Artykuły

Męska depresja stereotypem podszyta

Najnowsza premiera Teatru Gdynia Główna - "Tchórz! (...odważna tragikomedia)" - zapowiadała się jako ambitne przedsięwzięcie. Spektakl anonsowany jako "celne studium depresji" sprowadził jednak chorobę XXI wieku do stereotypów tak głęboko zakorzenionych w patriarchalnej wizji świata, że mogły się one stać tylko powodem bezrefleksyjnego śmiechu publiczności - o spektaklu Jacka Bały pisze Wiktoria Formella z Nowej Siły Krytycznej.

Najnowsza premiera Teatru Gdynia Główna - "Tchórz! (...odważna tragikomedia)" - zapowiadała się jako ambitne przedsięwzięcie. Autor scenariusza i reżyser Jacek Bała poszukuje pęknięć we wzorcach męskości funkcjonujących w zbiorowej wyobraźni. Wciąż pokutuje w niej stereotyp "prawdziwego" mężczyzny związany z siłą, dominacją, samowystarczalnością, podporządkowywaniem sobie kobiet (i innych istot kulturowo naznaczonych słabością) czy nieokazywaniem emocji. Pomysł, by podjąć temat "kryzysu męskości" - depresji w wydaniu mężczyzny - wydawał się ciekawą propozycją. Spektakl anonsowany jako "celne studium depresji" sprowadził jednak chorobę XXI wieku do stereotypów tak głęboko zakorzenionych w patriarchalnej wizji świata, że mogły się one stać tylko powodem bezrefleksyjnego śmiechu publiczności.

Na dwóch pufach leży trzydziestokilkuletni mężczyzna: zwisająca głowa, włosy i broda w nieładzie, rozciągnięta bluzka i spodnie. Tytułowy Tchórz (Stanisław Sygitowicz) cierpi na depresję. Nieteatralność symptomów choroby (apatia, rezygnacja, bierność) sprawiła, że Jacek Bała przerysowuje przyjętą konwencję tragikomedii. Bohater wprawdzie jest pozbawiony mocy (wstanie z łóżka urasta do nadludzkiego wysiłku), jednak nader chętnie opowiada o swoich problemach. Seria życiowych klęsk doprowadziła go na skraj rozpaczy, dlatego marzy o terminalnej chorobie albo o tym, aby "coś jebło w budynek" (sic!), słowem - o rychłej śmierci. Do tonu skarg autor pomysłowo włączył ironicznie potraktowaną retorykę coachingu mentalnego, który ma mobilizować do działań. Jako że praktyki te są nieskuteczne, wydawało się na początku, że Bała ma ambicje nakreślenia portretu antymężczyzny, tym bardziej, że Tchórz jest nacechowany przymiotami przypisywanymi kobietom.

Półtoragodzinny spektakl okazuje się jednak przeglądem stereotypów męskości. Bohater odniósł porażki we wszystkich sferach życia (rodzinnej, towarzyskiej, karierze sportowej, edukacyjnej, partnerskiej), dlatego popadł w depresję. Dowiadujemy się o tym ze sprawnie wmontowanych w inscenizację filmów (Maciej Buszman). Jego sytuacja nie jest więc bezzasadnym "użalaniem się nad sobą" (mimo że słyszy ironiczne docinki: "Co za chodząca kupa nieszczęść, co za pieprzona puszeczka Pandorki"). Czy nie ciekawsze byłoby zbadanie depresji mężczyzny, który odniósł sukces?

Reżyser zderza perspektywę Tchórza żyjącego w dobrobycie i stabilizacji z sytuacją powstańca (Jakub Kornacki), który musiał dosłownie walczyć o przetrwanie. Z konfrontacji (nieporównywalnych!) form bohaterstwa jednak nic nie wynika. Stylizowanie mowy powstańca na kresową wywołuje śmiech, a jego wypowiedzi to powtórzenie retoryki o depresji jako fanaberii. Im dalej, tym gorzej, reżyser zmierza w kierunku, który trudno wybronić. Remedium na problemy bohatera ma być Wojsko Takie a Takie. Jak wyzna Pułkownik Taki a Taki (Jakub Kornacki): "Im mniejsze zero, tym lepszy żołnierz; im bardziej nienawidzi siebie, tym łatwiej będzie naciskał spust". Tchórz nie osiąga upragnionej śmierci, bo wojskowy dryl i wojna stają się nie tylko metaforą wewnętrznej walki, ale także wyzwalają w nim potrzebę heroicznych czynów. Niczym King Kong uderza się w klatkę piersiową i konkluduje obniżonym głosem: "Ja być men. Men być zły. Men być głodny. Men chcieć panować. Men chcieć wojna. Wojna dać men krew. Krew być dobra farba do malowidło. Malowidło podobać się baba". Pragnie realizować wzór silnego, prymitywnego i agresywnego samca. Łatwo przewidzieć dalsze losy Tchórza - jest mężczyzną, ma męskie obowiązki, a świat męskiej krzywdy uruchamia męskie rewolucje. Ścieżka wojskowej kariery (jej rekwizyty, zyski, choćby popularność i perspektywa stania się "dawcą nazwy ulicy") jest kusząca.

Jakby tego było mało, wojna - jako metafora wewnętrznych zmagań - usytuowana jest na Bliskim Wschodzie. Wrogowie noszą arafatki, wydają okrzyki islamskich terrorystów i grożą masakrami mudżahedinów. Bała dodaje kolejne stereotypy: o walce z imigrantami, o ratowaniu europejskiej kultury, o przedmurzu chrześcijaństwa. Katolicki kapelan (Jakub Kornacki) szkoląc żołnierza, prześmiewczo wypacza sens biblijnej przypowieści o nadstawianiu drugiego policzka. Pacyfizm staje się chwilową zasłoną, aby na przemoc odpowiedzieć (skuteczną) przemocą. Trzeba przyznać, że dzięki Kornackiemu scena jest świetnie rozegrana, co jednak nie usprawiedliwia jej wymowy.

Na tym nie koniec - kluczowym przeciwnikiem Tchórza staje się kobieta, a dotychczas (z wyjątkiem scen na Bliskim Wschodzie) wróg przyjmował formę symboliczną. Podczas rozstrzygającej konfrontacji, Tchórz ma na sobie maskujący mundur moro, który pozbawia go nie tylko płci, ale też tożsamości. Natomiast kostium Tajnej Agentki P 323 (Małgorzata Polakowska) to spełnienie erotycznych męskich fantazji: obcisły, skórzany kombinezon z wieloma dziurami, które odkrywają bieliznę, buty na obcasach uwydatniające zgrabne nogi. Kobiece ciało jest wyeksponowane, bo zaraz będzie użyte. Pułkownik Taki a Taki mówi wprost o konieczności uwiedzenia i spenetrowania Tajnej Agentki, która pendrive z ważnymi informacjami ukryła w pochwie! Tchórz poddaje się, co jest jednoznaczne ze zwycięstwem Tajnej Agentki, lecz scenarzysta (za nic mając życiową logikę) dzięki cofnięciu w czasie, unieważnia tryumf kobiety. Serwuje finał z apoteozą żołnierskiej męskości - sukces odnosi Tchórz.

Spektakl jest nie tylko patriarchalny, ale też seksistowski. P 323 jest przedstawiana nie tylko jako seksualny obiekt, ale też pozbawiona przymiotów intelektualnych, łatwo daje się omamić Tchórzowi. Wystarczy nagła, nieuzasadniona zmiana języka (kilka cytatów z "Pieśni nad Pieśniami"), aby poczuła się nim oczarowana. Tchórz wykorzystuje sytuację i - mimo sprzeciwu - całuje ją, po czym kobieta również zaczyna mówić językiem Biblii (!!!). Happy end nie dość, że jest ckliwy, to jeszcze relatywizuje wyznania - P 323 porzuca islam pod wpływem katolika Bała wskrzesza maczystowskie klisze o wiecznej wojnie płci, sprowadzającej relacje damsko-męskie do braku podmiotowości i partnerstwa, ich miejsce wypełnia pobłażliwość mężczyzn wobec kobiet i różne formy przemocy. Kobieta zostaje wpisana w kompensacyjną strukturę, w której funkcjonuje jako męskie trofeum w konkursie pod tytułem życie.

Przedstawienie początkowo akcentuje zależność bohatera (od terapeuty), jego alienację (przez chorobę), ukazuje słabości i konfesyjność Tchórza. Są to chwilowe, patologiczne symptomy stanu chorobowego, wyzdrowieniem ma być poprawienie męskości po przebytych traumach i upokorzeniach. Tchórz ma (od)zyskać niezależność, samodzielność i samowystarczalność (wojskowe misje były indywidualne), czyli atrybuty self-made mana. "odważna tragikomedia" produkuje świat ostentacyjnie męski: przepełniony chęcią dominacji, nierzadko o podłożu seksualnym, w którym przywraca się kulturowe wyobrażenie mężczyzny jako uosobienia siły, odwagi i aktywności (także seksualnej). W nowym wizerunku bohatera nie ma przestrzeni na niejednoznaczności i małostki, nawet z fizjologicznym defektem (rozwolnieniami) sobie radzi - panuje nad sobą, a wręcz przezwycięża siebie.

Depresja w przedstawieniu Bały jawi się jedynie jako pretekst do pokazania męskości w kryzysie. To irracjonalny stan odzierający z męskich przymiotów, forma duchowej kastracji mężczyzny odczuwana w momencie pozbawienia go perspektywy walki i możliwości realizacji siebie jako wojownika. Wędrówka ku wyzwoleniu od depresji ma formę kilkustopniowego wtajemniczenia w męskość; to wyzwanie, którego ostatnim etapem jest poradnictwo dotyczące sposobu postępowania z kobietami. Ukazana jest jedynie chwilowa elastyczność zachowania bohatera (przepełnionego różnymi formami słabości), tak naprawdę zmierza on do modelu męstwa i siły. Nieprzypadkowo postać jest zredukowany do przywary-przydomka (Tchórz), a proces zdrowienia ma być unicestwianiem definiującej go bojaźni, której miejsce ma przejąć odwaga. Dopiero wtedy (od)zyskuje tożsamość i staje się Adamem, reprezentantem mężczyzn. Jacek Bała nie proponuje różnych sposobów pojmowania męskości, tylko jeden - wydawać by się mogło, że zdewaluowany - uprzywilejowania mężczyzny.

Reżyser czerpie inspiracje z tradycji gatunku tragikomedii, w przedstawieniu pojawiają się zabójstwa, podróże w dalekie krainy, stałe zagrożenie odczuwane przez bohatera, poważny problem prezentowany jest bez patosu. Szkoda jednak, że ironia i humor zostały wykorzystane do powielania sztamp. Humorystyczna konwencja nie usprawiedliwia nagromadzenia stereotypów. Wydaje się, że środki zastosowane przez Bałę do oswajania tematu depresji nie były najwłaściwsze. W Polsce dostatecznie mocno ośmieszane są choroby psychiczne, odbiera się im znamiona powagi i w konsekwencji dewaluuje znaczenie. Wszystkie te wątpliwe zabiegi autora i reżysera ma wyjaśniać i osłabiać finał. Okazuje się, że spektakl to formuła onirycznego wyobrażenia czy projektowania przyszłości jako terapii, której poddawany jest Tchórz. Nie zmienia to jednak faktu, że w jego podświadomości tkwi potrzeba pozbycia się depresji, która jest jednoznaczna z marzeniem o przywróceniu męskiej dominacji.

Trzeba przyznać, że przedstawienie jest sprawnie zrealizowane (poza sceną cofnięcia w czasie), a aktorzy przekonująco budują postacie. Stanisław Sygitowicz umiejętnie balansuje na granicy przerysowania, ukazując początkową niemoc Tchórza, by potem zmierzać ku farsowości - zezwierzęcenie w scenach wykładu o Mustela Putorius (tchórz zwyczajny), stereotypowo przedstawiana męskość. W kilku rolach dobrze odnajduje się Jakub Kornacki: drobiazgowo buduje ekspresję nieznoszącego sprzeciwu Pułkownika Takiego a Takiego, pomysłowo łączy kaznodziejstwo z figurami przypominającymi wschodnie sztuki walki w scenie nadstawiania drugiego policzka. Również Małgorzata Polakowska nadaje wyrazisty rys każdej z granych przez siebie postaci - jako biolożka edukacyjnie tresuje zwierzątko, a jako P 323 eksponuje fizyczne przymioty Tajnej Agentki.

Przedstawienie opisywane jest na stronie internetowej Teatru Gdynia Główna jako niekonwencjonalne. A jest wprost przeciwnie! "Bezkompromisowa diagnoza aktualnej kondycji współczesnego człowieka" to w istocie przywrócenie zdewaluowanego patriarchalnego porządku. Humor i ironia - pod dostatkiem, zwłaszcza jeżeli ktoś lubi żarty fekalne czy infantylne (choćby o depresji większej niż Żuławy Wiślane). Jedno tylko sformułowanie znajduje uzasadnienie - o odwadze, bo robienie takiego spektaklu i nazywanie go "celnym studium depresji" jest bezkompromisowym gestem. Polityczność przedstawienia? Bohater początkowo określa siebie językiem wykluczenia, ale szybko oddaje się praktykom dominacji. Tkwiąca w "Tchórzu!" wywrotowość neutralizują nagromadzone stereotypy - zmiana polega na przywróceniu dawnego porządku. Premiera, która zapowiadała się jako przełomowa jeśli chodzi o wyobrażenie depresji, paradoksalnie okazała się ilustracją retrotropii męskości. Zamiast kroku na przód, serwuje reakcyjne i nostalgiczne tęsknoty za czymś, czego (wydaje się, że) nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji