Tosca tygrysica
"Tosca" Giacomo Pucciniego w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.
Siłą nowej inscenizacji "Toski" w Operze Narodowej są dobra reżyseria, wspaniała kreacja w tytułowej roli i piękna interpretacja muzyki Pucciniego. Nareszcie!
Półtora roku temu w Operze Narodowej w Warszawie Barbara Wysocka wykorzystała jeden z pięciu aktów opery "Eros i Psyche" Ludomira Różyckiego - ten umiejscowiony w klasztorze - do pokazania, jak Kościół katolicki indoktrynuje ludzi. Wyostrzyła to, co i tak jest zapisane w młodopolskim libretcie Jerzego Żuławskiego, by wyrazić swoją krytyczną postawę wobec wpływowej instytucji. Wrażenie było tym silniejsze, że premiera "Erosa..." nastąpiła tuż po głośnej "Klątwie" Olivera Frljicia i bezpardonowym oskarżeniu Kościoła o pedofilię. Wysocka wcieliła się tam w jedną z ofiar molestowania seksualnego przez księży.
W "Tosce" Pucciniego reżyserka jest powściągliwa: bezwzględny prefekt policji Scarpia, choć śpiewa w kościele pochwalne "Te Deum", nie ma rysów twarzy żadnego z polityków PiS.
Wymowa przedstawienia jest bliska namysłowi nad kruchością ludzkiego życia, a czerwona flaga jako symbol wolności, którą macha na scenie Michael Spadaccini jako Cavaradossi, to jedyna ekstrawagancja i zaczepka polityczna, na którą zdecydowała się reżyserka.
Rzym pozostaje niezmiennie miejscem akcji, natomiast za błyskotliwy należy uznać wspomniany pomysł przeniesienia wydarzeń z czasów wo-jen napoleońskich, gdy idee rewolucji ścierały się z rojalistycznym status quo, w lata 70. XX w, gdy włoskie Czerwone Brygady krwawo występowały przeciwko twardym rządom chadeka Giulia Andreottiego. Zabieg ten stworzył pole do popisu scenografce Barbarze Hanickiej i autorce kostiumów Julii Kornackiej, pozwolił przywołać coś z musującej atmosfery filmów Paola Sorrentino.
Tosca jest w tym spektaklu wspaniałą kobietą. Burza ciemnych włosów, okulary przeciwsłoneczne, klasyczny trencz i wystrzałowe botki - oto gwiazda, wcielenie kobiecości.
Śpiewająca ją Ewa Vesin (w premierowej obsadzie wystąpiła Świetlana Kasjan) ma mocny, wibrujący namiętnością głos o zmysłowej barwie. Trzeba słyszeć, z jaką drapieżnością atakuje dźwięki, gdy wymawia nazwisko domniemanej rywalki ("Attavanti!").
To istna tygrysica, ale też czuła i delikatna kochanka dla tego, któremu oddala swoje serce. Malarz Cavaradossi w rozpiętej białej koszuli siada na niej okrakiem i fotografuje jej twarz - to niemal dosłowny cytat z "Powiększenia" Antonioniego.
Ale tak kolorowo jest tylko w pierwszym akcie - Wysocka z Hanicką stworzyły świat sceniczny, w którym nie ma miejsca na szczęście. Rzym jest zredukowany do dwóch budynków: kościoła Sant Andrea delia Valle i Zamku św. Anioła, który jest katownią policyjnego reżimu. W tym świecie barwne motyle jak Tosca i Cavaradossi muszą zginąć.
Wysocka wyświetla cytat libretta: "Aż znikną podłączeni do sfer niebieskich" - widzimy ostatnie chwile ich pięknej miłości. Wkrótce do kościoła, w którym Cavaradossi pracuje nad freskami, wchodzą prefekt policji Scarpia (Krzysztof Szumański) i jego tajniacy. Koniec sielanki.
To, co dzisiejsze w "Tosce" Wysockiej, to sposób przedstawienia sceny napastowania Toski przez Scarpię. Być może wyglądałaby inaczej, gdyby nie #MeToo, ogólnoświatowy ruch społeczny w obronie ofiar molestowania seksualnego. Wysocka włożyła w nią swoje emocje, sugestywnie pokazując ohydę i żałosny wydźwięk wymuszonego seksu i nadużywania władzy nad drugim człowiekiem.
Scarpia, zwykle przedstawiany jako postać demoniczna, wcielenie zła, u Wysockiej reprezentuje "banalność zła". Zbrodni dokonuje rękami swoich podwładnych. Marzy, aby Tosca, kobieta z niedostępnego dla niego świata sztuki, została jego kochanką. Szantażuje ją: seks za życie kochanka. Niczym tanią dziwkę próbuje przekupić ją białym futrem z norek. Zostaje ośmieszony. Domniemany demoniczny kochanek zdejmuje szelki i nieporadnie próbuje się zbliżyć do Toski siedzącej na urzędniczym biurku z rozwartymi nogami, znieruchomiałej i wyłączonej emocjonalnie.
Jedyna namiętność ujawnia się w chwili morderstwa, gdy Tosca wbija nożyczki w brzuch Scarpii i dobija go, leżąc na nim. Na odchodnym rzuca na trupa futro takim gestem, że w powietrzu niemal unosi się niewypowiedziane zdanie: "Masz, eh...!".
Spektakl muzycznie przygotował włoski dyrygent Paolo Arrivabeni, ale z powodu jego nieobecności batutę przejął znakomity polski dyrygent operowy Tadeusz Kozłowski. Dyrygował z pasją, ale muzyka mogła swobodnie oddychać. Panował nad czasem muzycznym i nad detalami (motywy przewodnie), ukazując kolorystyczne walory partytury Pucciniego.
W tej "Tosce" była rzadko spotykana na polskich scenach spójność między solistami, orkiestrą, dyrygentem i reżyserem. Wszystko to na korzyść muzyki.