Artykuły

Trupy w szafie nowego dyrektora Teatru im. Jaracza

Nowy dyrektor olsztyńskiego teatru mówi nie tylko o tym, co zastał po przejęciu stanowiska, ale także dlaczego teatr pod jego kierownictwem nie będzie słynąć z eksperymentów. Ze Zbigniewem Brzozą rozmawia Iwona Görke w Gazecie Wyborczej - Olsztyn.

Zbigniew Brzoza wygrał kilka miesięcy temu konkurs na dyrektora Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Zastąpił na tym stanowisku Janusza Kijowskiego, który przez kilkanaście lat odpowiadał za to, co się w olsztyńskim teatrze działo i był jego twarzą. Ale odszedł w fatalnej atmosferze, w teatrze wybuchł konflikt, spór podzielił pracowników. Jak sobie z tym poradzi nowy dyrektor?

Iwona Görke: Był pan dyrektorem teatrów w Warszawie i Łodzi, przez cztery lata szefował pan Festiwalowi Łódź Czterech Kultur, jest pan wykładowcą w tamtejszej filmówce. Zdecydował się pan jednak wziąć udział w konkursie na dyrektora teatru w Olsztynie. Mieście, którego mieszkańcy są bardzo krytyczni i mówią, że nie ma w nim kultury. Skąd pomysł na taką zmianę?

Zbigniew Brzoza: Powodem jest kondycja teatru w Polsce. Teatr, na którym się wychowałem, który dominuje we wszystkich ważnych teatralnie krajach Europy, w Polsce powoli przestaje istnieć. Myślę o teatrze repertuarowym, artystycznym, którego zespół tworzy wspólny, oryginalny język artystyczny. Aktorzy teatru zespołowego pracując ze sobą latami, budują relacje i język, które nie wynikają tylko z ich indywidualnych umiejętności, ale także z czegoś więcej, ze wspólnoty, którą udało im się wytworzyć. Taki teatr dominował w Polsce jeszcze w latach 70. i 80., ale wraz z końcem komunizmu zaczął przeżywać kryzys.

Kapitalizm go pokonał?

- Przestał być finansowany tak jak powinien. Zostały po nim wspaniałe sceny i zespoły, ale zespoły miały zbyt małe środki na tworzenie premier, utrzymanie aktorów. I ten teatr zaczął umierać. Wówczas zaczęło się coś zmieniać w głowach aktorów. Siedząc na próbach zastanawiali się, ile tracą przez to, że nie grają w reklamie albo w telenoweli. Stopniowo twórczość teatralna, praca we wspólnocie, przestała odgrywać w teatrach podstawową rolę. Teatry zespołowe znalazły się w odwrocie. Przetrwały w takich miastach jak Olsztyn, Wałbrzych, Jelenia Góra... Może w Poznaniu, w Szczecinie i Gdańsku. Tymczasem w głównych ośrodkach życia teatralnego praca aktorów nastawiała się na indywidualne korzyści finansowe.

Czyli był to trochę powrót do dziewiętnastowiecznego teatru gwiazdorskiego?

- W czystej formie - gwiazdorski. Każdy stara się, by było go widać jak najwyraźniej na tle innych, a mało liczą się wartości artystyczne.

Olsztynian interesuje, jaki będzie "Jaracz" po zmianach. Na jednej z konferencji prasowej mówił pan, że spektakle nie będą obrażać inteligencji widzów. Chyba nikt nie powie, że chciałby czegoś innego.

- Teatr Jaracza będzie oparty na wysokiej literaturze czytanej w sposób profesjonalny. Dlatego zapraszam do współpracy reżyserów, którzy potrafią rozpoznać jakość literacką dzieł, które przenoszą na deski teatralne.

Wcześniej tak tu nie było?

- Jak myślę o "Zbrodni i karze" bez Soni [w sztuce wystawianej niedawno na deskach olsztyńskiego "Jaracza" - red.], to odnoszę wrażenie, że autor nie przeczytał dobrze powieści Dostojewskiego.

A "Bracia Karamazow"?

- Nie chciałbym dłużej rozmawiać o dotychczasowym repertuarze olsztyńskiego teatru. Dajmy spokój.

To chociaż porozmawiajmy o trupach. Nieraz słyszałam, że co otwiera pan szafę w "Jaraczu", to wyskakuje z niej kolejny trup. Jednym z nich było olsztyńskie studium aktorskie. Młodzież uczyła się w nim cztery lata, a nie tak jak powinna, trzy.

- Dziwię się, że kogokolwiek to dziwi. Większość pracujących w teatrze aktorów kończyła trzyletnie studium aktorskie. Nie przypuszczam, żeby kogokolwiek z nich nazywano studentami. I nie przypuszczam, żeby oni nauczycieli policealnego studium, do którego można się dostać nawet bez matury, nazywali wykładowcami lub profesorami. To nauczyciele i uczniowie. Nie przypuszczam również, by ktoś wcześniej nadawał rangę pracy magisterskiej dyplomowi tej trzyletniej szkoły.

W powszechnym przekonaniu opinii publicznej ministerstwo dało zgodę, by szkoła w Olsztynie funkcjonowała jako czteroletnia.

- Tak, miała taką zgodę, ale na rok, później ministerstwo ją cofnęło. Mimo to szkoła funkcjonowała w trybie czteroletnim, przez wiele lat. Przez cały ten czas, przed egzaminami wstępnymi, zachęcała kandydatów do zdawania do trzyletniej szkoły aktorskiej z czwartym rokiem dyplomowym. Myślę, że komentarz wydaje się zbędny.

Już pan wie, dlaczego studium trwało w tym stanie tyle czasu i jaki był w tym cel?

- Jakbyśmy analizowali utwór literacki, to bym to chętnie wytłumaczył. Ale ponieważ to prawdziwe życie, to zadałbym to pytanie osobom odpowiedzialnym za ten stan rzeczy, czyli przede wszystkim byłemu dyrektorowi teatru. Być może trzeba by było zadać pytanie o to, kto czerpał największe korzyści ze studium aktorskiego udającego szkołę wyższą.

Szkołę czekają więc zmiany. Ma zostać akademią teatralną.

- Jest plan przekształcenia jej w pierwszą wyższą uczelnię artystyczną na Warmii i Mazurach. Trzymam za niego kciuki. Czy tak się stanie? Nie wiadomo na pewno. Słyszałem, że zostały zabezpieczone fundusze na przekształcenie. Zależy mi na tym, by stała się filią Akademii Teatralnej.

A teatr czeka audyt po przejęciu przez pana stanowiska?

- Zostanie przeprowadzony w marcu, kiedy tylko zakończymy bilans ubiegłego roku. Jesteśmy jednak w trudnej sytuacji, bo nie ma pewnych dokumentów. Nie zdarzyło mi się jeszcze kierować teatrem, w którym nie sprawdzano wyliczeń kosztów eksploatacji przedstawienia czy kosztów przygotowywanych premier. W "Jaraczu" ich nie było. Kolejna sprawa, o której już pisała "Wyborcza", to przeprowadzone konsultacje dyplomów [przedstawień przygotowywanych przez słuchaczy studium aktorskiego - red.], za które poprzedni dyrektor teatru pobierał dodatkowe, niemałe, wynagrodzenia. Pod tymi umowami podpisywała się jego zastępczyni i partnerka [życiowa] równocześnie. To tak a propos trupów w szafie...

Co pana więc czeka?

- Nie wiem. Planowaliśmy w tym roku przygotować dziewięć premier. Ale ich liczba wzrosła do kilkunastu, bo porządkując sytuację w studium musimy przygotować dyplomy czwartego roku przyteatralnej szkoły, trzeciego i jeden drugiego roku, który w przyszłym roku szkolnym będzie kończył nauczanie trzecim rokiem.

Biorąc to wszystko pod uwagę nie żałuje pan, że zdecydował się kandydować i wygrał konkurs w Olsztynie?

- Pewnie dziś bym się nad tym dłużej zastanawiał, ale czuję, że robię coś ważnego i to dodaje mi siły. Mam poparcie zdecydowanej większości pracowników.

Poprzedni dyrektor powiedział, że teatr jest strukturą feudalną. Myśli pan tak o teatrze?

- Jakbym tak myślał, to pewnie nie miałbym nic wspólnego z teatrem. Jedno co w tym stwierdzeniu jest prawdziwe, ale o to, jak sądzę, nie chodziło Januszowi Kijowskiemu, to to, że zarządzanie teatrem to jednoosobowa odpowiedzialność. Załóżmy hipotetycznie, że nie natrafiłem na dokument potwierdzający, że szkoła aktorska przy teatrze funkcjonuje niezgodnie z prawem. A nikt mi o tym nie powiedział, chociaż mój poprzednik był do tego zobowiązany przez departament kultury [w urzędzie marszałkowskim, nadzorujący placówkę - red.]. I co by się mogło stać, gdyby przyjechał do nas ktoś z władz nadzorujących placówkę?

Kara?

- Szkoła zostałaby zawieszona, a może zamknięta.

Skoro już jesteśmy przy urzędnikach i politykach... W ubiegłym roku radni miejscy z Prawa i Sprawiedliwości nie chcieli dofinansować kwotą 20 tys. zł Olsztyńskich Spotkań Teatralnych organizowanych co roku przez "Jaracza". Uznali, że nie podoba im się lewacki repertuar teatru. Niedługo potem oburzyła ich wystawa prac Marty Frej i listopadowa wystawa w miejskiej Galerii Dobro. Instytucje kulturalne są pod czujmy okiem PiS. Czy sztuka nie powinna być wolna?

- Tylko co ta wolność miałaby oznaczać? To nie jest proste do wytłumaczenia. Na pewno sztuka nie powinna być cenzurowana. Są natomiast granice, których nie powinna przekraczać. Nie chodzi mi o prowokację, bo ta jest elementem języka sztuki. Jeżeli sztuka nie posługuje się prowokacją, to traktuje o tym, co oczywiste i rozpoznane. Przestaje być sztuką, a zmienia się w pustą formę. Jeśli w sztuce nie ma paradoksu, to nie jest sztuką. To paradoks sprawia, że mamy do czynienia z czymś, co nas zadziwia, prowokuje, zaskakuje czy oburza.

A jakich granic sztuka nie powinna przekraczać?

- Sztuka nie może upokarzać. I gdzieś tutaj kończy się granica dozwoloności. Sztuka nie może poniżać, nie może odbierać ludziom godności. Jeżeli tak się dzieje, to według mnie nie jest to sztuka, tylko przemoc.

Podczas jednej z konferencji prasowych, na której zaprezentował pan repertuar na nowy sezon artystyczny w "Jaraczu", mówił pan o lokalności. Dlaczego to tak istotne?

- Brak myślenia lokalnego, budowania wspólnoty kulturowej, brak tworzenia lokalnych wspólnot kulturowych owocuje tym, że tę przestrzeń zawłaszczają zwolennicy uproszczeń w widzeniu świata.

Nowatorskim pomysłem jest utworzenie przy teatrze szkoły reportażu. Skąd pomysł, by teatr realizował warsztaty reportażu?

- Właśnie z lokalności. Rozmawiałem o tym z Włodkiem Nowakiem [znany reporter związany z "Dużym Formatem", który ma być jej opiekunem - red.] i myślimy podobnie. Potrzeba, by o miejscach na Warmii i Mazurach opowiadali ich mieszkańcy i z ich punktu widzenia. Takie narracje tworzą wspólne wartości, wspólny sposób rozpoznawania swojej przestrzeni.

Jakich reżyserów chciałby pan zapraszać do "Jaracza"?

- W tym gronie jest Adam Nalepa, Krzysztof Rekowski, chciałbym też, by w gronie osób na stałe współpracujących z olsztyńskim teatrem znalazła się Justyna Celeda. Mam nadzieję, że będziemy przygotowywać dużo premier i że wymienieni reżyserzy będą z nami tworzyć. A innych, ciekawych, z pewnością także będę do współpracy zapraszał. Oczywiście pamiętając, że Teatr Jaracza nie jest od tego, żeby słynąć z eksperymentów. Chciałbym żeby słynął z siły zespołu, z jakości przedstawień, ale też z jakości spektakli dla szerokiego grona widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji