Artykuły

Leon, Beza i kijanki

- Nikt z nas nie pracuje tylko na siebie: to praca zespołowa, która wymaga dużej odpowiedzialności i gry do jednej bramki - mówi ELŻBIETA DONIMIRSKA, aktorka Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze, nagrodzona statuetką Leona dla najlepszej aktorki sezonu 2005/2006.

Rozmowa z Elżbietą Donimirską [na zdjęciu], aktorką Lubuskiego Teatru, nagrodzoną statuetką Leona dla najlepszej aktorki sezonu 2005/2006:

Mieszka pani koło targowiska przy ul. Anieli Krzywoń. Często pani na nim bywa?

- Prawie codziennie.

Czy aktorzy naszego teatru są rozpoznawani np. podczas zakupów?

- To zależy. Na ryneczku był np. szewc - miłośnik teatru, który rozpoznawał wszystkich aktorów. Komentował premiery, pytał, w czym nas zobaczy. Ale to raczej wyjątek. Ja przynajmniej mam takie poczucie, że nikt mnie nie rozpoznaje. Aktor na scenie, często ukryty za kostiumem, zawsze - za rolą, jest kimś innym, niż np. gdy kupuje marchewkę na straganie.

Skąd wziął się w pani życiu teatr?

- Mam wrażenie, że był w moim życiu od pierwszych dziecięcych zabaw po szkolne próby. Także w Technikum Mechanicznym ze specjalnością budowy maszyn w rodzinnym Szczecinie. Dyrekcja szkoły zatrudniła nawet - specjalnie dla naszej teatralnej grupy - prawdziwego aktora. Który mnie i jednemu z kolegów radził pójść do szkoły teatralnej. I tak z Mirkiem Bilińskim znaleźliśmy się we Wrocławiu.

Początek studiów zbiegł się ze stanem wojennym. Mało fajny czas...

- Zapamiętałam studia jako fantastyczną zabawę mimo - a może właśnie dlatego? - że od rana do wieczora siedzieliśmy w murach uczelni. To była niezła szkoła warsztatu i zarazem przygrywka do pracy w teatrze. Nas uczono jeszcze moralnego podejścia do zawodu...

Co to znaczy?

- Nikt z nas nie pracuje tylko na siebie: to praca zespołowa, która wymaga dużej odpowiedzialności i gry do jednej bramki. Nasi profesorowie mówili nam: i duża rola jest ważna, i mała; od was zależy, co z nią zrobicie.

Rodzina - w Szczecinie, studia we Wrocławiu, pierwszy teatr - w Gorzowie. Czemu akurat Gorzów?

- Trzeba zacząć od wakacji w NRD. Tam pracując poznałam męża. Marzył się nam własny kąt. Byłam chyba jedyną na roku osobą, która dostała tak piękny

list od dyrektora teatru z propozycją pracy i mieszkania... Antoni Baniukiewicz kompletował wtedy zespół do "Wesela".

Od ponad 16 lat występuje pani przed zielonogórską publicznością. Zawodowa stabilizacja zawsze grozi rutyną. Pani udaje się jej uniknąć mimo podobnych postaci. Jak?

- Rzeczywiście, chyba cztery razy pod rząd w różnych sztukach zagrałam matkę. Ale też bardzo się pilnowałam, aby dramaturgicznie różne role w żaden sposób się nie powielały. Zresztą do każdej podchodzę z dużym strachem, z poczuciem, że nic nie potrafię i obawą, czy sprostam nowemu zadaniu.

Aktor i trema? Po tylu latach?!

- Zaręczam, nie jestem wyjątkiem.

Jak wygląda pani zwykły dzień pracy?

- Przed południem próby od 10.00 do 14.00. Jak nie ma przedstawienia wieczorem, spotykamy się na drugiej próbie - od 18.00 do 22.00. Jeśli jest spektakl, to też przeważnie w tych godzinach.

I da się w tak poszarpanym dniu zmieścić dom i rodzinę?

- Pewnie! Wstaję o siódmej. Wypijam kawę - nikt nie parzy tak dobrej, jak mąż, budzę Karolinę i z psem odprowadzam ją do przedszkola. Potem - próba. W drodze powrotnej - zakupy, jakiś obiad i znów teatr.

Weekend?

- Przeważnie zajęty. Aktorzy mają wolne poniedziałki. Kobieta aktorka może się tego dnia w pełni poświęcić zaległym pracom domowym...

W czym zobaczymy panią w nowym sezonie?

- Jeszcze nie wiem...

Gdyby nie została pani aktorką, to?...

- ...zawsze chciałam być weterynarzem.

Co zostało z miłości do zwierząt?

- Pies Beza (zostaw pani torebkę!), kot Rudy, rybki i od pięciu dni kijanki w słoiku... Podglądamy je pilnie z Karoliną, czy już się z nich zrobiły żaby...

Kto wie, może któraś okaże się zaczarowanym królewiczem? Dziękuję.

ELŻBIETA DONIMIRSKA

Urodziła się w Szczecinie, gdzie nadal mieszkają jej rodzice. Z zielonogórskim teatrem związana od 1989 r. W mijającym sezonie oklaskiwaliśmy ją m. in. w "Spuściźnie", "Harpagonie", "Obłąkanym, czyli upadku Trzeciej Rzeszy", "Ożenku", "Szalonych nożyczkach", "Koronacji", "Pożarciu królewny Bluetki" i "Opowieściach o zwyczajnym szaleństwie". Mama 20-letniej Pauliny, studentki prawa oraz 7-letniej Karoliny, która we wrześniu idzie do szkoły. Żona Jacka (prawnik).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji