Artykuły

Wciąż bez zmian

"Czas matek" Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Dla paru przepięknych scen warto było zobaczyć "Czas matek" Teatru Ósmego Dnia, którego premiera odbyła się w środę na Wolnych Torach. Ale sens spektaklu gubi się w jego urodzie.

Sposób, w jaki Ósemki organizują przestrzeń w plenerze, ich umiejętność budowania metafor za pomocą wyraźnych, mocnych scen, oryginalne wykorzystanie "ulicznych" środków teatralnego wyrazu - to klasa sama w sobie. "Czas matek" to spektakl o tych, które w bólu rodzą i w bólu opłakują śmierć swoich dzieci na wszystkich wojnach świata. Od zarania po dzień dzisiejszy. Kto inny, jak nie Teatr Ósmego Dnia ukazałby scenę porodu jako podwieszone na linach wijące się ciała, a sam akt narodzin skropił sowicie wodą? Kto pokazałby dziecięce igraszki jako akrobatyczne skoki na batucie? Kto wyprawę na wojnę zamknąłby w scenie mycia, ubierania i wręczania ciężkich butów na drogę? Kto szukałby zaginionych synów za pomocą powiewających na wietrze płacht, na których wyświetlają się ich fotografie? Kto wojnę pokazałby jako tortury zadawane z kijem golfowym w dłoni? Kto wreszcie zamknąłby przedstawienie ogromną wieżą z ociekających męskich koszul, wypranych, wytrzepanych i wyżętych z furią, gniewem i rozpaczą przez kobiety, które straciły bliskich?

A jednak czegoś mi w tym spektaklu brak. Karmiłam oczy urodą kolejnych obrazów i podążałam za aktorami, kiedy wychodzili z dziecięcym wózkiem na pierwszy spacer czy wyprawiali się balią w pierwszą przygodę. Kilka scen prawdziwie mnie wzruszyło. Ale dramaturgia spektaklu gdzieś mi się po drodze rozsypała. Pastiszowe, karykaturalne, wręcz szydercze ujęcie macierzyństwa z początku przedstawienia, kiedy brzuchy ciężarnych mają kształt żołnierskich hełmów, a dziecięce wózki wyglądają jak karabinowe łuski, rozmywa się w ciąg scen, które się tej stylistyki nie trzymają. Na dłuższą metę nużący jest też ruch wahadłowy - od sceny, do sceny. Szkoda. Bo ten spektakl - oddający piękno macierzyństwa - pokazuje też drugą (znacznie trudniejszą do przyjęcia, ale i znacznie ciekawszą) tezę. To kobiety - przedstawione na wstępie jako lubieżne, zwierzęce niemal staruchy, bezmyślnie oddające się fallicznemu bożkowi płodności - wydają na świat zło. W chrześcijańskiej tradycji mogą się mu przeciwstawić dzięki miłości. W spektaklu Ósemek nad miłością bierze górę bezsilny gniew. Tą myślą poruszona wychodziłam z przedstawienia. Kobieta. I matka. Bezsilna wobec tego, że na Zachodzi i Wschodzie, na Południu i na Północy wciąż bez zmian.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji