Artykuły

Klęska Hitlera nie zakończyła dziejów tej książki

- Czytanie "Mein Kampf" jest tabu. Tymczasem, gdy czytamy komentarze wybitnych czytelników "Mein Kampf", jak George Orwell czy amerykański filozof Kenneth Burke, nie ulega wątpliwości, że należy się z tą książką zapoznać, a nie żyć wyobrażeniami na jej temat - Witold Mrozek rozmawia z Jakubem Skrzywankiem, reżyserem, i Grzegorzem Niziołkiem, dramaturgiem w Gazecie Wyborczej.

Biblia nazizmu" - "Mein Kampf" Adolfa Hitlera - trafia na scenę Teatru Powszechnego w Warszawie. Sięga po nią Jakub Skrzywanek, reżyser, który był m.in. asystentem Olivera Frljicia przy głośnej "Klątwie". Dramaturgiem spektaklu jest prof. Grzegorz Niziołek - krakowski teatrolog, autor m.in. "Polskiego teatru Zagłady", monografii Krzysztofa Warlikowskiego i Krystiana Lupy. Premiera 23 marca.

Hitler napisał swoją książkę w więzieniu, gdzie odsiadywał wyrok po nieudanej próbie puczu monachijskiego z 1923 r. Pierwsze wydanie ukazało się w 1925, pierwsze angielskie - w 1935. Po dojściu nazistów do władzy rozdawano ją np. niemieckim młodym parom. Do 1939 r. rozeszło się 5,9 mln egzemplarzy w 11 językach. Po klęsce III Rzeszy w 1945 prawa autorskie do książki przejął rząd Bawarii. Nie zgadzał się na wydawanie "Mein Kampf" w Niemczech, próbował też zablokować powojenne szwedzkie wydanie, tamtejszy sąd jednak zgodził się na publikację. W 2016, po wygaśnięciu praw autorskich, ukazało się pierwsze powojenne niemieckie wydanie. Sprzedaż "Mein Kampf" pozostaje nielegalna w Holandii.

Witold Mrozek: Czy Adolf Hitler dostałby tantiemy z Teatru Powszechnego?

Jakub Skrzywanek: Hitler żył przez lata z tantiem z "Mein Kampf". To był jego główny dochód. W 2016 r. wygasły prawa majątkowe i "Mein Kampf" znalazło się w domenie publicznej. To jeden z powodów, dla których się nim zajęliśmy - ta książka jest oficjalnie dostępna, inaczej niż jeszcze parę lat temu, gdy land Bawarii był właścicielem praw i pozywał tych, którzy wydawali ją bez jego zgody. O ile wiem, za parę miesięcy ma się ukazać pierwsze pełne polskie wydanie krytyczne, z przypisami, opracowuje je prof. Eugeniusz Cezary Król.

Z lektury wiem, że Hitler kierował tę książkę głównie do swoich zwolenników.

Grzegorz Niziołek: To książka pełna sprzeczności. Faktycznie, była pisana dla zwolenników ruchu nazistowskiego jako elitarna, instruktażowa. Ale nakłady były olbrzymie. Zainteresowanie nią było duże, również za granicą. Jeszcze przed wojną przetłumaczono ją na angielski i francuski. Ciekawe, że Hitler jako autor dostosowywał wydania tak, by nie zrażać czytelników w danym kraju...

J.S.: Ta cenzura zachodziła również niejako oddolnie w Polsce. Wydania papierowe z lat 90. to w większości jedna trzecia oryginału. Wszystkie dotychczasowe polskie wydania były pirackie.

A skąd pomysł zajęcia się tą książką?

J.S.: Prof. Joanna Tokarska-Bakir podczas kuratorowanego przez Olivera Frljicia festiwalu Malta w Poznaniu powiedziała, że współczesny język nienawiści jest już tak mocny jak język Europy pod koniec lat 30. I pomyślałem: skoro tak, to może trzeba sięgnąć po to, co najbardziej przerażające. Czyli po "Mein Kampf".

Co wycinano z polskich wydań?

J.S.: Poza najostrzejszym antysemityzmem - to, co uznawano za "mało interesujące". Czyli np. elementy biograficzne...

Wystawiacie "Mein Kampf" jako Bildungsroman? Tam jest sporo typowych elementów powieści o dojrzewaniu, np. wyzwalanie się spod wpływu ojca, przyjazd z prowincji do wielkiego miasta...

J.S.: Spektakl będzie opierał się tylko i wyłącznie na tekście "Mein Kampf". Bez przypisów, bez komentarzy. Składa się z trzech odrębnych części. Pierwsza jest właśnie biograficzna. W pierwszoosobowej, bardzo sentymentalnej narracji Hitler pisze o relacji z ojcem, o swoim domu, o marzeniu bycia nie urzędnikiem, lecz artystą. Ale też o swojej bezdomności - dwa lata błąkał się po przytułkach. Chcemy przyjrzeć się temu, jak budowały się jego poglądy, gdzie zaczął się jego antysemityzm - on sam namierza ten moment. Chcemy pokazać, jak Hitler wyrósł z bardzo konkretnego momentu historycznego i społeczeństwa. Zależało nam, by wpisać pierwszą część w sytuację współczesnego domu. Ta książka wyszła z domu - i do domu miała wrócić, trafić pod strzechy. Mówi się o "Mein Kampf", że jest bełkotliwe, grafomańskie - a ono naszym zdaniem jest chwilami intrygujące, chwilami przerażające, ale na pewno komunikatywne. Miało trafić do szerokiego grona odbiorców. Hitler analizuje propagandę polityczną, demaskując mechanizmy, których sam używa. Dziś mało którego polityka byłoby na to stać, Hitler to robi. To szokujące, jak prowadzi dialog ze swoim czytelnikiem, w jakie rejony go wypuszcza...

Ciebie to fascynuje?

J.S.: Na pewnym poziomie - oczywiście! Nie chcę źle zabrzmieć, ale to książka, która w pewien sposób ukształtowała XX wiek. Można na niej namierzać, jakich form, narzędzi i procesów społecznych używał faszyzm. Ona jest dziś szalenie aktualna! Nie tylko ze względu na treści dotyczące edukacji, Kościoła czy sztuki współczesnej. Ale również pewne techniki, które są dziś używane wobec społeczeństwa.

G.N.: Czytanie "Mein Kampf" jest tabu. Tymczasem, gdy czytamy komentarze wybitnych czytelników "Mein Kampf", jak George Orwell czy amerykański filozof Kenneth Burke, nie ulega wątpliwości, że należy się z tą książką zapoznać, a nie żyć wyobrażeniami na jej temat. Gromadzi ona bardzo różne emocje społeczne i urazy, przedstawiając uraz jako rodzaj wewnętrznej siły. Doświadczenie zranienia, poczucia krzywdy i klęski ma nagle przerodzić się przez wewnętrzną pracę w poczucie siły. To dynamika różnych ruchów politycznych.

Polityka opiera się na resentymencie?

GN: W pewnym sensie - tak. To szersze zjawisko, które dotyczy ruchów prawicowych, lewicowych... Pamiętajmy, że mówimy o czymś, co nazywało się "narodowym socjalizmem". To przecież to, z czym mamy w Polsce w tej chwili - łączenie prospołecznych działań czy haseł z ideologią skrajnie nacjonalistyczną.

Gdzie w polskiej polityce słychać echa "Mein Kampf"?

G.N.: Naszym celem nie było wskazywać palcem: "To wy jesteście zwolennikami Hitlera". To nie jest przedstawienie o młodych ludziach, którzy gromadzą się w lesie, żeby obchodzić urodziny Hitlera. Mówimy o szerokiej konstelacji doświadczeń i urazów społecznych, która jest w stanie produkować groźne ideologie. Hitler umiał wychwytywać różnego rodzaju emocje społeczne, ta książka to swego rodzaju ich tygiel. Z jednej strony mówi o narodzie jako zbiorowym podmiocie obdarzonym siłą i godnością, z drugiej - o społeczeństwie jako bezmyślnym stadzie, którym trzeba zarządzać. Sprzeczność między pogardliwą pragmatyką a ideologicznym wyniesieniem jest szalenie ciekawa.

Wielki Naród i "ciemny lud"...

G.N.: To trudna do przyjęcia prawda: istnieją istotne zbieżności, sprawiające, że "Mein Kampf" może być lustrem dla tego, co dzieje się teraz. Pewnego rodzaju nieufność wobec polityki łączy dzisiejsze społeczeństwo polskie i tamto niemieckie. To się kształtowało w XIX wieku, w czasach romantyzmu. Powstaje pewna idea narodu, która nie ma jeszcze przełożenia na konkretny organizm polityczny i społeczny. Nie ma wtedy państwa niemieckiego, nie ma państwa polskiego. Nie ma ich z różnych przyczyn, ale tu i tu powstaje bardzo wysokie, wyśrubowane wyobrażenie o zbiorowości, o "duchu narodowym". W momencie, gdy powstaje realne państwo polskie czy niemieckie, natychmiast rodzi się głęboka frustracja i rozczarowanie, że jest poniżej oczekiwań.

"Z tektury".

G.N.: Czesław Miłosz wyraził kiedyś nadzieję, że II wojna światowa, klęska Hitlera i wojenne doświadczenia Polaków doprowadzą do rozpadu ideologii romantycznej. Miłosz o tym marzył. Uważał, że mity romantyczne były dla polskiego społeczeństwa bardzo szkodliwe. Słusznie twierdził, że państwo Hitlera było wzniesione na fundamencie romantycznym. Sądził, że doprowadzi to do wytrzeźwienia Polaków, że się z tej ideologii otrząsną. Tymczasem nawet tę klęskę, która totalnie nie mieściła się w ramach "klęsk romantycznych", udało się w końcu wypowiedzieć w ten sposób.

Kończąc mitem "wygranego powstania warszawskiego"...

G.N.: A jednocześnie wszystkich "posłańców złej nowiny" - którzy, jak Tadeusz Borowski czy Tadeusz Różewicz, pokazywali, że to doświadczenie wojenne jest totalnie nowe i każe zrewidować fundamenty kultury - traktowano jak wrogów wspólnoty i narodu. I uciszano.

J.S.: W "Mein Kampf" jest bardzo dużo niebezpiecznie współcześnie brzmiących idei. Podstawową jej obsesją, wbrew obiegowej opinii, nie jest antysemityzm, ale rozrastanie się i rozmnażanie się narodu. Nie ma tam instrukcji, "co trzeba zrobić z Żydami", ale są bardzo konkretne instrukcje, co musi zrobić naród niemiecki, by być silny i ważny. Czyli: wychowanie, w tym: sportowe. Eugenika... To wizja, w której kobieta powinna być stroną pasywną wobec mężczyzny i dawać społeczeństwu zdrowe dzieci.

G.N.: Zwolennicy ruchu anti-choice przedstawiali liberalizację aborcji jako zgodną z ustawodawstwem hitlerowskim w okupowanej Polsce, gdzie faktycznie służyła jako narzędzie ograniczania płodności "ras niższych". Ale przecież w III Rzeszy aborcja była zakazana - zbrodnią było nie urodzić dziecka. Wątek biopolityczny wybrzmiewa w "Mein Kampf" najmocniej - najpierw biopolityka, a potem eksterminacja.

Grzegorzu, napisałeś książkę "Polski teatr Zagłady" o przemilczanych obrazach Holocaustu w polskim teatrze. Praca nad "Mein Kampf" jakoś się z nią łączy?

G.N.: Tak, wypracowałem sobie tam instrumentarium do przyglądania się różnym symptomom kultury, których społeczeństwo nie chce widzieć. Teraz, mimo że siła rządząca w kraju i Kościół katolicki nie odcinają się od skrajnych przejawów zachowań faszystowskich, i mimo że ten radykalny ruch wyraźnie posługuje się odwołaniami do nazizmu czy faszyzmu, to jednak w oczach sporej części społeczeństwa nie kompromituje to tej władzy i Kościoła, stwarzających nad tym ruchem parasol. A przecież pozycja Polski jako ofiary Hitlera była podstawową strategią polityczną od 1945 roku do właściwie dzisiaj. Jak można tolerować tego rodzaju wewnętrzną sprzeczność? Wydaje mi się to silnie związane z faktem, że strasznie trudno przyjąć nam pozycję "sprawców", silną podmiotowość. Że za coś odpowiadamy i czemuś jesteśmy winni. Stąd te paniczne reakcje dotyczące udziału Polaków w mordowaniu Żydów podczas wojny, polityki Polski wobec Ukraińców Zawsze chcemy zobaczyć siebie jako ofiarę - Polaka mordowanego przez żydowskiego ubeka albo przez Ukraińca podczas rzezi wołyńskiej. Warto pomyśleć o tym, że ruch Hitlera też był oparty na fundamentalnym doświadczeniu klęski, przegranej I wojny światowej. Wszystko zbudowane było na urazie. To chyba Orwell, komentując "Mein Kampf", zauważył, że faszyzm niby jest pochwałą życia, energii i zwycięstwa - a przecież w książce Hitlera nie ma mowy o tym, jak żyć, tylko jak przeżyć klęskę. Jak się ofiarować, jak przelać krew - własną krew.

Jaki to jest materiał dla teatru? Jak się reżyseruje aktorów, żeby mówili zdaniami Hitlera?

J.S.: Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale bardzo dobry. Prawie każde zdanie jest jakimś bardzo mocnym radykalnym poglądem Hitlera wynikającym z jego obserwacji otaczającej rzeczywistości. Właśnie dlatego postanowiliśmy, że nie ograniczymy się do czytania go ze sceny, tylko będziemy tworzyć obrazy czy sytuacje teatralne, które mają mu odpowiadać. Pamiętam, jak pierwszy raz po miesiącach prób to się uruchomiło, zadziałało na scenie. To było przerażające i porywające w obserwowaniu. Dla aktorów to też był szok. Pracujemy ze wspaniałym zespołem, który już niejedno przeżył i zetknął się z bardzo różnymi formami teatralnymi. Ale aktorzy mówią, że nigdy nie pracowali z tak trudnym tekstem. Niektóre zdania mają po dwanaście linijek. Wyciągnięcie z tego sensów i pokazanie widzowi staje się piekielnie trudnym zadaniem.

G.N.: Jeśli chodzi o siłę tekstu, strategię oparcia się - co podkreśla - na własnych doświadczeniach, Hitler ma w sobie coś z takiego rasowego aktora. Wie, że fałszywą prawdę sceniczną trzeba zbudować na afektywnej prawdzie swojego doświadczenia. Orwell też o tym pisał: przez te koślawe nieraz zdania przebija jakaś siła. Nie powinniśmy chować głowy w piasek - klęska Hitlera nie zakończyła dziejów tej książki. Udawanie, że jej nie ma, nie byłoby odpowiedzialne.

***

"Mein Kampf", reżyseria: Jakub Skrzywanek, dramaturgia: Grzegorz Niziołek, scenografia i kostiumy: Agata Skwarczyńska, muzyka: Karol Nepelski, ruch: Agnieszka Kryst, wideo: Magda Mosiewicz. Obsada: Mamadou Góo Bâ, Klara Bielawka, Aleksandra Bożek, Arkadiusz Brykalski, Natalia Łągiewczyk, Oskar Stoczyński.

Premiera: 23 marca w Teatrze Powszechnym w Warszawie (ul. Zamoyskiego 20). Kolejne spektakle: 24, 26, 27 marca oraz 12, 13, 14 kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji