Artykuły

Ten spektakl o szkole powstał na podstawie opowieści nauczycieli

- Portretujemy nauczycieli również jako ofiary systemu, a nie "oprawców". To nie oni są odpowiedzialni za obecny stan rzeczy - mówią Anna Smolar i Michał Buszewicz, twórcy spektaklu teatralnego o polskiej szkole. Premiera "Kowbojów" w Teatrze im. Osterwy w Lublinie 12 kwietnia.

- Szkoła jest teatrem wszelkich dyskryminacji, z klasową na czele. W szkole panuje strategia przetrwania, dzieci szybko się jej uczą, dlatego wcześnie umieją wzmacniać swoją pozycję poprzez dokopywanie słabszym - mówią twórcy spektaklu "Kowboje" w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Przygotowali go na podstawie rozmów z nauczycielami, zanim zapowiedziany został szkolny strajk.

Rozmowa z Anną Smolar i Michałem Buszewiczem, twórcami "Kowbojów"

Witold Mrozek: "Kowboje" - tak zatytułowaliście wasz spektakl o nauczycielach. Polska szkoła to Dziki Zachód?

Anna Smolar*: Nie tylko Polska. Przekonała nas teza, że szkoła jest jedną z najbardziej przemocowych instytucji, obok wojska i kościoła.

Czyli uczniowie to ujeżdżane zwierzęta?

Michał Buszewicz*: Niekoniecznie, mogą pełnić różne funkcje w świecie Dzikiego Zachodu. Mają w sobie nie mniej agresji niż inni. Też potrafią ujeżdżać.

A.S.: Poza tym ujeżdżane zwierzęta są też wśród nauczycieli. Pokazujemy, że wcale nie tak wiele dzieli nauczycieli od uczniów, jeśli chodzi o poczucie życia w opresji. Nie jest jasne, kto jest oprawcą, a kto ofiarą. Jedno jest pewne: każdy z nas zapamiętał z lat szkolnych uczucie lęku, braku bezpieczeństwa i więzi. Paradoks polega na tym, że wiele badań wskazuje na to, że dziecko uczy się wtedy, kiedy wytwarza się więź.

M.B.: Chodzi nie tylko o to, kto kogo ujeżdża i równa do boksu. Raczej o to, na czym budowane są relacje. Między nauczycielami a uczniami, między rodzicami a nauczycielami. W tej pionowej, bardzo hierarchicznej strukturze systemu edukacji możemy zobaczyć zależności, które mogą opisać słowa takie jak "przemoc", "kolonizacja", "napad", "obezwładnienie", "związanie", "skalpowanie". To ekwiwalenty czynności wykonywanych w szkole i jej okolicach.

Co to za przemoc? Ekonomiczna? Psychiczna?

A.S.: Wszelaka. Szkoła jest teatrem wszelkich dyskryminacji, z klasową na czele. W szkole panuje strategia przetrwania, dzieci szybko się jej uczą, dlatego wcześnie umieją wzmacniać swoją pozycję poprzez dokopywanie słabszym. Wynika to z ukrytego programu, z którym każdy się styka na dzień dobry i funkcjonuje między słowami. Ukryty program jest zjawiskiem, któremu poświęca się wiele badań. Polega na niewidocznej walce, która toczy się na co dzień, manifestuje się m.in. w nieustającym rywalizowaniu, w walce o dominację, o pozycję społeczną. Mało tu miejsca na pasję, na wymianę i humanistyczne wartości. Nawyki wynikające z tego ukrytego programu powracają w późniejszych etapach życia człowieka. Dlatego opowieść o szkole jest dość uniwersalna, dotyczy mechanizmów społecznych, relacji władzy, bezkrytycznego wchodzenia w normatywne struktury. Tego uczy się nas od siódmego roku życia. W spektaklu próbujemy ukazać ten rodzaj uwięzienia i szybkiego dostosowywania się do bezwzględnych reguł gry. W tym kontekście kim są ludzie, którzy po spędzeniu parunastu lat życia w szkole jako uczniowie, spędzają tam kolejne lata jako nauczyciele. Jak sobie radzą z presją, której są poddawani? W jaki sposób są rozliczani i oceniani? Jakie są ich pragnienia i rozczarowania? Idąc dalej: jaki jest status nauczyciela w społeczeństwie? Jakie miejsce jesteśmy gotowi mu przyznać?

M.B.: Jeżeli popatrzymy na rozwój jednostki w szkole tak jak na podbój Dzikiego Zachodu, to oczywiście zdobyczą jest "postęp cywilizacyjny", a nie zawsze stawiamy sobie pytania o ofiary. Mam wrażenie, że doświadczenie szkoły oprócz profitów przynosi też wiele rozczarowań i zabija w uczniach śmiałość w wyrażaniu się po swojemu. Klucz odpowiedzi jest wcześniej przygotowany. To wszystko, co do niego nie przystaje, musi zginąć. Czy nie pozbywamy się w ten sposób istotnej części siebie?

A.S.: Pytanie jeszcze, o jaki postęp nam chodzi. Sytuacja w szkole jest dosyć patowa. Nie tylko w Polsce, prawie wszędzie na Zachodzie. Szkoła jest instytucją niezwykle przestarzałą, która nie odpowiada wymaganiom współczesności. Nie wchłonęła też w żaden sposób tego, co przyniosły myśli reformatorów edukacji w międzywojniu jak Janusz Korczak, Maria Montessori czy Rudolf Steiner. Wizja rewolucji edukacji z tamtego czasu pokazywała, że model pruskiej szkoły opiera się na przedmiotowym podejściu do ucznia, że tylko wiara w autonomię dziecka pozwala na głęboki rozwój i poczucie sensu.

Wy też pochodzicie z konkretnych miejsc. Anna wychowała się we Francji, Michał pochodzi z krakowskiej, inteligenckiej rodziny. To ma wpływ na waszą pracę nad tym tematem?

A.S.: Nie.

M.B.: Myślę, że wystarczy osobiste doświadczenie szkoły i bycia edukowanym. Poza tym każdy ma swoje przekleństwa dzieciństwa, niezależnie od backgroundu.

A.S.: Rozmowy o szkole to najbardziej uniwersalne, demokratyczne rozmowy, jakie można zainicjować z obcymi ludźmi. Każdy nosi w sobie traumatyczne wspomnienia ze szkoły i poczucie, że coś po drodze stracił, że coś, w co wierzył, się nie spełniło. Ale oczywiście pracując nad spektaklem, obserwujemy też to, co się dzieje w Polsce obecnie. Wiadomo, że ten spektakl powstaje w określonym kontekście - choć pomysł na niego powstał długo przed "deformą" edukacji i przed zapowiedziami strajku. Oczywiście ten kontekst polityczny pozwala usłyszeć głosy nauczycieli i to jest ważne, bardzo cenne wydarzenie dla całego społeczeństwa. Czerpiemy wiedzę bezpośrednio z tego, co szkoła mówi o sobie teraz.

Spektakl opiera się na wywiadach z czterema nauczycielami

M.B.: To za dużo powiedziane. Ale wywiady, które przeprowadziliśmy, pozwalają na wejście w głowę nauczyciela i specyfikę szkoły jako miejsca pracy. W nauczycielską kondycję - rozpiętą między poczuciem misji a wiecznym niedocenieniem i frustracją.

A.S.: Pozwalają nam zakorzenić spektakl w czymś bardzo osobistym.

Ta frustracja wynika z zarobków. Czy z czegoś jeszcze?

A.S.: To jeden z najważniejszych elementów, ma swoje poważne konsekwencje. Zawód nauczyciela powinien być oczywiście jednym z najlepiej opłacanych. Inny element, który podczas tych rozmów wybił się na pierwszy plan, to poczucie fikcji. Zresztą to też się wiąże z koncepcją ukrytego programu. Nauczyciele opowiadali nam o szkole jako o scenie teatralnej, na której rozgrywa się fikcyjny scenariusz, gdzie każdy odgrywa rolę w zależności od oczekiwań, z którymi się spotyka. I to się łączy z totalnym poczuciem bezsensu. Poza merytoryczną, ważną, dydaktyczną pracą nauczyciel wykonuje mnóstwo zadań związanych z udowadnianiem, że jest potrzebny, z rozliczaniem się z jakąś abstrakcją. Poczucie głębokiego braku sensu wynika tu z systemowych nakazów i oczekiwań. Dobro dziecka bywa przez system stawiane na ostatnim miejscu. Szkoła powinna być przestrzenią demokratyczną, która daje każdemu obywatelowi miejsce na rozwój i zdobywanie wiedzy. Wymagania, testy, konieczność nieustannego stawiania ocen - wbrew wewnętrznemu pędowi dzieci do wiedzy - szybko wyklucza tych, którzy nie mają oparcia w domu, warunków finansowych

A jak sądzicie, że powinno to wyglądać?

A.S.: Gdzieś w tle migocze nam ciągle myśl francuskiego filozofa Jacques'a Rancire'a, który napisał piękną książkę "Mistrz - ignorant". Pokazuje tam, że w każdym uczniu istnieje głęboki potencjał zdobywania wiedzy. Na tej idei opierają się szkoły demokratyczne. Rola nauczyciela polega wtedy na tworzeniu przestrzeni na to, by uczeń skontaktował się ze swoją inteligencją - albo nigdy nie tracił z nią kontaktu. By uczeń szedł za swoim wewnętrznym głosem i zdobywał wiedzę. Kim jest tu mistrz? Czy jego pozycja powinna się opierać na tym wszystkim, czego uczeń nie wie, na nauczycielskiej przewadze? Czy powinien być przewodnikiem, który pozwala uczniowi skontaktować się z własną potrzebą zdobywania wiedzy, naturalną jak to, że uczymy się chodzić czy mówić? Taka równościowa wizja edukacji jest najbardziej emancypująca. Emancypuje i nauczyciela, i ucznia. Szczęśliwy nauczyciel jest w stanie wyemancypować ucznia.

M.B.: W spektaklu portretujemy nauczycieli również jako ofiary systemu, a nie "oprawców". To nie oni są odpowiedzialni za obecny stan rzeczy. Mam wrażenie, że nasz spektakl wymyka się prostym ocenom szkolnictwa, opowiada raczej o ludziach, którzy nauczeni latami doświadczeń, podobnie jak poprzednie pokolenia nauczycieli, stwarzają sobie i innym piekło przez powtarzanie w kółko tych samych schematów. Ale tłuką w kółko, że repetitio est mater studiorum.

Moja przyjaciółka nauczycielka mówi, że największym problemem w szkole są wcale nie uczniowie, ale rodzice

A.S.: Tak, nauczyciele często tak mówili. Zresztą sama jako rodzic to obserwuję i nieraz powstrzymuję się od kontrolowania czy wtrącania się w nie swoje sprawy. Rodzice stali się grupą, która wywiera gigantyczną presję i potrafi destabilizować instytucję. To są trudne sprawy, bo rodzicielstwo współczesne też jest zupełnie inne niż 100 lat temu. Wszyscy mierzymy się z wątpliwościami, szkoła jest przestrzenią pełną neuroz. W spektaklu pojawia się postać rodzica i faktycznie jest ona problematyczna.

Nauczyciele, z którymi rozmawialiście, proponowali jakieś konkretne zmiany? Mają własną wizję odmienienia polskiej edukacji?

A.S.: Są bardzo zaangażowani w protest i walkę o zgłaszane obecnie postulaty. Ale gdy mówiliśmy o bardziej idealistycznym kierunku przemian, wyrażali wątpliwości. Było w tym poczucie, że pewnych rzeczy nie da się zmienić. Rozumiem to uczucie. To, co się teraz dzieje, pokazuje, jak bardzo w pewnym sensie szkoła jest w ruinie. I jak trudno odbić się od tego, bo każdy mały ruch będzie tylko łataniem dziur. Ale w naszych rozmowach na próbach pojawia się myśl, że to może właśnie dobry moment, w kontekście uczucia ogólnej katastrofy, kiedy rośnie gniew społeczny, by rozmawiać również o bardziej fundamentalnych zmianach. Premiera "Kowbojów" odbędzie się w tygodniu strajkowym i choć w spektaklu nie odnosimy się wprost do doraźnych wydarzeń, to ten kontekst niewątpliwie wpłynie na dialog z widzem. I choć nasza szkoła mieści się na jakimś wyimaginowanym Dzikim Zachodzie, to wydaje nam się potrzebne i pilne, by zachęcać do refleksji na temat oczekiwań, które mamy wobec zawodu nauczyciela oraz naszej odpowiedzialności jako obywatele.

Oboje robiliście wcześniej projekty teatralne bliskie działaniom edukacyjnym. Anna z Pawłem Sakowiczem w warszawskim Nowym Teatrze zrobiła "Thriller" - o postrzeganiu ciała, prowadząc m.in. warsztaty z uczniami i nauczycielami. Michał prowadził warsztaty dla młodzieży w Kielcach. Polska szkoła jest kompatybilna z teatrem, ze sztuką współczesną?

M.B.: Na pewno tutaj właśnie dużo zależy od nauczycieli. Poza tym - chyba największy problem, jaki mam z pracą z młodymi ludźmi - kiedy przychodzi do rozmowy o sztuce, o konkretnym dziele - to ich poczucie własnej niekompetencji. I nieśmiałość (moim zdaniem wyuczona krytyką ich opinii lub sugestywnym milczeniem), która nie pozwala wyrazić swojego zdania ze względu na jakieś wyimaginowane obowiązujące zdanie na temat sztuki. Przecież to nie wynika z tego, że ci ludzie nie mają nic do powiedzenia, wręcz przeciwnie! Mają wiele, ale nie potrafią intuicji ubrać w słowo albo spodziewają się oceny tam, gdzie jest pole do dyskusji. Zresztą tych rozmów prowadzi się na tyle mało i na tyle spycha się kulturę i sztukę do niszy, że dopóki nie ma potrzeby napisania wypracowania, to się o tym nie rozmawia. To całkowita porażka. A przecież da się to robić! Jedyne, czego trzeba, to przyzwolenie na mówienie i obopólna szczerość.

_______________

*Anna Smolar - reżyserka, laureatka Paszportu "Polityki" za 2016 r. Twórczyni m.in. cenionych przedstawień dla młodzieży: "Dybuka" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, współczesnych adaptacji "Pinokia" w Nowym Teatrze w Warszawie, "Kopciuszka" w Starym Teatrze w Krakowie. Na scenę przeniosła m.in. "Najgorszego człowieka na świecie" Małgorzaty Halber (w Kaliszu) czy "Aktorów prowincjonalnych" (w Opolu, razem z Agnieszką Holland).

*Michał Buszewicz - dramaturg, reżyser. Ostatnio przygotował m.in. "Kibiców" - o społeczności kibiców Legii Warszawa i spotkaniu kilku z nich z aktorami Teatru Żydowskiego. Wcześniej m.in. "Kwestię techniki" - spektakl, w którym na scenę Starego Teatru w Krakowie wychodzili niewidoczni na co dzień pracownicy techniczni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji