Artykuły

Z TEATRU

TEATR AKTORA: "Krzyk", sztuka w 3-Ch aktach (6 obrazach) J. de Stefani i F. Cerio. - Przekład Kazimierza Kańskiego. - Reżyserja St. Perzanowskiej.

Zaczyna się ten "Krzyk" jak ciekawy dramat psychologiczny, kończy zaś zbędnym melodramatem w 5 obrazie, osłabiającym silne wrażenie, jakie powinien wywrzeć sam finał. Dla akcji sztuki nie jest potrzebna scena zabójstwa w 5 obrazie, niepotrzebna też jest z psychologicznego punktu widzenia. Zaciemnia przytem i tak dość niejasną gmatwaninę, w którą zaplątali się autorowie "Krzyku". Niczego nie wyjaśnia i nie tłumaczy. Cały szereg zagadek do końca pozostaje nierozwiązany. Czy profesor z miłości dla żony udusił nieszczęśliwego warjata, wydającego po nocy niesamowite krzyki? Czy zazdrość o żonę, uwidoczniona w postępowaniu Odersa z młodym adwokatem zmąciła umysł profesora, czy też inne wpłynęły na to okoliczności? Czy młody adwokat, kochanek żony uczonego, był czy nie był warjatem? Na wszystkie te pytania, niestety, nie znajdujemy odpowiedzi. Nie wiemy też, czy profesor Oders, który twierdzi, że ma prawo pozbawić życia człowieka dla dobra ludzkości, w przeszłości swojej ma już taki czyn za sobą, czy też dopiero nieszczęsny Nr. 144 stał się jego ofiarą, pierwszą ofiarą. Przez czas dłuższy nie jesteśmy nawet pewni, czy to nie profesor właśnie wydawał dzikie okrzyki śród nocy w chwili ataku szału... Są w tej sztuce świetnie zbudowane sceny, są i takie, które obciążają jedynie zaplątaną w kłamstwach melodramatycznych akcję. Są doskonale narysowane figury profesora, jego asystenta, żony, Giny, są blade, nic nie mówiące, zgoła zbędne epizody. Siłę wyrazu dramatycznego niektórych fragmentów tej nie bez talentu napisanej sztuki osłabiają wielokrotne odchylenia od zasadniczej linji, nagły skręt ku łatwym i tanim efektom, ku szablonowi zwykłej sensacyjnej "bomby", ku okropnościom a la Grand Guignol... Sama postać profesora przecież, doskonale na rysowana, byłaby o wiele ciekawsza, gdyby autorowie chcieli się zdecydować, kim on ma być. Czy nieszczęsnym uczonym, zwalczającym zazdrość, którego powala to właśnie uczucie, czy odkrywcą nowych prawd w sztuce lekarskiej, który do ostatniej chwili, działając w interesie ludzkości - notuje objawy własnego szaleństwa, w które popadł z niewiadomych przyczyn. To, co profesor mówi, jest nieraz świetne. Scena w nocy z asystentem - doskonała. Ale cały przebieg jego dramatu osobistego - zaciemniony, należycie nie uwypuklony, jakgdyby nagle zahamowany. Grano sztukę włoską w teatrze Aktora doskonale. Jaracz dał kapitalną kreację. W finale, zarówno jak w obrazach 2 i 4 wzniósł się na wyżyny artyzmu. Porywał. Kazał zapominać o złudzie scenicznej. Talent p. Piaskowskiej znów zabłysnął w szczerze odczutej i zagranej roli żony. Doskonale za rysował sylwetkę asystenta, J. Łuszczewski. Wyborny epizod dała Dąbrowska. Naturalnie i miło zagrała Ginę p. Kryńska. Bardzo dobry w roli adwokata był Chodecki. Dobre epizody dali: Zarembina, Wyspiański, Żelski i in.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji