Artykuły

Społeczeństwo spektaklu

Drugiego dnia Teatroteki prezentowane są cztery spektakle, które pomimo wykorzystania przez twórców różnych konwencji filmowych i telewizyjnych łączy społeczne zaangażowanie - pisze Wiktoria Tabak z Nowej Siły Krytycznej.

Wszystkie z pokazywanych dzieł - mniej lub bardziej intrygująco - próbują mierzyć się z nurtującymi współczesnego człowieka kwestiami, zarówno osobistymi, jak i politycznymi oraz historycznymi.

"I hurt myself today/ To see if I still feel" (John Cash "Hurt")

"Słabi" w reżyserii Arka Biedrzyckiego na podstawie sztuki Magdaleny Drab opowiadają historię Aniny (Karolina Kominek) cierpiącej na depresję poporodową. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia głównej bohaterki, splata realne zdarzenia z jej onirycznymi wizjami. Kobieta snuje rozważania o miłości i pustce, dochodzi do wniosku, że jedyną ochroną przed niedającymi się kontrolować emocjami jest gorset. To oczywiste odwołanie do społecznych norm - przestrzeganie stabilnych struktur i schematów funkcjonowania miałoby stać się złotym środkiem na depresję. Niestety, takie zachowania zazwyczaj maskują problem, a nie próbują go rozwiązać.

Moje wątpliwości budzi sposób przedstawiania myśli bohaterki za pomocą socjopatycznych halucynacji, podczas których Anina dusi dziecko, ukręca głowę lekarce, czy rzuca kamieniem w przechodnia. Taki sposób obrazowania świata prowadzi do uznania, że osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne są niebezpieczne dla otoczenia i należałoby je zamknąć w szpitalu. Dodatkową warstwę fabularną wprowadzają krótkie wypowiedzi Takiej tam (Agnieszka Wosińska) zbudowane na reprodukowanych w mediach złotych poradach dla żon i matek. Można się z nich dowiedzieć, że kobieta po ciąży przestaje być pełnoprawnym człowiekiem i zamienia w jego resztkę, którą należałoby wypełnić albo silikonem, albo męskim spojrzeniem. Całość przedstawiono w formie programu kulinarnego, gdzie wybebeszony kurczak jest synonimem kobiety. W innym fragmencie ta sama postać przekonuje, że aby być prawdziwą damą, należy zawsze mieć złuszczone i gładkie ciało, wymalowaną twarz oraz odpowiednią fryzurę. Rozumiem, że te powtórzenia miały mieć charakter subwersywny, ale w zawiłości prowadzonych narracji i nachodzących na siebie różnych poziomów dramaturgicznych, krytyczny potencjał się wytrąca i zamienia w afirmatywny.

Odniosłam też wrażenie, że dramat próbuje niejako upupić zaburzenia psychiczne. Przykładowo w scenie, gdy bohaterka pyta terapeutkę, dlaczego jej tabletki są różowe i w dodatku w kwiatki skoro ona wcale nie czuje się różowo, lekarka odpowiada, że z powodu pacjentów, którzy nie chcieli łykać normalnych lekarstw, a przyjemne wzorki kojarzą im się z dzieciństwem i dlatego chętniej je przyjmują.

Mięsne metafory momentami są zupełnie niestosowne i trudne do zniesienia. Kaszanki, salcesony, wiszące w rzeźni tusze zwierząt wzbudzają wstręt. W momencie, gdy kwestia wpływu emisji gazów cieplarnianych pochodzących z hodowli przemysłowych na zmiany klimatyczne jest artykułowana na każdym kroku i potwierdzana licznymi badaniami, spektakl oparty na mięsnej paraboli jest bardzo złym pomysłem, a w dodatku ignoranckim społecznie.

"A mury rosną, rosną, rosną" (Jacek Kaczmarski "Mury")

"Falowiec" w reżyserii Jakuba Pączka (na zdjęciu) na podstawie tekstu Moniki Milewskiej traktuje o projektancie gdańskiego falowca (w latach siedemdziesiątych drugi najdłuższy na świecie budynek mieszkalny). Inżynier (Janusz Chabior) nadając blokowi specyficzny kształt zakrzywił czasoprzestrzeń - w każdej klatce jest inny rok, a w dodatku są to lata ważne dla Polaków z wielu powodów.

Czterdziestolatek, którego opuściła żona z córkami, prowadził rutynowy żywot, odpalał papieros za papierosem od podłączonego przy wannie tostera, aż do momentu, gdy do drzwi zapukała sąsiadka (Marta Malikowska), proponując swojskie jajka i mleko od krowy, a także zapraszając go do swojego mieszkania. Kobieta wraz z mężem musiała wyprowadzić się z drewnianej chatki, ponieważ teren, na którym się znajdowała, został przeznaczony pod budowę nowoczesnego budynku. Nie chcąc jednak rezygnować z jedynego źródła dochodu, postanowili przenieść gospodarstwo do bloku - bo jak przyznali, tak ciasne pokoje nadają się jedynie na chlew. Na balkonie umieścili krowę, a w łazience zorganizowali rybny staw.

Losy tej pary, a także kolejnych bohaterów są historycznym przeniesieniem współczesnych problemów do przeszłości w celu wyjaśnienia niektórych procesów zachodzących w dzisiejszej Polsce. Nie bez powodu pojawia się figura Jana Pawła II oraz jego pierwsza pielgrzymka do ojczyzny, która uznawana jest za punkt przełomowy w odnowie kraju. Także Porozumienia Sierpniowe wydają się istotnym momentem konstytuowania się tożsamości narodowej. Przywołanie tych wydarzeń jest zabiegiem wyjaśniającym chociażby współczesne sprzężenie polityki z Kościołem. Ma ono źródło w walce z komunizmem, w której Kościół katolicki silnie wspierał opozycję, a każda jego krytyka wiązała się z zajęciem pozycji przeciwnika wolności.

"Falowiec" to ciekawa propozycja przełożenia dramatu na srebrny ekran, nie tylko dzięki społecznym wiwisekcjom, ale także dzięki wspaniałym rolom Marty Malikowskiej, która wcielała się w najróżniejsze postacie: od wiejskiej baby, przez urzędniczkę, wyemancypowaną kobietę, po lekarkę. Bohaterki rysowała grubą kreską, ale wypełniała je humorem, balansując na granicy groteski.

"Polska/ Mieszkam w Polsce/ Mieszkam w Polsce/ Mieszkam tu, tu, tu, tu" (Kult "Polska")

"Pradziady" Wojciecha Kuczoka w reżyserii Michała Zdunika, sądząc po zapowiedziach, miały być satyrą na współczesne postawy utożsamiane z "prawdziwą" polskością, takie jak choćby pseudopatriotyzm. Niestety nadmiar symboliki i groteski nie nadał tekstowi ani ironicznego, ani inteligentnego wydźwięku, a przeciwnie - momentami nudził, wytrącał ze skupienia.

Akcja rozgrywa się w dniu, w którym każdego roku kultywowana jest w rodzinie wielopokoleniowa tradycja wywoływania duchów zmarłych przodków. Ojcem założycielem rodu jest pradziadek Oktawian-Alfons, któremu wszystkie błędy i grzechy (niesłusznie) wybaczono, bo uznany został za wielkiego człowieka, a jego owiana tajemnicą siła nadal intensywnie oddziałuje na żyjących, wywołując blady strach. Obecnie głową rodziny jest Badek (Piotr Cyrwus), dla którego ważniejsze jest oddawanie się powinnościom narodowo-katolickim niż budowanie więzi z córką - Pańcią (Masza Wągrocka). To bohater na wskroś przesiąknięty romantyzmem, a na potwierdzenie mentalnej przynależności zawiesił na ścianie portret Tadeusza Kościuszki. Badek nie znosi zięcia - Pańcia (Łukasz Borkowski), chociaż wiele ich łączy. Obydwaj są przedstawicielami patriarchalnego porządku, w którym męskie problemy to jedyne autentyczne i warte uwagi udręki. Pierwszy trwa w nieustannym obowiązku przypominania wszystkim o polskości, drugi to sfrustrowany artysta, który zamiast komponować wielki dzieło (koncert fortepianowy), musi tracić czas na tworzenie muzyki do reklam podpasek czy innych rzeczy niegodnych miana wielkiej sztuki, by utrzymać żonę i córki.

Spektakl miał szansę okazać się intrygującym pastiszem na postawy społeczne, ale niestety to się nie udało. W jednym porządku ośmieszono zarówno mity narodowe, jak i ich kontrpropozycje, które zresztą i tak były zbyt mało wyraziste, by stać się realną opozycją pierwszych.

"Chyba kręci mnie kapitalizm/ Chyba podnieca wyzysk i nadmiar" (Julia Marcell "Tesko")

Beniamin M. Bukowski biorąc na warsztat historię żyjących w średniowieczu braci Pola, Hennequina i Hermana de Limbourg stworzył opowieść o współczesnej pracy w kulturze i wszystkich jej uwarunkowaniach. Autor i zarazem reżyser uwypuklił problemy, z którymi mierzą się dzisiejsi artyści, a także poddał krytyce postawy ich mecenasów.

Tytułowi bracia są iluminatorami-freelancerami. Malują, żeby mieć pracę, mają pracę, żeby mieć pieniądze, a potem te pieniądze wydają, by dalej malować - jak sami zauważają, tkwią w błędnym kole. Zakres ich powinności zawodowych wiąże się również z nieustannym zaspakajaniem żądań kapryśnego Księcia de Berry (Adam Ferency), który wymyśla im coraz to nowe zajęcia. Mężczyźni muszą być elastyczni i w każdej chwili gotowi do przebranżowienia, gdy akurat pracodawca zechce zobaczyć sztukę teatralną. Do ich obowiązków należy też eksploatowanie prywatności ("chciałbym, żebyś mi zagrał historię opartą na twoich przeżyciach") i nierzadko upokarzanie się czy naginanie personalnych granic.

Akcja trwa dwanaście miesięcy i jest wyznaczana wstawkami z autentycznego, misternie zdobionego dzieła, które przyniosło Bracom Limbourg sławę, czyli z "Bardzo bogatych godzinek księcia de Berry". Trzej bohaterowie zostają doprowadzeni na skraj depresji, a ich życie pozbawione sensu, czyli pracy. Te diagnozy są bliskie kondycji współczesnego środowiska sztuki oraz stają się podwalinami pod krytykę kapitalizmu, w którym praca rzadko przynosi satysfakcje oraz odpowiednie pieniądze, a jej wykonawcy bywają zazwyczaj prekariuszami.

Moje wątpliwości budzi sposób prowadzenia narracji - zaduma nad miejscem i kondycją artysty w świecie jest nieco protekcjonalna, a autor ustawia się na pozycji mędrca, który uzurpuje sobie prawo do wyjaśniania odbiorcom świata. Niemniej poza tą jedną kwestią uważam "Niesamowitych Braci Limbourg" za naprawdę udany spektakl i ciekawy, erudycyjny dramat.

Twórcom powyższych przedstawień z pewnością nie można odmówić kreatywności. Pomysły na przeniesienie akcji dramatu do średniowiecza czy komunizmu wydają się błyskotliwe i atrakcyjne, a także ukazują pewną złożoność oraz ciągłość procesów społecznych. Medium filmowe poszerzyło możliwości narracyjne i umożliwiło artystom wykorzystanie narzędzi spoza repertuaru teatralnych środków, choć nie wszystkim wyszło to na dobre. Niektóre zabiegi mogłyby znaleźć uzasadnienie na scenie, ale kompletnie nie sprawdzają się w ekranizacjach, na przykład stopienie kilku porządków dramaturgicznych w jeden ("Słabi"), czy nadmierna iluzyjność budująca raczej dystans niż zaciekawienie ("Pradziady"). Niemniej festiwal opiera się na interesującym zamyśle swoistej emancypacji nowej polskiej dramaturgii - przełamywaniu myślenia o niej w kategoriach tekstów pisanych wyłącznie dla teatru - co jest niewątpliwym atutem przedsięwzięcia.

***

Teatroteka Fest, Warszawa 1-3 marca 2019

***

Wiktoria Tabak - studentka trzeciego roku wiedzy o teatrze i zarządzania międzynarodowego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji