Artykuły

Niebiańska skleroza i boskość operetki dzisiaj

- To była pierwsza, dosyć dla mnie jasna decyzja, że, żeby opowiadać ciekawie o sanatoriach, to raczej z perspektywy ludzi młodych, którzy tam jeszcze nie byli, a których, jak nas wszystkich, to czeka. Robienia przedstawienia ze starszymi aktorami o sanatorium był dla mnie mało inspirujący - mówi Cezary Tomaszewki przed premierą spektaklu "Turnus mija, a ja niczyja. Operetka sanatoryjna"

Byłeś kiedyś w sanatorium?

- Ja nie byłem ale moja mama była wielokrotnie, pamiętam jej wspomnienia z tego okresu, cały harmonogram życia, na kilka lat przed jej śmiercią, sprowadzał się do tego, czy przyznano jej sanatorium czy nie. Wracała z turnusów z masą opowieści, nowych koleżanek i zdjęć. Natomiast ja nie byłem, jestem jeszcze za młody na to by jeździć do sanatoriów, nie wiem zresztą czy kiedykolwiek pojadę, bo uprawiając wolny zawód obawiam się, że nie będzie mi przysługiwał taki wyjazd.

Sanatoria kojarzą nam się z jednej strony ze schorzeniami i ułomnościami ciała, a z drugiej z przeżywaniem drugiej młodości, późną miłością. Albo po prostu z przygodnym seksem. "Turnus" to opowieść o poszukiwaniu czego?

- "Turnus mija, a ja niczyja" to przedstawienie, które próbuje spojrzeć z różnych perspektyw na zjawisko życia sanatoryjnego, ma dwie części, pierwsza część opowiada o czymś innym, a druga o czymś innym (śmiech). Zbierając wszystkie materiały o pobycie w sanatorium nie mogliśmy nie zauważyć tego, że w większości opinii sanatoria są miejscem całkowitego wyzwolenia seksualnego, wręcz tarła, wyzwolonej walki o uczucia, miłość i fizyczne zbliżenie.

Uwielbiam operetkę za jej niebiańską sklerozę i boski idiotyzm - pisał ponad 50 lat temu w komentarzu do "Operetki" Witold Gombrowicz. Czy dziś za to samo kochamy operetkę? Za co Ty kochasz operetkę?

- Ja kocham za to samo, natomiast mam wrażenie że w Polsce operetka jest pozbawiona jakiegokolwiek kontekstu, który ta forma za sobą niesie. Operetka wylądowała w jakimś lamusie okropnych taftowych kiecek i śpiewaków, którzy zupełnie nie rozumieją tego, o czym śpiewają i są całkowicie nie cool. A operetka to jest formuła, która była bardzo bliska społeczeństwa i ludzi, Offenbach, autor ponad stu operetek, rządził w swoim czasie (druga połowa XIX w. - przyp. redakcji) w Paryżu i był synonimem Francji. Napoleon był zazdrosny i chciał go wykończyć, nie mówiąc o Rosjanach. Najpierw trzeba zabić Offenbacha, jeśli chce się zabić francuski styl życia, styl rozmowy, marzenia ludzi. Operetka zawsze też była bardzo związana z seksem, z wyzwoleniem seksualnym, co nie podobało się Adolfowi Hitlerowi. To jest ciekawa anegdota, tak naprawdę to Adolf Hitler zamknął -wprowadzeniem odpowiedniej ustawy - wszystkie teatrzyki ogródkowe i przeniósł operetkę do budynku opery i to był początek końca żywej i frywolnej formy operetki. W naszym przypadku sanatorium wydaje się idealną sytuacją dla piosenek operetkowych, tych hitów i szlagierów, które są obecnie najczęściej wykonywane w muszlach koncertowych w domach zdrojowych.

Jakie szlagiery usłyszymy w spektaklu?

- W spektaklu usłyszycie Państwo bardzo dużo ciekawej muzyki, poza szlagierami operetkowymi, które wszyscy znamy, jak "Brunetki, blondynki", "Dziewczyny z Barcelony" czy "Co się dzieje, oszaleję" będzie można usłyszeć utwory Wagnera, Bacha, Offenbacha i Verdiego.

W opisie spektaklu pojawia się Józef Dietl, czy ta postać - propagatora polskich uzdrowisk - była dla Ciebie inspiracją?

- To jest bardzo ciekawe, że tak mało wiemy o tym, kim był Józef Dietl mimo, że mieszkając w Krakowie cały czas mijamy np. jego ulicę idąc z Kazimierza na Rynek. To jest człowiek, który w Małopolsce wprowadził modę na sanatoria i na higienę, wobec tego omijanie go w przedstawieniu o sanatoriach wydawało nam się złym pomysłem. Mamy więc postać prof. dra Józefa Dietla, ordynatora ośrodka i Sanatorium Uzdrowiskowe jego imienia, jako element spuścizny XIX-wieczej, do której należy też operetka.

Zaprosiłeś do tego spektaklu - wbrew pierwszemu skojarzeniu - grupę w większości młodych aktorów. Jak budowaliście most między waszymi doświadczeniami a codziennością sanatorium?

- To była pierwsza, dosyć dla mnie jasna decyzja, że, żeby opowiadać ciekawie o sanatoriach, to raczej z perspektywy ludzi młodych, którzy tam jeszcze nie byli, a których, jak nas wszystkich, to czeka. Wybór młodych aktorów wydawał mi się tym elementem, który jest w tym najciekawszy, bo robienia przedstawienia ze starszymi aktorami o sanatorium był dla mnie mało inspirujący. Na początku pracy zadałem tym młodym aktorom zadanie polegające na prześledzeniu historii chorób w ich rodzinie, na co zachorują i co będą leczyć w sanatoriach? To uruchomiło bardzo ciekawe sytuacje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji