Artykuły

Poznań. Teatr Polski czyta na nowo "Śluby panieńskie"

- Opowiadamy o próbie wyzwolenia się z pewnej ramy. Narzuconej i kobietom i mężczyznom, w różnorakich relacjach - mówi Andrzej Błażewicz, reżyser spektaklu "Śluby panieńskie". Premiera w piątek w Teatrze Polskim.

W roli Anieli Konrad Cichoń. Wokół twarzy aktora rude loki. Do sukienki w kwiaty ma doszyte bufiaste różowe rękawy.

Klara to przebrany w butelkową suknię Mariusz Adamski z misternym upięciem na głowie.

Bohaterki najpierw składają sobie przysięgę, że nigdy nie wyjdą za mąż. Zupełnie jak u Fredry. Ale już po chwili po scenie niesie się ostra muzyka. - O, mężczyźni, piekło was zrodziło, że nie ma kraju, gdzie by was nie było! - skandują do mikrofonów Klara i Aniela, tak bardzo podobne do uczestniczek Czarnych Protestów.

To historia o zagubionych mężczyznach

"Śluby panieńskie" w Teatrze Polskim zobaczymy w obsadzie całkowicie męskiej. Role zakochanych w Anieli i Klarze Gustawa i Albina też grają mężczyźni (Piotr B. Dąbrowski i Paweł Siwiak).

- To historia o mężczyznach dzisiaj, zagubionych w rzeczywistości, próbujących ją zrozumieć i buntujących się wobec niej - tłumaczy reżyser. Dodaje, że spektakl jest też próbą wejścia w pewną energię - silną i pozytywną - do której mężczyźni nie mają dostępu, bo jest zarezerwowana dla kobiet. - Nieumiejętność radzenia sobie mężczyzn w tej sytuacji często przeradza się w bezsensowną agresję - uważa Andrzej Błażewicz. - Wydało nam się superprzewrotne, by do opowieści o tym wykorzystać tekst o naiwnych dziewczynach, które jako rodzaj żartu mówią, że nigdy nie pójdą za mąż i o mężczyznach, którzy je ogrywają, dzięki czemu tworzy się intryga. Mechanizmy przemocowe, które są wpisane w ten tekst i pewien rodzaj okropności stereotypów, które są u Fredry, też nas interesują - tłumaczy reżyser.

Jak wyjść z tej formy?

Jak zdradzają twórcy, w spektaklu posługują się wyłącznie tekstem oryginału, który czasem musieli ciąć i przestawiać. Wiele fragmentów brzmi jednak wciąż aktualnie.

- Zarówno tekst, jak i kostiumy opowiadają o przymusie wejścia w jakąś formę. Spektakl jest o próbie wyzwolenia się z tej ramy. Narzuconej i kobietom i mężczyznom, w różnorakich relacjach - mówi reżyser.

Autorka kostiumów i scenografii Aleksandra Grabowska: - Opowiadamy o latach 1830-1835, to wtedy powstawały "Śluby...". Przypominamy, że kostium kobiecy był wtedy szalenie opresyjny, definiujący. Wystarczy przypomnieć ściskanie talii gorsetami, ogromne doły, które miały powiększać biodra - mówi kostiumografka. - Kiedy ubraliśmy w te wszystkie gorsety, halki i kolejne warstwy naszych aktorów, obserwowaliśmy, jak oni sami z tym walczyli. Nie wiedzieli na przykład, czy w takich sukniach da się siadać. A przecież przez setki lat kobiety jakoś siadały! Zaczynamy od takiej formy, żeby potem móc aktorów w niej uwalniać. Żeby pokazać, co jest pod spodem - zdradza Grabowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji