Artykuły

Miłość niejedno ma imię

"Thais" Julesa Masseneta w reż. Romualda Wiczy-Pokojskiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński w portalu trojmiasto.pl.

Wystawienie nieobecnej od blisko wieku na polskiej scenie operowej "Thais" na deskach Opery Bałtyckiej jest dowodem na to, że "banicja" dzieła Julesa Masseneta jest niesłuszna. Jednak sam spektakl Romualda Wiczy-Pokojskiego pozostawia niedosyt.

Od pierwszych chwil na scenie podziwiamy rywalizację tego, co wzniosłe i metafizyczne z niskim i przyziemnym. Do rozmodlonych mnichów na pustyni wraca z niedalekiej Aleksandrii Atanael, mnich pochodzący z tego miasta. Obecna Aleksandria jawi mu się jako miejsce występku, grzechu i zła. Jednak czuje, że musi tam wrócić, by nawrócić kurtyzanę Thais - obiekt pożądania i symbol zepsucia tego miasta. Przywrócenie jej Bogu Atanael stawia sobie za punkt honoru i sprawdzian swojej wiary. Pomimo braku entuzjazmu ze strony wspólnoty, wyrusza, by przywieźć występną kobietą na drogę miłości bożej, pokuty i wiecznej szczęśliwości.

Mnisi na scenie Opery Bałtyckiej nie są sami - towarzyszą im postaci wijące się po podłodze, układające w różne wymyślne figury. To przeniesiona na język ciała tancerzy, mających w spektaklu wiele zadań pantomimicznych, manifestacja cielesnych pragnień i grzechu. Ich obecność podczas wzniosłych deklaracji Atanaela jest nieprzypadkowa - od pierwszej chwili wyczuwalna jest w deklaracji młodego mnicha nuta fascynacji i pożądania, usprawiedliwione religijnym fanatyzmem i pobożnością.

Massenet wspólnie z autorem libretta Louisem Galletem stworzył więc operę o walce sacrum z profanum, namiętność i pożądanie w wymiarze czysto ludzkim pozostaje tu w nieustającym zwarciu z wyższymi pobudkami, pragnieniem uzdrowienia przeżartej grzechem duszy upadłej kobiety. Pycha Atanaela, starającego wziąć na siebie rolę zbawiciela, ubrana zostaje w zbroję wiary i miłości bożej. Konflikt między tymi wartościami jest przedstawiony w sposób bardzo klarowny. "Thais" pod względem tematyki i charakteru w niczym więc nie ustępuje innym dziełom operowym. Podobnie rzecz się ma z muzyką, momentami ilustracyjną, pełną gwałtownych zwrotów akcji, zazwyczaj związanych z postawą Thais, złaknionej czegoś więcej niż cielesne uciechy w ramionach przygodnych kochanków i rozdartej pomiędzy dotychczasowe wygodne życie w uwielbieniu i czci ze strony zalotników a fascynację żarliwością wiary Atanaela.

Debiutujący tą operą na deskach teatru operowego Romuald Wicza-Pokojski akcję "Thais" sytuuje poza konkretnym czasem historycznym. Bardzo ciekawe kostiumy autorstwa Alicji Kokosińskiej utrzymane są w steampunkowej stylizacji - świat aleksandryjczyków okazuje się dowcipną karykaturą "grzesznego" światka artystycznego, z kostiumami inspirowanymi współczesną modą artystycznej awangardy. Z kolei motywem dominującym w szatach pustelników są mnisie habity, jednak dzięki ekstrawaganckim dodatkom, wizerunek pątników zostaje efektownie przełamany. Na tle pozostałych wyróżnia się amarantowa suknia Thais i jej eleganckie białe futro (z rozbierania z niego kurtyzany uczyniono najciekawszy epizod pierwszego aktu).

Nie mniej efektownie w scenach pustynnych prezentuje się Balet Opery Bałtyckiej. W jednakowych kostiumach i perukach oprócz personifikacji nieczystych intencji i grzechu przywodzi na myśl potępieńców z obrazów Sądu Ostatecznego. Z kostiumami bohaterów kontrastuje bardzo minimalistyczna scenografia, przygotowana również przez Alicję Kokosińską, zachowująca momentami przesadną ascezę formy. Składają się na nią ruchome konstrukcje (jak obramowanie kaplicy czy stelaż szafy), "żywe obrazy" z ciał tancerzy i gra świateł oraz kilka półprzezroczystych przesłon.

Niestety, reżyser skupiając się na ogóle, nie przykłada dostatecznej uwagi detalom. Szwankuje dramaturgia najsłabszego, pierwszego aktu, podczas którego ze sceny po prostu wieje nudą. Soliści sprawiają wrażenie pozostawionych samym sobie, czego efektem niefortunne powtórzenia ("lubieżne" pocałunki damsko-męskie i damsko-damskie pomiędzy Niciasem i jego niewolnicami to jedyny pomysł na utwór "Ah! Ah! Ah!... Athanaël, c'est toi!") i niemal koncertowy śpiew solistów do publiczności w pierwszej odsłonie spektaklu. Wiele do życzenia pozostawia też zmysłowy taniec Thais w wizji Atanaela.

Na szczęście charakter tak popularnych do niedawna w Operze Bałtyckiej spektakli semi-stage zostaje przełamany w akcie drugim, w którym tancerze po intrygującej pantomimie z aktu I mają szansę na wykonanie pełnowymiarowego układu tanecznego (choreografia Izabeli Sokołowskiej-Boulton). I w tym akcie brakuje spójności, a długimi momentami również reżyserskich pomysłów, choć kreująca partię Thas podczas premierowego wieczoru Marcelina Beucher obdarzona jest świetnym, ciepłym sopranem, który aż kipi od emocji. W prześlicznym piano artystka potrafi zawrzeć wszystkie targające Thas wątpliwości, budując tę postać przede wszystkim głosem.

Mocnym barytonem o pełnym brzmieniu towarzyszy jej najbardziej zapracowany podczas spektaklu Marcin Bronikowski w roli Atanaela - najsilniejszy aktorsko punkt przedstawienia. Jego bohater od początku heroicznie walczy z pokusą, a moment wypoczynku w oazie podczas wędrówki ("Baigne d'eau mes mains et mes levres") to w dużej mierze dzięki niemu wzruszająca, piękna scena miłosna. Zaskakująco bezbarwny, pozbawiony mocy jest Nicias w wykonaniu Ivaylo Mihaylova, momentami ledwo słyszalny nawet w pierwszych rzędach.

Akt III okazuje się zdecydowanie najciekawszy. Efektowny krzyż rozłożony na podłodze wyznacza przestrzeń sacrum. To tu rozegra się dramat Thas i Atanaela, który orientuje się w swojej pomyłce. Prawdziwa miłość niejedno ma imię, sygnalizują twórcy we wzruszającym finale, a dróg do niej znacznie więcej niż może się wydawać.

Najbardziej znany fragment "Thas" - "Medytacje" - lekko i z wyczuciem wykonuje skrzypaczka Celina Kotz z towarzyszeniem tancerzy i Orkiestry, zasłużenie zbierając podczas premiery największy aplauz. Również główna aria Thas, tzw. Aria Przed Lustrem ("Dis-moi que je suis belle") wykonana jest przez Beucher z wdziękiem. Bardziej jednak zapadają w pamięć jej duety z Bronikowskim, szczególnie "Cette image d'ivoire" z bożkiem erosa czy finałowy, przejmujący duet "Te souvient-il du lumineux voyage".

Poniżej wysokiego poziomu, do jakiego przyzwyczaiła już pod batutą José Maria Florncio, nie schodzi Orkiestra Opery Bałtyckiej, bardzo dobrze radząca sobie ze zmiennymi tempami i licznymi trudnościami partytury. Kolejny raz świetnie wygląda i dobrze brzmi Chór Opery Bałtyckiej zarówno w roli pustelników (panowie), społeczności Aleksandrii oraz sióstr z klasztoru Albiny (panie). Tym większa szkoda, że gdańska "Thais" prowadzona jest przez Wiczę-Pokojskiego w sposób bardzo zachowawczy, zaś niektóre sceny (jak wulgarna wizja kurtyzany w snach Atanaela) nie licują z poziomem pozostałych. Z pewnością jednak decyzja o wystawieniu tego działa jest słuszna - tak pięknych operowych opowieści o niespełnionej miłości, wcale nie ma zbyt wiele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji