Artykuły

TEATR POLSKI

"Wieża Babel". Dramat w 3-ch aktach Antoniego Słonimskiego. Reżyseria L. Schillera. Dekoracje Tadeusza Gronowskiego.

Autor wczorajszej premjery w wywiadzie, udzielonym współpracownikowi "Comoedii" tak określa swój stosunek do "Wieży Babel": "Domagam się od teatru prawdziwej i wielkiej poezji, dlatego uważam "Wieżę Babel" za dalszy etap w mej twórczości poetyckiej. Zdaję sobie sprawę, że w chwili, gdy stawiam wielkie żądania teatrowi powinienem sam występować z utworem, który uważam, w granicach moich możliwości, za dojrzały w całem tego słowa znaczeniu." A dalej mówiąc o misji społecznej teatru, o jego zadaniach twierdzi p. Słonimski, że jego dramat porusza takie właśnie aktualne zagadnienia. Już sam tytuł wskazuje, że chodzi tu o owe pojednanie narodów, którego symbolem jest "Wieża Babel" przeniesiona na tło współczesne. Autor "Wieży" uważa "Sztukę tę za aktualną, ujęcie tematu za rewelacyjne, niemal sensacyjne w najlepszem tego słowa znaczeniu". Podkreśla przytem, że jest, to popularny utwór polityczny, że może on być dostępny szerszym masom społecznym.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że słowa te wyszły z ust człowieka, który bardzo surowo sądzi całą niemal twórczość dramatopisarską swojską, który nawet dla Słowackiego za jego "Sen srebrny Salomei"' znalazł przeważnie tylko wyrazy potępienia - musimy przyjść do przekonania, że p. Słonimski ma głęboką wiarę w znaczenie i wartość artystyczną swego utworu.

Czy wiara ta jest uzasadniona?

Powiedzmy odrazu: nie. Jako utwór teatralny bowiem "Wieża Babel" wspiera się na wątłych rusztowaniach kompozycyjnych, niema w miej ciągłości akcji, ani plastycznie zarysowanych figur. Jasność i przejrzystość obce są tej sztuce, która rozwija przed oczyma widza obraz walki, ale w najbardziej dramatycznych momentach -przesłania tragizm sytuacji mgłą frazesu. Gdyby nie ta niejasność konstrukcji i chaos ideowy panujący w sztuce, który nie pozwoli zorjentować się w intencjach autora, możnaby w wielu momentach dopatrzeć się akcentów wywrotu społecznego, a w tendencji naczelnej - tęsknoty zamiędzynarodówką. Słonimski usiłuje rozwiązać problem społeczny na drodze poetyckiej. Kunsztownym wierszem, któremu niepodobna odmówić cennych zalet, stara się nas przekonać, iż "Wieża Babel" - chwiejąca się po 17 latach pracy narodów, doprowadzona do końca niemal i w tej samej godzinie - do upadku, będzie odbudowana. Trud wieczny i nieustanny podejmą inne ręce i nadal trwać będzie to "perpetuum mobile" ludzkości. Forma, w której p. Słonimski wypowiada się, pragnąc nam narzucić swoje credo, jest równie chwiejna, jak owa "Wieża Babel" i sama w sobie mieści zarodek zagłady. Jego teatr nie jest bo wiem teatrem. Jego wiersz posiada misterność, nie posiada natomiast tej siły, jaką daje poezja, zrodzona w sercu. Jego myśli, nieraz oryginalne i interesujące, nie płyną z utajonego w duszy źródłu uczuć, poczęły się w mózgu i mają chłód stali. Od czasu do czasu gorętszy poryw poniesie autora, wnet jednak gaśnie. Poezja staje się- frazeologją poetycką: zabija sama siebie.

Zabija też wszystkie pierwiastki teatralności, które posiadała sztuka. W akcie pierwszym jest jedna mocna scena, w akcie drugim - szereg scen, gdzie konflikt dramatyczny dochodzi do największego napięcia. Ale w chwili wybuchu- zamiera, zamiera z winy autora. Czyni to takie wrażenie, jakby kto chciał koniecznie zalać pożar rnałemi wiaderkami wody. Dramatyczność zalewa sam p. Słonimski potokami frazesów. Złość poprostu bierze, gdy się widzi, jak cała teatralność utworu, napisanego przez człowieka utalentowanego, jak cały jego sens i znaczenie tonie w tej powodzi.

Akt trzeci ginie już całkowicie pod naporem lejących się słów. Nie ratuje go nawet piękny poetycko finał utworu. Nadużywanie mowy (od chwili, gdy wynalazca Thompson ginie) staje się wprost karygodne. Zasłania sobą wszystko - i nuży.

Technika dramatopisarska Słonimskiego nie może się jeszcze uporać z olbrzymim materjałem tekstowym, który rozsadza ramy sztuki. Błąkają się tu echa Wyspiańskiego, Micińskiego, Żeromskiego, Ibsena, nawet Capka, Kaisera i Molnara. I nie byłoby w tem nic dziwnego, ani groźnego dla tego pierwszego utworu scenicznego p. Słonimskiego, gdyby nie przewlekłe tyrady, które są kulą u nogi dramatu. Można je było pozostawić w wydaniu książkowem "Wieży Babel", ale należało je skrócić w realizacji scenicznej. Reżyserja Leona Schillera zawdzięcza sztuka b. wiele. Wprawdzie i tu Schiller powtarzał nie raz sam siebie, tak że chwilami miało się wrażenie, iż jesteśmy w b. teatrze im. Bogusławskiego, były jednak w tej inscenizacji bardzo mocne, bardzo ciekawe i efektowne momenty. Sceny zbiorowe zrealizowano po mistrzowsku. Grano natomiast "Wieżę Babel" nierówno. Bez przekonania-i bez umiejętności mówienia wierszem. Samborski miał kilka mocnych scen, Bonecki dobrze odtworzył postać współczesnego Quasimondo (o duszy czarniejszej, niż jego pierwowzór). Kuncewiczównę obsadzono najfałszywiej; nie mogła się uporać z dramatyczną rolą. A przecież i śród młodych artystek teatru Polskiego możnaby znaleźć odpowiedniejsze na tę rolę. Boelke grał szlachetnego marzyciela dość szablonowo, uderzając w jeden ton ckliwego patosu. Epizody wypadły lepiej. Doskonały był p. Brokowski jako delegat Wschodu, dobrze grali Staszewski, Machulski, Duszyński i Tad. Skarżyński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji