Artykuły

Nauczyłem się nie sentymentalizować

Z Andrzejem Sewerynem, po ostatniej prezentacji "Don Juana" w Polsce rozmawiała Monika Witkowska.

"Don Juan", w wykonaniu aktorów Comedie-Francaise, niedawno został zaprezentowany w Polsce. Zespół po raz szósty gościł w Polsce. Rolę tytułową odtwarzał znany polski aktor Andrzej Seweryn, a partnerował mu Thierry Hancisse (Sganarelle). Seweryn był wzruszony przyjęciem w Polsce, co później tłumaczył: - Spotkałem się wreszcie, w ramach pracy w Comedie-Francaise, z moją publicznością, z moją polską, ukochaną publicznością. No, jak ja mogłem być nieszczęśliwy na końcu. To było naturalne, normalne... Z Andrzejem Sewerynem, po ostatniej prezentacji "Don Juana", rozmawiała Monika Witkowska.

Monika Witkowska: - Rola Don Juana była bardzo ważna w Pana życiu. Czy ciężko się z nią rozstać?

Andrzej Seweryn: - Nie, nie jest ciężko. Oczywiście, że I chętnie bym to grał, ale wiedziałem, że to koniec. Ten koniec jest przygotowany od dawna. We Francji wiemy, kiedy kończymy granie. Nauczyłem się nie sentymentalizować. To jest zwyczajny proces eksploatowania i końca przedstawienia. Nie podchodzę do tego zbyt dramatycznie...

- Czy Don Juan jest zbuntowany?

- Nie myślę, że on jest buntownikiem. On znosi jedynie swoje życie, takie które mu się zresztą nie podoba. A przede wszystkim stawia pod znakiem zapytania egzystencję całego świata, porządek społeczny, religijny i polityczny. Natomiast nie ma w nim jakiejś woli rewolucyjnej, woli anarchistycznej. On po prostu inaczej żyć nie może, zajmuje się tylko sobą i swoim życiem. Nie wychodzi w kierunku świata, nie prowadzi z nim dialogu.

- Czy poprzez rolę Don Juana próbował Pan nawiązać polemikę z dość mocno zlaicyzowaną publicznością francuską?

- To nie ja, to Moliere mówi do Polaków, Hiszpanów, Luksemburczyków, Szwajcarów... Mówi to samo, czyli niekoniecznie ma na myśli tylko i wyłącznie jedno społeczeństwo. W tej chwili słowo Moliera jest mówione w różnych krajach świata i przemawia do każdego narodu. Jest wypowiadane w języku francuskim, więc bardziej przemawia do Francuza niż do Polaka, ale i Polacy czasami są poruszeni tym tekstem. To nie ja mówię, to mówi autor, ja jedynie reprezentuję autora.

- " ...z poczwarki powoli zmieniał się w motyla" - wspomina Pana pobyt w warszawskiej PWST profesor Wanda Szczuka. Czy metamorfoz było więcej?

- Myślę, że wiele było takich metamorfoz: wyjazd do Francji, spotkanie z Brookiem, wejście do Komedii Francuskiej, pierwsze moje reżyserie, fakt, że zostałem profesorem w szkole teatralnej - w Conservatoire w Paryżu, powrót do Polski, pierwsze role w telewizji polskiej, filmy z Andrzejem Wajdą...

- We Francji reżyseruje Pan przedstawienia. Czy bycie aktorem ułatwia pracę?

- Tak mi się wydaje, ponieważ uważam, że w moim przedstawieniu aktorzy grają bardzo pięknie. Nie wiem, czy to są dobre przedstawienia, ale w każdym bądź razie praca aktorska jest wykonana w sposób interesujący. Aktor, który staje się reżyserem, ma tę zaletę, że potrafi rozmawiać z aktorami, ponieważ zna jego naturę bardziej niż reżyser. Język, którym rozmawiam z moimi aktorami, jest im bliższy niż język reżysera, który operuje z powodów obiektywnych językiem nieaktorskim.

- A jak wygląda Pana komunikacja z reżyserem Jacquesem Lassalleem?

- Z Jacquesem Lassallem rozumiem się perfekcyjnie. Jego analiza tekstu nie jest analizą intelektualną i literacką, on znajduje jej wyraz scenicznie i to jest u niego niezwykłe.

- Bardzo podoba się Panu system teatralny we Francji, a jak ocenia Pan to, co obecnie dzieje się w Polsce?

- Nic na ten temat nie mogę powiedzieć, dlatego że nie żyję w tym systemie. To, co słyszę, to plotki, wypowiedzi publiczne niektórych ludzi... Nie jestem w stanie serio wypowiadać się na temat rzeczywistości, w której nie egzystuję.

- We Francji podarował Pan "Dziady" paru osobom, Polska jest obecnie w okresie przemian, czy nie obawia się Pan, że niedługo i Polakom trzeba będzie dawać w prezencie "Dziady"?

- To, że słyszę, czytam o jednym, drugim, trzecim teatrze, nie upoważnia mnie do tego, by mówić o teatrze polskim. Nie mam wystarczającej ilości materiałów na ten temat. To nie jest żadne tchórzostwo z mojej strony, boja się nikogo nie boję. Jak mówi pan prezydent Wałęsa: - Ja się boję tylko Pana Boga. Natomiast, to jest niepoważne, żebym wypowiadał się na temat tego, jak funkcjonuje teatr polski. Nie podoba mi się to pytanie.

- Powiedział Pan: - Komedia nie jest jednak stacją, na której zatrzymam się do końca mojego życia.

- Na pewno nie. Nie wiem, co się stanie, ale to jest droga. To jest droga, na której ja się znajduję.

- Występuje Pan często z "Dziennikami Gombrowicza. Czy wrócił Pan do nich z taką przyjemnością, bo będąc poza Polską spojrzał Pan inaczej na Polskę i Polaków?

- Być może... Spojrzenie Gombrowicza na nas samych, na świat jest tak fascynujące, tak bardzo ważne, tak podważające wszystkie sztampy o życiu, o świecie, o sztuce, o ojczyźnie, o Europie, że wydaje mi się niezwykle ważne i cenne - nie tylko dla Polaków, ale dla każdego narodu - że mogłem do tego sięgnąć i to prezentować.

- Czy wystąpi Pan z "Dziennikami podczas obchodów Roku Witolda Gombrowicza w Teatrze Miejskim w Gdyni?

- Zobaczymy. Nie wiem.

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji