Artykuły

Byłem zdolnym dzieckiem

- Jestem spokojny, cichy, małomówny, ciepły, wyglądam na leniwego, ale nie daj Boże, jak ktoś mi nadepnie na odcisk. Od razu przegryzam gardło, stąd przezwisko "bulterier". To pewnie kompleks kurdupla - mówi MARIAN OPANIA, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.

Rozmowa z aktorem Marianem Opanią [na zdjęciu]:

Czy chętnie pomaga pan wnuczkom w nauce?

- Pomagam, ale tylko wtedy, kiedy jestem w domu, a w domu jestem gościem. Zawsze robię to jednak z wielką ochotą. Z Kubusiem na przykład ćwiczę matematykę, staram się to czynić przystępnie, dawać przykłady z codziennego życia. Bawić się z nim matematyką by była ona przyjemnością a nie udręką.

W której klasie jest Kubuś?

- Pierwszej, ale tak naprawdę wyścig szczurów zaczyna się już w przedszkolu. Te dzieci w ogóle nie mają dzieciństwa. To jest zgroza. Bo albo mają radosne dzieciństwo, takie, jakie chcielibyśmy stworzyć swoim wnukom, albo idzie im kiepsko w szkole.

Pan, mając 17 lat, składał jednocześnie papiery do szkoły teatralnej i na fizykę jądrową. Wiedząc to, łatwiej chyba można zrozumieć to pomaganie z matematyki.

- Byłem zdolnym dziecięciem. Mało się uczyłem, ale bardzo uważałem na lekcjach i to wystarczało. Poza tym czytałem tony książek, jak leci, nie przebierając. Uwielbiałem historię Cesarstwa Rzymskiego, Niemiec, Francji, Polski. Zaszczepiłem to zresztą synowi. Teraz, niestety, "debilowacieję" i prawie w ogóle nie czytam. No, może poza powieściami radiowymi. Nie mam czasu i jestem tak zmęczony, że nawet jak zaczynam coś wertować, to przysypiam. Ale jeszcze co nieco w głowinie pozostało.

Ponoć był pan bardzo wysportowanym młodzieńcem. Uprawiał pan gimnastykę, szermierkę, tenis...

- Tenis? Powiem, na czym tak naprawdę ten mój tenis w ukochanych, rodzinnych Puławach polegał. Wyrąbywało się siekierą z grubej dechy kształt rakiety, rozkładało się sznurek w poprzek ulicy Krańcowej, która na co dzień była klepiskiem, a po deszczu wypełniała się kałużami. I grało się na tym, brodząc niekiedy w błocie. Co do innych dyscyplin, to przy swoim wzroście bardzo szybko biegałem, skakałem w dal, a nawet dość daleko trójskok. Uprawiałem też gimnastykę i boks.

Dobrze wspomina pan dzieciństwo?

- Wychowywała mnie matka, bo ojciec zginął w powstaniu warszawskim. Był przedwojennym socjalistą. Ja po wojnie okazałem się dla władz synem bandyty. Ale pomimo tych przeciwności udało się mamie wykształcić mnie na aktora, a brata na architekta. I choć dzieciństwo przypadało na lata komunizmu, lata ciężkie i pełne zależności, to mimo wszystko wspominam je jako niebywale piękne. Dzisiaj dzieci nie wiedzą co to taplanie się w błocie, co to strzelanie z własnoręcznie robionego łuku. Zresztą kilka wypadków nam się zdarzyło, a i ja omal nie padłem ofiarą bo koledze "wypsnęła się" strzała i ugodził mnie tuż obok oka.

Czuje się pan puławianinem czy warszawiakiem?

- W Puławach spędziłem tylko 17 lat, w Warszawie 46, ale pomimo tego nadal czuję się puławianinem. W tym mieście mieszkał największy w Polsce odsetek inteligencji. Miało swoją atmosferę, klimat. W tym mieście poznawałem kulturę, uczyłem się świata, z tego miasta robiłem rowerowe wycieczki. Moim zdaniem Warszawa jest najbrzydszym miastem Europy, a zwiedziłem ich sporo. Stolica nie ma szczęścia do budownictwa ani socjalistycznego, ani tego pseudobiznesowego. Powstają paskudztwa, na które nie można patrzeć. Małe wyjątki, które się zdarzają są tylko rodzynkami.

Wygląda pan na spokojnego człowieka, ale podobno czasami nazywany jest pan "bulterierem".

- Jestem spokojny, cichy, małomówny, ciepły, wyglądam na leniwego, ale nie daj Boże, jak ktoś mi nadepnie na odcisk. Od razu przegryzam gardło, stąd przezwisko "bulterier". To pewnie kompleks kurdupla. Gdy byłem młody, niektórzy mylili się w tej mojej mikrości. W szkole teatralnej koledzy zaczynali awanturę, potem uciekali, a ja musiałem kończyć. I jakoś dawałem sobie radę. Miałem i złamaną szczękę, i przetrącony nos, ale kilka osób się zawiodło. Niby taki malutki, a tu Azjata. I żadnej sztuki walki, żadnego kung fu. Waliłem po polsku.

Czy ta sportowa aktywność z lat młodości nie odzywa się teraz, po latach?

- Pojawiła się "wieńcóweczka", kłopoty sprawia mi też chory kręgosłup, który ma osiem przepuklin kręgowych. Nawet już nie chodziłem, a jeździłem na wózku. Inwalidztwo. Chirurg przez kilka ładnych lat proponował mi operację. I widząc mnie, jak kręcę frygi i skaczę na scenie, załamuje ręce. Podobnie zresztą jak kardiolog.

A co na to żona, ona przecież też jest lekarzem? Nie zaleca panu oszczędzania się, odpoczynku?

- Jak to nie? Przecież co drugi dzień się ze mną rozwodzi, ale jakoś do tej pory się nie rozwiodła. A nie rozwiodła się, bo też pochodzi z Puław, a tam zawsze panowały niepodzielnie romantyzm i moralne zasady, które nawet po 46 latach małżeństwa nazywa się miłością.

Dziękuję za rozmowę.

Marian Opania

Urodził się I lutego 1943 w Puławach. Jeszcze w czasie studiów w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie zadebiutował w filmie "Miłość dwudziestolatków ". Debiutował na scenie teatralnej w 1964 roku. Przez następnych 13 lat był związany z Teatrem Klasycznym w Warszawie. W 1970 roku za role w filmach "Skok" i "Sąsiedzi" otrzymał Nagrodę imienia Zbyszka Cybulskiego dla najlepszego młodego aktora roku, przyznawaną przez tygodnik "Ekran". Jego najwybitniejsze role to monodram "Moskwa-Pietuszki" Wienedikta Jerofiejewa i rola redaktora w "Człowieku z żelaza" Andrzeja Wajdy. Od ponad 20 lat Marian Opania jest związany z warszawskim Teatrem Ateneum, gdzie poza rolami dramatycznymi zachwycał interpretacją piosenek i songów w muzycznych spektaklach: "Wysocki", "Brel" i "Hemar", "Lot Moskwa - Odessa", "Cukierki dla panienki mam "czy "Amsterdam ". Żonaty, syn Bartosz, aktor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji