. Powieść "Wiedźmin" ocieka nimi. Głos aktorki pozostaje perfekcyjny w każdej wykonywanej piosence.

Strona techniczna pozostaje nieskazitelna, aktorzy tworzą kalejdoskop wspaniałych charakterów. Muzyka autorstwa Piotra Dziubka (główny dyrygent) to wisienka na torcie, grana jest na żywo i nie raz przyprawia o ciarki. Adaptacja została odebrana bardzo pozytywnie, jest zdecydowanie udana. Czapki z głów dla Wojciecha Kościelniaka za stworzenie tej widowiskowej baśni dla dorosłych opowiadającej o samotności, poszukiwaniu swojego miejsca na świecie, a w końcu o miłości, szczęściu i przeznaczeniu, które można odmienić.

"Wiedźmina" oceniam na pięć z plusem choć nie jestem fanką musicali. Teatr Muzyczny w Gdyni sam sobie bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę. Uważam, że ciężko będzie to przebić.

***

Tekst powstał w ramach zajęć Wprowadzenie do wiedzy o teatrze na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji