Artykuły

Jakub Józef Orliński. Kontratenor, który ćwiczy breakdance

Pracował jako model i nadal ćwiczy breakdance, na Instagramie obserwuje go 30 tys. fanów. Jakub Józef Orliński jest wschodzącą gwiazdą wśród kontratenorów. Ameryka i Francja oszalały na jego punkcie.

Krąży między Francją, gdzie zaczęła się jego kariera, i Nowym Jorkiem, gdzie studiował i niedawno ponownie wystąpił w Carnegie Hall. Ostatnio debiutował w Moskwie, a w lecie pojawi się na największym plenerowym festiwalu operowym w Glyndebourne w Wielkiej Brytanii. Jakub Józef Orliński łączy nowoczesność z pełnym oddania śpiewaniem muzyki baroku, Vivaldiego i Haendla.

ROZMOWA Z JAKUBEM JÓZEFEM ORLIŃSKIM, kontratenorem

ANNA S. DĘBOWSKA: Mogę prosić o autograf?

JAKUB JÓZEF ORLIŃSKI: Naturalnie. Mam przy sobie złoty flamaster, bo okładka mojej płyty jest cała czarna, a po koncertach przychodzi do mnie dużo osób po podpis.

Na ulicy pana rozpoznają?

- Tylko raz w Paryżu podszedł do mnie w kawiarni jeden pan i powiedział: "To pan jest ten Orliński". No i wtedy flamaster się przydał. W Warszawie mi się to jeszcze nie zdarzyło.

Jest pan popularny we Francji.

- Wszyscy myślą, że popularność załatwiłem sobie nagraniem koncertu, który śpiewałem na festiwalu w Aix-en-Provence. To prawda, że obejrzało je w internecie trzy miliony osób, aleja o swoją przyszłość zacząłem zabiegać dużo wcześniej, zaraz po studiach. Kręciłem się to tu, to tam, poznawałem ludzi, brałem udział w konkursach, w których wprawdzie odpadałem, ale różnym wpływowym osobom zapadałem w pamięć i to później procentowało.

Nagranie, o którym pan mówi, powstało w lecie 2017 roku.

- Powstało dla Radio France. Myślałem, że chodzi tylko o audio, więc ubrałem się zwyczajnie - w szorty i sportową koszulę. Przyjechała ekipa z kamerą i sfilmowała mnie, jak w tym letnim młodzieżowym stroju śpiewam "Vedro eon mio diletto" Vivaldiego.

Dwa miliony widzów obejrzało to na YouTubie, milion na Facebooku. Pisali komentarze, że jest pan piękny i ma cudowny głos.

- To miłe. Dbam o kontakt z fanami. Jestem aktywny w social mediach, na Instagramie obserwuje mnie 30 tys. osób. Spada też na mnie sporo hejtu. Po premierze mojej płyty "Anima Sacra" zarzucano mi, że pokazałem gołą klatę na okładce, żeby zwiększyć sprzedaż. Nieprawda. Inspiracją były dla mnie białe figury kościelne, które wyglądają, jakby były owinięte w wilgotną szatę. Jest w nich jakaś czystość. Chciałem zrobić wizualną transpozycję tego, co słychać na płycie. Śpiewam przecież barokową muzykę sakralną.

Atrakcyjność cielesna jest ważna w przypadku aktora i śpiewaka.

- Dla mnie nie, ale wiem, że dla biznesu jest, bo ludzie lubią, jak ktoś dobrze wygląda.

Osiem z dziesięciu utworów zawartych na tej płycie to nigdy wcześniej nienagrane premiery fonograficzne.

- Alain Lanceron, szef wytwórni Erato/Warner Classics, która wydała moją pierwszą solową płytę "Anima Sacra", namawiał mnie na Haendla i Vivaldiego. Wiadomo było, że jestem młody i debiutuję, więc pierwsza płyta będzie obarczona dużym ryzykiem. Ale uparłem się, że chcę zaproponować coś od siebie, nie iść utartym schematem. Podpisał ze mną kontrakt na dwie płyty, ale pomysłów mam co najmniej na sześć, a kontrakt się pewnie przedłuży.

Co to znaczy śpiewać kontratenorem?

- To jest technika wokalna, tzw. technika falsetowa. Gdy śpiewa tenor, baryton czy bas, wibrują całe struny głosowe, a rezonatorem dźwięku jest klatka piersiowa. W śpiewie falsetowym do drgań są pobudzane tylko brzeżki strun, głowa jest rezonatorem. Kontratenorem może śpiewać każdy mężczyzna. Ja np. jestem z natury bas-barytonem i mówię dość nisko, a jeszcze głos mi się trochę obniża, więc pewnych ról, które wcześniej śpiewałem, długo trzymając bardzo wysokie nuty, teraz nie byłbym w stanie wykonać.

Od dawna tańczy pan breakdance?

- Zacząłem w tym samym momencie co naukę śpiewu. Miałem wtedy 19 lat i dla mojego ciała było już trochę za późno na profesjonalne zajęcie się tańcem. Nadal jednak trenuję i występuję z moją ekipą Skill Fanatikz Crew. To mnie relaksuje i pozwala rozładować stres. Przed koncertem zawsze robię rozgrzewkę. Staram się też nawiązać kontakt z publicznością, lubię się z nią przywitać, coś do ludzi powiedzieć, zażartować, rozluźnić atmosferę. Gdy widzę uśmiech na sali, od razu mi lepiej.

Kontratenorzy są często brani za gejów. Pan ma z tym jakiś problem?

- 99 proc. kontratenorów to geje! Ale w świecie operowym gejów jest tak wielu, że kontratenorzy nie są tu żadną grupą wiodącą. Przyznaję, że miałem z tym problem, gdy jeszcze słabo śpiewałem i miałem poczucie śmieszności, piszcząc przed widownią.

Podobno nie lubił pan opery.

- Wydawała mi się strasznie sztywna. Verdi, Puccini czy Wagner to nie dla mnie. Równocześnie od dziecka śpiewałem w amatorskim chórze Gregorianum i muzykowanie sprawiało mi wielką przyjemność. Z płyt słuchałem muzyki renesansowej, barokowej, wykonań The King's Singers. Czułem, że to jest mój świat.

Dlatego poszedł pan na egzamin na warszawski Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina?

- Zdecydowała o tym porażka w artystycznym świecie wizualnym. Wszyscy w mojej rodzinie są malarzami, rzeźbiarzami i architektami, więc poszedłem do liceum o profilu plastycznym. Przez dwa lata wszystkie dzieciaki się ze mnie śmiały, że rysuję jak przedszkolak. Nie brałem tego do siebie, ale pod koniec drugiego roku stwierdziłem, że to nie ma sensu, i zacząłem się samodzielnie przygotowywać do egzaminu wstępnego na UMFC. Pozowałem kolegom jako model. Oni mnie malowali, a ja przerabiałem materiał.

Nie miał pan przygotowania muzycznego?

- Nigdy nie chodziłem do szkoły muzycznej. Na moim roku byli ludzie, którzy po 12 latach szkoły muzycznej mieli wszystko w jednym palcu, a ja nie wiedziałem, co to jest tercja. Byłem z ulicy, więc nie dostałem się na studia bezpłatne. Żeby opłacić studia, pracowałem w firmie odzieżowej Turbokolor jako model, a potem sprzedawca. Ćwiczenia, nauka, praca - ciężko było. No i miałem żal do UMFC, że mnie nie przyjęli, ale jak dzisiaj słucham swoich ówczesnych nagrań, to się wcale nie dziwię, takie to było nieporadne.

Po skończeniu UMFC wyjechał pan do Nowego Jorku?

- Prawie. Trochę występowałem w Niemczech i dopiero rok później poleciałem do Nowego Jorku na podyplomowe studia w Juilliard School of Music. Łatwo nie było, bo studia tam kosztują 42 tys. dol. rocznie, do tego dochodzą też koszty utrzymania. Z moim pianistą Michałem Bielem mieszkaliśmy na sześciu metrach kwadratowych w kampusie na Lincoln Center. Płaci się 16 tys. dol. za dziewięć miesięcy, a warunki są fatalne. Spaliśmy na łóżku piętrowym - ja na górze, on na dole. W pokoju były jeszcze dwa miniaturowe biurka, w ścianie wnęki na ubrania i okno, którego nie dało się otworzyć, bo w Ameryce są takie zasady, że jak jest wyżej niż trzecie piętro, okna są zablokowane, bo ludzie wyskakują.

Słucham?!

- Tak. Ja im się nie dziwię. Tam jest takie napięcie, że można zwariować. Sam czasem chciałem wyskoczyć, bo Nowy Jork z początku mnie przytłaczał i przerażał. Wychodziłem z metra, patrzyłem w górę na drapacze chmur i czułem się jak robak. Do tego te tłumy, które pędzą przed siebie i wciąż masz wrażenie, że stoisz komuś na drodze. Potem się przyzwyczaiłem, poznałem też inną Amerykę.

Skąd pan miał pieniądze na takie kosztowne studia?

- Juilliard dało mi stypendium, ale to było tylko 25 tys. dol. Od Fulbright Polska dostałem drugie tyle. Gdyby nie oni, toby się nie udało. Ale już na drugi rok dostałem prawie pełne stypendium ze szkoły, a dodatkowo miałem wciąż wsparcie od Fulbright Polska, więc było łatwiej.

W Juilliard stwierdzili, że warto panu dosypać, bo pan rokuje?

- Z Michałem Bielem byliśmy bardzo aktywni. Na pierwszym roku zagraliśmy masę audycji, wygraliśmy konkurs zorganizowany przez Fundację Kościuszkowską - Lyndon Woodside Oratorio-Solo Competition. Ale najważniejszy był konkurs Metropolitan Opera National Council w 2016 r. Ma kilka etapów i jest jak liga piłkarska. Ludzie szaleją na trybunach, gdy zaśpiewasz dobrze arię Haendla. Uwielbiam to. Podczas finału w Nowym Jorku słuchało mnie w Met cztery tysiące ludzi. Nogi się pode mną ugięły, gdy wyszedłem na estradę. Miałem wrażenie, że mój występ trwa całą wieczność, ale gdy skończyłem, już żałowałem, że trwało to tak krótko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji