Artykuły

Polityka nie jest warta sztuki

- Dla nas momentem przełomowym był rok 1968. Zaraz po nim były wydarzenia roku 70., które pogłębiły poczucie konieczności oporu. W moim życiu strzały na Wybrzeżu brzmią znacznie donośniej niż te z Poznania. Natomiast poznański Czerwiec '56 to była w Poznaniu raczej szeptana legenda, a nie jakiś fakt historyczny, do którego chciałoby się odwoływać - mówi LECH RACZAK, współtwórca Teatru Ósmego Dnia, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta.

Lech Raczak [na zdjęciu] tworzy dzisiaj największy w Europie festiwal teatralny - Malta w Poznaniu. Założył i stworzył Teatr Ósmego Dnia, najważniejszy teatr niezależny w okresie PRL. Teatr to największa pasja Lecha Raczaka.

Podobno ósmego dnia Bóg stworzył teatr? To prawda?

- Prawda...

A pan ponad 40 lat temu stworzył Teatr Ósmego Dnia.

- Zacząłem przygodę z teatrem w 1964 roku. Wraz z kolegami z polonistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu założyliśmy teatrzyk poezji. Jednak część z nas też coraz bardziej interesowała się teatrem, ale nie tym klasycznym. Próbowaliśmy szukać teatralnego języka, który byłby nam bliski. Zafascynował nas Jerzy Grotowski i to, co się wówczas działo we wrocławskim Teatrze Laboratorium. Postanowiliśmy jednak stworzyć własną wersję laboratorium teatralnego, które będzie zajmować się poszukiwaniami związanymi z aktorstwem. W ten sposób tworzyliśmy Teatr Ósmego Dnia, który funkcjonował jednocześnie jako rewolucyjne zjawisko artystyczne i - patrząc z punktu widzenia ówczesnej władzy - kontrrewolucyjne zjawisko polityczne.

Co takiego znalazł pan w teatrze, co sprawiło, że związał się pan z nim na cale życie?

- Teatr mnie interesował od wczesnej młodości. Wybierając się na studia polonistyczne, miałem zamiar po ich skończeniu studiować reżyserię. Kiedy jednak wciągnęła mnie praca w teatrze studenckim i kiedy zrozumiałem, że w pojęciu sztuki teatru istnieje szereg wysp nieodkrytych, że wciąż tam jest masa problemów do przebadania, to teatr stał się dla mnie czymś bardzo ważnym. W teatrze niezależnym istniały takie obszary, gdzie można było więcej powiedzieć, pokazać. To był trochę odcięty, gettowy świat artystyczny, w którym czuliśmy, że możemy spełniać się bardziej niż w tradycyjnym, skonwencjonalizowanym życiu społecznym. Dlatego przestał mnie interesować klasyczny zawodowy teatr. Z czasem mój stosunek do teatru się zmieniał, przechodziły różne entuzjazmy - to oznaka tego, że się człowiek starzeje - i w efekcie dzisiaj na kilku płaszczyznach uprawiam ten zawód. Jestem reżyserem w teatrach dramatycznych, pracuję z różnymi grupami eksperymentalnymi, prowadzę festiwal eksperymentalnego teatru odbywający się w miejscach nieteatralnych, czyli Maltę, pisuję o teatrze, uczę studentów teatru, no i wykonuję jeszcze wiele zajęć z teatrem związanych. Zakładałem Teatr Ósmego Dnia, ale od 1993 roku drogi moje i części zespołu, a także drugiej części zespołu kontynuującej pracę pod szyldem Teatr Ósmego Dnia się rozeszły i schodzą się bardzo rzadko. Rzecz jasna to, co się wiąże z 30 latami bytności w tym teatrze, jest najgorętszym i najważniejszym fragmentem mojego życia.

Obchodzi pana to, co się dzieje z Teatrem Ósmego Dnia od momentu pana odejścia z zespołu? Wybiera się pan na premierę "Czasu matek", najnowszego spektaklu "Ósemek"?

- Oczywiście, że się wybieram. Interesuję się poczynaniami moich kolegów, chociaż to nie jest typ teatru najbliższy mojej wrażliwości. Mam poczucie, że to nasze rozejście się ma konsekwencje i miało powody. Dzisiaj jesteśmy bardzo różnymi ludźmi i pewnie jest dobrze, że każdy z nas robi swoje.

W spektaklach realizowanych w latach PRL Ósemki pokazywały swój bardzo krytyczny stosunek do rzeczywistości. Czuł się pan wtedy opozycjonistą?

- Odczuwałem, że istniejemy w środowisku politycznej opozycji. Współpracowaliśmy np. z KOR. Wydaje mi się jednak, że naszą działalność opozycyjną zaczęliśmy wcześniej. Pod koniec lat 60. założyliśmy, że ten nasz teatr będzie miał sens tylko wtedy, kiedy będziemy przez niego mówić to, co naprawdę myślimy. A ponieważ nasze myślenie nie zgadzało się z myśleniem oficjalnym, staliśmy się opozycją. Zanim narodziła się zorganizowana opozycja, my już działaliśmy. Kiedy w 1976 roku powstały struktury opozycyjne, my do nich po prostu dołączyliśmy. To było naturalną konsekwencją naszych działań.

Patrzył pan wtedy wstecz? Czy wraz z zespołem zastanawiał się pan nad tym, czy w teatrze warto poruszyć sprawę Czerwca '56 - wydarzeń, od których na początku pana życia zawodowego dzieliło pana tylko kilka lat?

- Z tego czasu pamiętam szumy z Wolnej Europy i szeptane legendy o tym, co się działo w czerwcu 1956 roku. Moja rodzina mieszkała na wsi, 40 km od Poznania. Był początek lipca. Bawiłem się z innymi dzieciakami. Nadjechał samochód z budą, pognaliśmy za nim. Kiedy dobiegliśmy, ładowano do niego jedynego wiejskiego bikiniarza (miał kolorowe skarpetki). Wersja oficjalna głosiła, że obrabował sklep... Nie wiem, jak to było. Teraz po latach pytałem znajomych z mojej wsi o ten epizod. Nikt nic nie wie. Nikt w ogóle nie pamięta tamtego wydarzenia. Być może w tym momencie ja też tworzę legendę o poznańskim Czerwcu... Dla nas momentem przełomowym był rok 1968. Natomiast poznański Czerwiec '56 to była w Poznaniu raczej szeptana legenda, a nie jakiś fakt historyczny, do którego chciałoby się odwoływać. Wspomnienia o tamtych wydarzeniach funkcjonowały jako ostrzeżenie: uważaj, nie bądź zbyt odważny. Natomiast rok 1968 dla mojego pokolenia i ludzi troszeczkę młodszych był przełomem. Zaraz po nim były wydarzenia roku 70., które pogłębiły poczucie konieczności oporu. W moim życiu strzały na Wybrzeżu brzmią znacznie donośniej niż te z Poznania.

Ale w 1981 roku to właśnie pan reżyserował uroczystość postawienia pomnika upamiętniającego tamte wydarzenia...

- Reżyserowałem tę uroczystość, bo byłem przekonany, że to jest bardzo ważne, ponieważ ludzie zaczęli się otwierać, mówić o Czerwcu. Pytali, gdzie jest prawda, pojawiała się też naturalna żądza odwetu i oporu wobec komunistycznej władzy. To był czas pełen napięcia i nadziei. Uczestniczyłem w tym z wielkimi emocjami, choć już w trakcie uroczystości miałem wrażenie, że trąby brzmią zbyt głośno, a msza się celebruje zbyt wolno i zaczyna dominować nad krótkimi politycznymi wystąpieniami, czyli celebra zżera autentyczność...

W latach 80. pan wraz z całym zespołem zdecydował się wyjechać na Zachód. Nie było innej możliwości, nie było w Polsce miejsca na Teatr Ósmego Dnia, na mówienie "nie"?

- Na początku lat 80., po stanie wojennym, udawało nam się sporo grać, nawet kilka razy oficjalnie. Później władza zaczęła nam zamykać dostęp. Mimo że nasze przedstawienia były wcześniej ocenzurowane, pod różnymi pretekstami odwoływano nasze spektakle w Poznaniu i w innych miastach. Wreszcie zapadła decyzja Ministerstwa Kultury i władz lokalnych zakazująca nam grania. Wtedy zaczęliśmy grać w kościołach w całej Polsce i dzięki temu występowaliśmy więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Zagraliśmy ponad 100 nielegalnych spektakli, a na każdym przedstawieniu było po kilkuset widzów, którzy wrzucali nam do kapelusza drobne. Kiedy jednak nadarzyła się okazja, doszliśmy do wniosku, że sprawdzimy, czy możemy grać na Zachodzie. Najpierw wyjechała część zespołu i wieści, które do nas dochodziły, były zachęcające. Byliśmy zapraszani na festiwale, czekano na nas. Po kolei, na ostatnie dwa lata panowania PRL, wszyscy znaleźliśmy się we Włoszech i tam całkiem sporo występowaliśmy. Zanim w 1989 roku wróciliśmy do Polski, byliśmy na tournée w ZSRR i jako włoski zespół wystąpiliśmy w Moskwie i w Leningradzie. Wyjechaliśmy na Zachód, wróciliśmy ze Wschodu. Dostaliśmy salę w Poznaniu, która funkcjonuje do dzisiaj.

Czy teraz po 16 latach wolności przyszedł czas na to, by znowu w teatrze trzeba było sprzeciwiać się rzeczywistości?

- To sprawa bardzo skomplikowana i uważam, że należy o niej mówić zawsze w pierwszej osobie. Chwilami mam wrażenie, że polityka nie jest warta sztuki. Ona się siłą rzeczy wtrąci, ale dla mnie istnieje wiele problemów, o których chcę mówić w teatrze.

Jakie to problemy?

- Kiedy je obrabiam w przedstawieniu, to jest to interesujące, natomiast kiedy próbuję o nich mówić, stają się banalne albo patetyczne. No ale spróbuję: spektakl, nad którym teraz pracuję, dotyczy nieśmiertelności i jest zatytułowany "Wyprawa".

Premierę planuje pan na festiwalu teatralnym Malta?

- Tak, to już za kilka dni. Festiwal rozpoczyna się 30 czerwca, tuż po obchodach 50-lecia Czerwca '56.

Jest pan dyrektorem artystycznym tego festiwalu. Jak pan sobie radzi z tak ogromnym przedsięwzięciem?

- Przez lata wytworzyliśmy dobry system pracy. Mam taką potrzebę, żeby Malta służyła również młodym, interesującym zespołom teatralnym próbującym wejść na rynek sztuki. W ciągu ostatnich lat teatr eksperymentalny, niezależny traci przestrzenie. Festiwale, które jeszcze do niedawna należały do tego teatru, dzisiaj są niemal dla nich zamknięte. Dlatego od lat próbujemy otwierać je dla młodych.

Widzi pan wśród tych teatrów zespół, który mógłby tak oszołomić polską i europejską publiczność jak przed laty Teatr Ósmego Dnia?

- Z Malty wyszło Biuro Podróży i jeszcze kilka innych. Według mnie najciekawszym polskim teatrem jest Strefa Ciszy. Kiedy zrobili spektakl "36,6" i próbowali ruszyć w europejskie tournée, nie znaleźli dofinansowania na transport (tir ze scenografią). Moim zdaniem to był genialny spektakl. Obok nich funkcjonuje Teatr Usta Usta, będący zjawiskiem z niczym nieporównywalnym. On się też narodził na Malcie.

Które przedstawienie Teatru Ósmego Dnia uważa pan za najważniejsze?

- "Więcej niż jedno życie". To przedstawienie z krótkiego czasu wolności, czyli roku 1981. Pracując przy nim, mieliśmy poczucie, że znaleźliśmy nową formę na teatr. Potem przyszedł stan wojenny, a to było przedstawienie, które potrzebowało wolności wokół. Zostało stłamszone. Potem wolność nas rozdzieliła i nie udało się przedstawienia kontynuować.

* * *

Lech Raczak, ur. w 1946 r., z Teatrem Ósmego Dnia związany w latach 1964-1993. Jest reżyserem, dramaturgiem, scenarzystą i aktorem. Prowadzi warsztaty aktorskie i reżyserskie, od 1993 jest dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji