Artykuły

Wiedźmin idzie po władzę!

"Wiedźmin. Turbolechita" wg Ziemowita Szczerka w reż. Piotra Siekluckiego w Teatrze Nowym Proxima. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Czołem Wielkiej Lechii! Wiedźmin Geralt, dzięki grze komputerowej najbardziej znany na świecie Polak, idzie po władzę. W kabaretowym spektaklu "Wiedźmin. Turbolechita" według Ziemowita Szczerka bohater Sapkowskiego zmaga się z Zachodem i Wschodem, wstaje z kolan i szuka Słowian w "Grze o tron" i we "Władcy pierścieni".

A że Geralt brzmi mało słowiańsko, przyjmie imię Dzidowłada. W Teatrze Nowym Proxima w Krakowie kabaretowy spektakl "Wiedźmin. Turbolechita" Ziemowita Szczerka inspirowany Sapkowskim, Tolkienem, "Conanem barbarzyńcą" czy "Grą o tron". Reżyseruje Piotr Sieklucki, który pojawia się także na scenie - wśród błota, siana i skrzynek po narodowym cydrze.

Wiedźmińskie one man show

"O czym to my A, o tym co zwykle, o nas" - zagaja Wiedźmin. Kto zna prozę i publicystykę Ziemowita Szczerka, nie będzie zaskoczony. Od pierwszej powieści "Przyjdzie Mordor i nas zje" Szczerek jest autorem kilku obsesji, paru wyrazistych tez - np. o Polsce odcinającej się od Rosji i dowodzącej swej wyjątkowości przed Zachodem, a jednocześnie nieumiejącej uzasadnić swojej oryginalności przed sąsiadami inaczej, niż pokazując związki z jednymi albo drugimi. Nie jesteśmy Rosjanami, bo katolicyzm, gotyk renesans i pismo łacińskie. Jesteśmy inni niż Zachód, bo słowiańska dusza, inna historia i słowiańskie cierpienia.

W Krakowie słowa Szczerka przyoblekają się w ciało Juliusza Chrząstowskiego - aktora Starego Teatru, który wcześniej z sukcesem wcielał się m.in. we Władysława Broniewskiego w "Bitwie Warszawskiej 1920" Strzępki i Demirskiego czy idącego na wojnę z lokalnym establishmentem doktora Stockmanna we "Wrogu ludu" Jana Klaty. Łącząc z charyzmą to, co nazywa się vis comica, Chrząstowski daje tu wiedźmińskie one man show. Przyjmuje gości i zwracając się wprost do publiczności niczym wytrawny standuper.

Towarzyszący mu multiinstrumentalista Aleksander Fiałek odpowiada za przaśny pseudosłowiański koktajl muzyczny skonstruowany z powidoków ścieżek dźwiękowych ekranizacji "Pana Wołodyjowskiego" i "Ogniem i mieczem", Gorana Bregovicia czy rosyjskich wojskowych klasyków.

Wiedźmina odwiedza m.in. Conan (Już Nie) Barbarzyńca (Krystian Durman, też aktor Starego), który reprezentuje zachodnią Europę - dla wiedźmina parodię zdominowaną przez mniejszości seksualne i etniczne, a co gorsza gardzącą Słowianami. Germanin Conan, dawny barbarzyńca - dziś Europejczyk pełną gębą, namawia wiedźmina Słowianina do uznania własnego barbarzyństwa, przekucia go w oręż i narzędzie modernizacji, pchania świata i siebie do przodu.

Są w sprzedawanej tu ukradkiem filozofii społeczeństwa i kultury odległe echa pisarstwa Witolda Gombrowicza, a także przywoływanego na scenie Giedroycia, którego Szczerek nazywa "czarodziejem".

Czarodziejami - bo Słowianie, jak wiadomo, preferują myślenie magiczne - są tu też amerykańscy ekonomiści spod znaku szkoły chicagowskiej sprzedający dzikim ludom wschodu wolnorynkową transformację, a nawet spersonifikowany czarodziej Lebensborn, czyli dawny nazistowski system sterowanego rozmnażania mający na celu uzyskanie czystego Germanina.

Niemcy ze swą przemysłową potęgą są tu przedsiębiorczymi krasnoludami, Putin władcą Mordoru - Sauronem, inni od Polaków i Rosjan Słowianie - brodatymi Elbończykami, czyli mieszkańcami znanego z komiksów o Dilbercie parodystycznego wschodnioeuropejskiego kraju handlującego głównie błotem. Elbończycy i Lechici próbujący wstać z kolan i ogłaszający się lokalnymi mocarstwami mogą spowodować konflikt.

Pudle po słowiańsku? Może kręcikłaki

Geopolityczno-tożsamościowy teatralny kabaret Siekluckiego i Szczerka zasadza się przede wszystkim na nałożeniu na kanon literatury fantasy, dzisiejszych politycznych obsesji polskiej prawicy - zarówno tej bardzo skrajnej, "niszowej", jak i tej "tylko" skrajnej, rządzącej.

Śródziemie jako "stara" Unia Europejska, Mordor jako domena Rosji i wschodniej dyktatury - gdzie tu miejsce dla Lechitów?

Albo taka "Gra o tron" - serial i saga George'a R.R. Martina o starciu pochłoniętych swoimi sporami starych królestw zachodu z napływającymi obcymi potęgami. Gdzie jest Europa Środkowa, to co "pomiędzy"? U Tolkiena nie ma jej w ogóle - choć Geralt i Jaskier uważają, że zostali przyjęci do Śródziemia, a nawet planują Lechexit - a u Martina tam, gdzie rozdzielające krainę Westeros od barbarii Wąskie Morze. Czyli znów jej nie ma albo zatopiona jest pod wodą.

To niepewne siebie istnienie skutkuje paranoją. Czy na widowni aby na pewno są słowiańskie twarze? Czy można mówić "ukradli nam historię", skoro "historia" to nie słowiański wyraz. Nie, lepiej powiedzieć: "dzieje". Jak nazwać po słowiańsku "pudle"? Może "kręcikłaki" - głowi się wiedźmin. Słowo ma wielką magiczną moc zaklęcia. Stąd Wielka Lechia - wskrzeszane przez Geralta pradawne imperium wspierane jest pseudoetymologiami mającymi wywodzić słowa dawnych cywilizacji od języka dawnych potężnych Lechitów - Babilon to tu po prostu swojskie Babie Łono.

Polskie paranoje i narodowa mitomania, peryferyjna mania wielkości i poczucie krzywdy. Wszystko to już gdzieś słyszeliśmy. Ale czy do kabaretu idziemy się pośmiać, czy usłyszeć coś naprawdę nowego? No właśnie. O czym ja tutaj O tym co zwykle, o nas.

Kolejne spektakle: 23 i 24 lutego, 1 i 2 marca o 19.15.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji