Artykuły

Casanova z psychiatryka

"Don Giovanni" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. André Hellera-Lopesa w Operze Wrocławskiej. Pisze Beata Maciejewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Don Giovanni" Mozarta powrócił po ośmioletniej przerwie do Opery Wrocławskiej, i to w ciekawej inscenizacji brazylijskiego reżysera André Hellera-Lopesa. Uwodziciel i jego ofiary są pacjentami szpitala psychiatrycznego, a Komandor lekarzem stosującym drastyczną terapię.

Ta opera jest genialnie napisana, z tłumem znakomicie sportretowanych postaci, które pozwalają artystom popisać się i sztuką wokalną, i aktorską. Gniewnych, mściwych, pożądliwych, brutalnych i wyrafinowanych, ale przede wszystkim niesłychanie witalnych. Należy do gatunku dramma giocoso (wł. wesoły dramat) - temat jest poważny, ale przedstawiany z przymrużeniem oka, postaci są przerysowane, a akcja ma duży potencjał komiczny, więc humor przeplata się z grozą.

Jednak u Hellera-Lopesa potencjał komiczny został zredukowany niemal do zera, bo zabawne opowieści w ustach ludzi pogrążających się w szaleństwie brzmiały co najwyżej groteskowo. Za to groza została spotęgowana.

Akcja "Don Giovanniego" została przez reżysera przeniesiona do azylu dla obłąkanych urządzonego w bibliotece barokowego pałacu-klasztoru w portugalskiej Mafrze (ciekawą scenografię zaprojektował Renato Theobaldo). Notabene, sam pałac był szalonym pomysłem króla Jana V Wielkodusznego, jednym z największych budynków XVIII-wiecznej Europy, inwestycją, która doprowadziła Portugalię niemal do bankructwa. Król się tu nigdy nie wprowadził, olbrzymie apartamenty trudno było umeblować, ale za to powstała wspaniała biblioteka, którą na scenie zastawiono piętrowymi łóżkami dla chorych.

Odcięci od świata czytają książki, zanurzając się w świat fikcji, wcielają w literackich bohaterów i coraz bardziej pogrążają w szaleństwie. Król biega z mieczem i próbuje przebić nim fikcyjnych wrogów, baletnica próbuje coraz to nowe układy taneczne, anielica szuka swojego anioła, a papież chodzi ceremonialnie z kropidłem i wszystko święci.

Tytułowy Don Giovanni (Daniel Mirosław) jest pacjentem agresywnym, mającym problem z hiperseksualnością, uważa się za słynnego uwodziciela i próbuje wślizgnąć do łóżka jednej z pacjentek, Donny Anny. Kobieta się broni przed gwałtem, z pomocą przychodzi jej Komandor, dyrektor zakładu dla obłąkanych (ksiądz albo zakonnik), który w trakcie szarpania się z napastnikiem zostaje zraniony żelaznym prętem.

I Don Giovanni, i Donna Anna (znakomita Agnieszka Sławińska) uważają, że zginął. Kobieta, która uważa Komandora za ojca, pogrąża się w depresyjnej zapaści, mężczyzna jest coraz bardziej pobudzony. Podobnie jak otaczający go pacjenci, więc pielęgniarze, wśród nich osobisty opiekun Don Giovanniego, Leporello (w oryginale służący, wciela się w niego Bartosz Urbanowicz) mają pełne ręce roboty.

Ale radzą sobie świetnie, wchodząc w świat swoich podopiecznych, więc gdy Leporello na polecenie Don Giovanniego ma rozwiać złudzenia "porzuconej kochanki", Donny Elwiry (Aleksandra Opała), bez zmrużenia oka przedstawia galerię uwiedzionych pań (tzw. aria katalogowa) - w samych Włoszech - 640, w Hiszpanii - aż 1003, we Francji - setka. Brzmi absurdalnie, ale tylko dla zwykłych ludzi.

- W jednej z piosenek jest mowa o tym, że zwykli ludzie pracują od 9 do 17 i mają nudne życie, podczas gdy pacjenci szpitala psychiatrycznego mogą być kim chcą, choćby Napoleonami. I kto tu jest bardziej szczęśliwy? - pyta Brazylijczyk.

Tyle że Komandor (Wojtek Gierlach) próbuje ich do tego świata zwykłych ludzi z powrotem wprowadzić, a przynajmniej kontrolować ich zachowanie, więc sprawiającego coraz większe kłopoty Don Giovanniego poddaje terapii szokowej. Najpierw wywołuje silny stres, strasząc pacjenta "duchem", a potem każe pielęgniarzom polewać go lodowatą wodą. Mocna scena, jeśli się pamięta, że w dawnych szpitalach psychiatrycznych "lecznicze" działanie wody wzmacniano elektrowstrząsami, co się nierzadko kończyło śmiercią chorego.

Inscenizacja Hellera-Lopesa jest bardzo konsekwentna, logiczna i mocno osadzona w libretcie da Pontego, który dziwne zachowania i nadmierne emocje bardzo często określa mianem "szalonych" lub wywołujących "zamęt w głowie". Ale widzowie powinni mieć trzeźwe spojrzenie, bo reżyser przygotował dla nich kilka zagadek, przywołując poprzez kostiumy (Sofia Di Nunzio) historie ludzi, którzy otarli się o szaleństwo emocji.

Donna Elwira przypomina Fridę Kahlo, meksykańską malarkę mającą bardzo burzliwe życie osobiste, Donna Anna wygląda jak Eva Perón, żona prezydenta Argentyny, a sam Don Giovanni zakłada poncho, które przypomina słynny "Manto da Presentacao", płaszcz, który stworzył Arthur Bispo de Rosario, brazylijski artysta chory na schizofrenię, mieszkający i tworzący przez pół wieku w szpitalu psychiatrycznym w Rio de Janeiro. Heller-Lopes zbudował spektakl wielopoziomowy, więc odczytanie go na pewno będzie zajmujące.

Reżyser znakomicie też poprowadził śpiewaków, którzy faktycznie grają, a nie tylko przemieszczają się na scenie. Z dużą przyjemnością oglądałam Hannę Sosnowską w roli wieśniaczki Zerliny, uwodzonej (i uwodzącej) ofiary Don Giovanniego. Oglądałam ją w spektaklu dyplomowym jako Donnę Elwirę (jest absolwentką naszej Akademii Muzycznej) i się zachwyciłam, ale Zerliną była jeszcze lepszą. Głos, warunki fizyczne, talent aktorski - Sosnowska ma duży potencjał.

Reszta obsady też znakomita, orkiestrę poprowadził dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Warto pójść dla Mozarta i Hellera-Lopesa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji