Artykuły

Łódź. Rybkowski w Alei Sławy

Na łódzkiej Alei Sławy przy ulicy Piotrkowskiej przybyła gwiazda Jana Rybkowskiego [na zdjęciu], twórcy serialu "Chłopi" i "Kariera Nikodema Dyzmy", nieżyjącego już reżysera i scenarzysty, a także profesora w łódzkiej filmówce.

W sobotniej uroczystości odsłonięcia gwiazdy twórcy, którego publiczność ceni szczególnie za serial "Chłopi", "Karierę Nikodema Dyzmy" i "Granicę", wziął udział Wojciech Rybkowski, syn reżysera. Niestety, zabrakło aktorów, którzy stworzyli u Rybkowskiego swoje największe kreacje. Wielu z nich, jak Władysław Hańcza, pamiętny Boryna, Tadeusz Fijewski oraz Roman Wilhelmi, wspaniały odtwórca roli Nikodema Dyzmy, już nie żyją. Przybyli jednak znajomi i przyjaciele reżysera. Wspominali, że choć był człowiekiem chaotycznym, nieuporządkowanym, to jednak w sztuce filmowej osiągnął bardzo dużo.

Zdaniem prof. Marka Nowickiego, operatora i przyjaciela Rybkowskiego, potrafił on sprawić, że aktor dawał na planie z siebie wszystko. To była zasługa reżysera, który potrafił wydobywać z aktorów możliwości, o jakie oni sami siebie nie posądzali.

- Wielu aktorów zagrało u niego lepiej niż w filmach innych reżyserów - ocenia prof. Nowicki.

Jan Rybkowski urodził się w 1912 r. w Ostrowcu Świętkorzyskim, zmarł przed dziewiętnastoma laty w Konstancinie-Jeziornie. Nakręcił przeszło 30 filmów.

- Ojciec był bardzo pracowity - mówi Wojciech Rybkowski, który zrobił absolutorium na wydziale operatorskim, ale nie pracuje w zawodzie. - Już jako dziecko bywałem u niego na planie, głównie w wakacje. Tak było od filmu kręconego w Augustowie w 1956 roku "Godziny nadziei". Prawie co roku ojciec robił nowy film. Dlatego wydarzenia w naszym życiu kojarzą mi się nie z konkretnymi datami, ale filmami ojca.

Starsi widzowie pamiętają zapewne takie filmy Rybkowskiego jak "Kapelusz pana Anatola", "Inspekcja pana Anatola", "Dziś w nocy umrze miasto", "Spotkanie w Bajce", natomiast średnie pokolenie - "Album polski", "Wniebowstąpienie", "Rodzinę Połanieckich", a wszystkie pokolenia do dziś lubią oglądać "Karierę Nikodema Dyzmy".

- Niestety, za jego życia część środowiska uważała go za reżysera klasy "B" - mówi prof. Jerzy Woźniak, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. - To bardzo krzywdząca opinia o tym skromnym i utalentowanym człowieku. Myślę, że wynika ona zwyczajnie z zawiści.

Jak wspomina prof. Woźniak, studenci łódzkiej filmówki uwielbiali "tatę Rybę", jak o nim mówili z sympatią. Nic dziwnego, że został dziekanem Wydziału Reżyserii. Talent pedagogiczny Rybkowskiego potwierdza także reżyser Filip Bajon, który był jego studentem w latach 70.

- Ojciec był chyba spełnionym twórcą - ocenia syn reżysera "Chłopów". - Kiedy w 1956 roku nakręcił "Nikodema Dyzmę" z Adolfem Dymszą w roli tytułowej, nie był z tego filmu zadowolony. Mnie się ten film też nieszczególnie podobał. Wydaje mi się, że Dymsza nie grał Dyzmy, tylko... Dymszę. Ojcu nie dawało to spokoju i do historii Dyzmy wrócił jeszcze raz w 1980 roku. "Karierą Nikodema Dyzmy" z Romanem Wilhelmim zdobył ogromną popularność i serial jest stale powtarzany.

- Siła tego filmu leży, moim zdaniem, w znakomitej kreacji Wilhelmiego - mówi Wojciech Rybkowski.

Jan Rybkowski był chyba najbardziej przywiązany do swojego filmu "Dziś w nocy umrze miasto" z 1961 roku, w którym grają Beata Tyszkiewicz i Andrzej Łapicki. Jest to historia ucieczki młodych ludzi z Drezna w 1945 roku, które miało zostać zbombardowane. To bardzo osobisty film Rybkowskiego, bo oparty na jego przeżyciach.

Uroczystości odsłonięcia gwiazdy Jana Rybkowskiego towarzyszył przegląd jego filmów w kinie "Cytryna".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji