Artykuły

Dlaczego nie wezmę udziału w wernisażu Mariny Abramović

Chcemy Mariny, ale nie chcemy brać na nią kredytu. Większość miłośniczek i miłośników sztuki to osoby niemajętne, nie zapominajcie o nas - pisze Sylwia Chutnik w Wysokich Obcasach - dodatku do Gazety Wyborczej.

Jeszcze się nie zaczęła, a już stała się artystycznym wydarzeniem roku. Wystawa "Do czysta" Mariny Abramović w toruńskim CSW zaczyna się w marcu, ale zaczyna z przytupem. Międzynarodowe kuratorki, największy w Europie przegląd prac wybitnej artystki serbskiego pochodzenia. Ponad 120 prac, rekonstrukcja niektórych performance'ów, no po prostu na bogato. Każda feministka ociera łzę wzruszenia na myśl o pracy Mariny, ponieważ od ponad 40 lat niesie na sztandarze idee wyzwolenia płci, przekraczania ciała i podziału na artystę i odbiorcę. Silna kobieta, nieustannie "artystka obecna" (taki jest też tytuł dokumentu o niej), ikona. Już więcej nie będę wymieniać tych nazewnictw, wszystkie wiemy, jaka to królowa.

Ile kosztuje spotkanie z Mariną Abramović

A jednak zgrzyt. Niesmak. Bo za wystawą czai się kwestia kasy.

Że galerie i muzea są biletowane - bardzo dobrze. Że artyści i artystki zarabiają pieniądze - super. Ale że niektóre bilety na wernisaż z udziałem Mariny kosztują pincet złotych, a reszta 50, to już bez przesady.

Partnerami wydarzenia (bo otwarcie wystawy to w sumie dwa dni spotkań, akcji performatywnych i pewnie niejednej przemowy) są poważne instytucje takie jak urząd marszałkowski, województwo i pewnie trochę od miasta też kapnęło. Mimo wszystko cena jest zaporowa. Dodatkowo kilka tygodni temu wyszło na jaw, że zaproszeni do współpracy artyści przy szeregu innych wydarzeń odbywających się w trakcie trwania wystawy (do sierpnia) będą pracować praktycznie za niewielkie pieniądze, a muszą być do dyspozycji przez kilka miesięcy. Ale co tam: ogrzanie się nazwiskiem Wielkiej Artystki wystarczy.

"Chcemy, abyś poznała kontekst, w jakim zaproszono Ciebie i wystawę Do czysta do Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu. Tym razem zostałaś użyta, wykorzystana do cudzych celów i może chciałabyś o tym wiedzieć" - tymi słowami artystki i kuratorki rozpoczęły list otwarty do Mariny Abramović. Chciały, aby opinia publiczna dowiedziała się również o poprzedniej wystawie w galerii, która powstała z okazji 100-lecia niepodległości Polski, ale prezentowała tylko jedna pracę autorstwa kobiety. Dyrektor CSW i jednocześnie kurator wystawy Wacław Kuczma czuje się atakowany listem, nie rozumie, o co chodzi autorkom.

To może ja wytłumaczę. Skupię się jednak na kwestii, która skutecznie powstrzymała mnie przed wzięciem udziału w wernisażu i spotkaniem z Mariną. Na pieniądzach się skupię, ale i kulcie jednostki.

Jestem osobą uzależnioną od kultury. Skończyłam kulturoznawstwo, nie mogę żyć bez książek, teatru, sztuki i całego tego naprodukowanego świata wyobraźni. Wydaję dużo na kulturę, ale mam też okazje do darmowego dostępu z racji swojego zawodu. Można więc powiedzieć, że to moje naturalne środowisko: pochłaniam, produkuję, tarzam się w tym i tym oddycham. Stać mnie na bilet do galerii i marzyłam, aby zobaczyć Abramović na żywo, bo to jedna z tych artystek, które wycinałam sobie z gazet jako nastolatka i wieszałam nad biurkiem.

Ale nie mam zamiaru płacić takiego hajsu za "spotkanie z ciekawym człowiekiem", bo jest to zwyczajnie niemoralne.

W kraju protestów różnych grup zawodowych i społecznych, gdzie dzieciaki nie dojadają, a ludzie wyrzucani są na ulicę, bo nie mają jak płacić za czynsz, płacenie takiej kasy jest po prostu upiorne. Kiedy idę do Teatru Wielkiego i płacę również za drogi bilet, to wiem, że tym samym dokładam się do kurtyny, setki ludzi na scenie i w orkiestronie oraz do utrzymania budynku. Widzę tego sens. Kiedy jednak mam zapłacić tyle samo za jedną wystawę i możliwość zobaczenia w tłumie jednej osoby (choćby wybitnej), to czuję się oszukana. Bo nagle feministyczne tematy obecne w sztuce stają się zabawą dla bogatych snobów. Nie tak miało być. Sztuka i tak nie jest czymś masowym w naszym kraju i ludzie niechętnie za nią płacą. Wolą zapłacić 30 zł miesięcznie za dostęp do platformy telewizyjnej, a i tak to czasem koszt, który muszą z kimś dzielić. Robienie dodatkowej zasieki w postaci cen biletów jest czymś co najmniej dziwnym.

Ekspozycje sztuki kobiecej - światowy trend

I żeby nie było, że jestem pisarką z głową w chmurach i nie znam się na liczeniu i realiach finansowych - zdaję sobie sprawę z tego, jak drogie jest zrealizowanie dobrej wystawy na poziomie. Ale nasuwają się dwa pytania: czemu planowana wystawa jest aż tak droga? I drugie pytanie: skoro nie można taniej, to może w ogóle nie ma to sensu? Czy to nie jest przypadkiem takie "zastaw się, a postaw się"? Przykro mi, że dotknęło to akurat Marinę, bo to dobry czas na takie wystawy. Pokazuje to przykład Fridy Kahlo w poznańskim Zamku, która była absolutnym sukcesem frekwencyjnym. Na całym świecie organizuje się coraz więcej przekrojowych ekspozycji sztuki kobiecej, a wręcz feministycznej. Kiedy 16 lat temu miałam przyjemność uczestniczyć w performansie Guerilla Girls w Polsce, to krzyczałyśmy wtedy: "Gdzie są kobiety w galeriach i muzeach? Czy tylko w roli gołych modelek na obrazach?". Teraz to się powoli zmienia, chociaż przykład z zeszłoroczna wystawą w CSW temu zaprzecza. Ale coraz częściej takie sytuacje, jak niemal całkowite pominięcie artystek, są nagłaśniane.

Nie ma zatem sensu tamować zainteresowania sztuką tworzoną przez kobiety. Chcemy Mariny, ale nie chcemy brać na nią kredytu. Większość miłośniczek i miłośników sztuki to osoby niemajętne, nie zapominajcie o nas. Bo to my podtrzymujemy robotą sektor kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji