Artykuły

Pan Tadeusz, czyli Pan Gerwazy

"Pan Tadeusz" w reż. Rafała Matusza w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Jagoda Hernik Spalińska, członkini Komisji Artystycznej Artystycznej V Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa".

W krótkim czasie obejrzałam w ramach Konkursu Klasyka Żywa dwie adaptacje "Pana Tadeusza" - w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim w adaptacji i reżyserii Rafała Matusza, oraz w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku w reżyserii Dominika Nowaka. W bliskiej pamięci miałam jeszcze "Pana Tadeusza" w adaptacji Mikołaja Grabowskiego z edycji zeszłorocznej Konkursu, w wersji z poznańskiego Teatru Nowego. Przedstawienie słupskie zostało już opisane przez Kalinę Zalewską, będę się jednak do niego odwoływać, by lepiej wydobyć pewne aspekty realizacji gorzowskiej.

W obu przedstawieniach na czoło wysuwa się Gerwazy. Rola Gerwazego jest w "ostatnim zajeździe na Litwie", jak wiadomo, sprawcza, ale nie tylko dlatego ta postać zarówno w Gorzowie Wielkopolskim jak i w Słupsku wysuwa się na plan pierwszy. W przedstawieniu, które widziałam w Słupsku, grał Gerwazego Aleksander Trąbczyński. Pamiętam go doskonale z Teatru Powszechnego, gdzie grał w końcówce lat osiemdziesiątych. Zapowiadał się na wybitną osobowość sceniczną. Był aktorem o ogromnym potencjale i nie bał się bardzo trudnych wyzwań na scenie - również obyczajowo. Potem gdzieś znikł. Ale czas obszedł się z nim bardzo łaskawie - wygląda szlachetnie, z piękną twarzą i szczupłą, zadbaną sylwetką. Gra Gerwazego jako osobę pełną nieudawanej godności, wzbudzającą szacunek, nie jakiegoś polskiego pieniacza, ale obrońcę wartości, ładu moralnego, obrońcę świata, gdzie brat skrytobójcy i zdrajcy nie może bez wcześniejszego rozliczenia przejmować majątku ofiary. W Gorzowie Wielkopolskim zachodzi podobna sytuacja. Gerwazego gra Michał Anioł - i znowu osoby przytomne już w latach 80. znają bardzo dobrze tego aktora, jako osobę obdarzoną dość spektakularnie, właśnie jakby - nomen omen - anielską urodą, i dobrze zapowiadającego się aktora w typie romantycznym. Michał Anioł, podobnie jak Aleksander Trąbczyński, gdzieś wsiąkł w ostatnim trzydziestoleciu. Czas z nim obszedł się jednak równie łaskawie, jak z Trąbczyńskim, i podobnie jak w Słupsku jego klasa aktorska nadaje poziom przedstawieniu. Jego Gerwazy jednak jest inny niż Trąbczyńskiego. W Słupsku Gerwazy zaczyna przedstawienie, to on wygłasza Inwokację "Litwo, ojczyzno moja", on jest głównym demiurgiem wyczarowującym świat litewskiego zaścianka i tak, jak racje słupskiego uznajemy nieomal zahipnotyzowani siłą bijącej od niego jakości, tak Michał Anioł jako Gerwazy raczej walczy o taki wizerunek i pozycję w świecie przedstawionym. To Gerwazy w wojskowym szynelu z biało-czerwoną flagą nad kieszonką i orłem na ramieniu, który próbuje pozyskać panka-hipstera Hrabiego do walki o wartości, które go prowadzą. Nie zważając na to, że manipulowany przez niego Hrabia daje się przekonać w imię zupełnie innych atrakcji, które w historii konfliktu Sopliców i Horeszków, opowiedzianej mu przez Gerwazego, odkrył.

W przedstawieniu w Gorzowie Wielkopolskim, w pierwszej scenie, gdy Tadeusz wchodzi, mówiąc niepewnie "Inwokację", dołącza do niego grupka innych postaci recytujących i śpiewających tekst o utraconej ojczyźnie. Potem narrację - od opisu dworku Sopliców - przejmują dwie ubrane po męsku w czarne garnitury i białe koszule kobiety. Do ich monochromatycznych wizerunków w stylu Mistrza ceremonii z "Cabaretu", czyli Joela Greya, reżyser dodał kolory polskiej flagi - na czołach mają maźnięte białe paski, a usta pomalowane na czerwono tak, że szminka przedłuża niedbale linię ust, co skojarzenie z Cabaretem jeszcze bardziej pogłębia, ale błazeńskiemu, kabaretowemu wymiarowi dodaje aspekt polski. W Słupsku spektakl również prowadzą narratorki, i są to także kobiety, ale w skrajnie odmiennym wizerunku - to dwie jakby gospodynie od Sopliców. To różne ujęcie tego samego zabiegu rodzi pytanie, czy Mistrzynie ceremonii a la Cabaret oznaczają, że Polska - ta dawna i ta współczesna - jest porównywana w Gorzowie Wielkopolskim z Republiką Weimarską? W tym kontekście Gerwazy z polską flagą nad kieszonką i z orłem na ramieniu jest przedstawicielem obozu "narodowego", a Soplicowie to "Europa". W ten sposób reżyser Rafał Matusz sytuowałby spektakl we współczesności i ustawiał dwa obozy w "Panu Tadeuszu" na wzór dwóch obozów we współczesnej Polsce. Oczywiście zawsze, w każdej niemal epoce i w każdym narodzie, odbywa się "spór kontusza z fraczkiem", więc w tym sensie to nic nowego. Ciekawe jest jednak to, że Matusz, podobnie jak Dominik Nowak w Słupsku, nie odbiera Gerwazemu godności, nie czyni go postacią jednoznacznie złą ("ten intrygant Gerwazy") czy groteskową. Daje wybrzmieć jego racji, choć gorzowski zabieg z "Cabaretem" jednoznacznie pokazuje, że tej racji nie podziela.

Gerwazy - strażnik pamięci i praw Horeszków, sprzymierza się z Hrabią, który jak dzisiejszy hipster - noszący się na sposób wystylizowany nierzadko na stare mody - w opowieściach Gerwazego nie widzi "polskiej sprawy honorowej", tylko rodzime odmiany europejskich historii awanturniczych ("W każdej dawnej, szlachetnej, potężnej rodzinie / Jest wieść o jakimś krwawym lub zdradzieckim czynie / Po którym zemsta spływa na dziedziców w spadku / W Polsce pierwszy raz słyszę o takim wypadku"), co go bardzo ekscytuje i przekonuje do tego, by jednak nie oddawać zamku Horeszków Soplicom. On sam bowiem wtedy staje się jakby bohaterem powieści awanturniczej ("Szkoda, że ten Soplica stary nie ma żony / Lub córki pięknej, której ubóstwiałbym wdzięki! / Kochając i nie mogąc otrzymać jej ręki, / Nowa by się w powieści zrobiła zawiłość: / Tu serce, tam powinność - tu zemsta, tam miłość!").

Tadeusz - zgodnie z opisem młody i atrakcyjny - gra bez robienia z młodego Soplicy intelektualisty, jak to było w filmowej wersji. Przypominający fizycznie młodego Oskara Hamerskiego aktor zabawnie pokazuje Tadeusza, który "Tępy nie był, lecz mało w naukach postąpił, / Choć stryj na wychowanie niczego nie skąpił; / On wolał z flinty strzelać albo szablą robić. / Wiedział, że go myślano do wojska sposobić". Tu zachodzi duża różnica ze słupskim Tadeuszem, który - uderzająco podobny z wyglądu i sposobu bycia do Roberta Biedronia - w ogóle nie jest typem poczciwego wojaka. Gdyby interpretować słupskiego Tadeusza a la Robert Biedroń, to mielibyśmy bardzo ciekawy aspekt młodego, współczesnego mężczyzny do omówienia, ponieważ jego profil rzeczywiście się zmienił z poczciwego wojaka na tzw. gay friend, czyli najbardziej pożądaną przez kobiety postać. To nie ten "autystyczny heterosekualny mężczyzna" (tu credit dla Przemysława Pawlaka, który mi ten bon mot sprzedał), ale jedyny towarzysz kobiet, który ma czas, jest miły i rozumie - a gay friend is a best friend.

W obu przedstawieniach scenę zajmuje zamek Horeszków. Instynkt, że właściwa akcja "Pana Tadeusza" rozgrywa się w zamku Horeszków, a nie we dworku Sopliców - to kapitalne spostrzeżenie. W Słupsku jest to zrobione jawnie - mamy na scenie wnętrze zamku, ale króluje stół przy którym wszystkie sceny (również walki) się rozgrywają. W Gorzowie jest to tylko zarys przestrzeni zamkowej, a scena jest rozszerzona o dwa miejsca akcji w lożach. Loża z lewej strony to jakby buduar (czyli "świątynia dumania" Telimeny), a po prawej stronie - męskie zacisze, gdzie panowie szlachta omawiają swoje sprawy. W buduarze Telimeny królują wartości kobiece, a naprzeciwko męskie. Te dwa światy przeglądają się w sobie. W "męskiej" loży rozgrywa się na przykład scena z Majorem Płutem, który czyści sobie buty poduszką z fotela sędziego Soplicy. W "żeńskiej" - Telimena knuje by wstrzymać małżeństwo Tadeusza i zabrać go ze sobą do Moskwy na grand tour. Tam przeżywa też swoje chwile dominacji nad mężczyznami. Ale w "świątyni dumania" dochodzi też przy Telimenie do zasadniczej rozmowy między Hrabią a Tadeuszem na temat podejścia do piękna. Hrabia pokazuje Telimenie zdjęcia włoskich krajobrazów w swojej komórce ("Mój Hrabio, oprawię to w ramki"), a Tadeusz, z jednej strony walcząc o Telimenę, a z drugiej sytuując się po drugiej stronie sporu tożsamościowego, wynosi walory estetyczne polskiego krajobrazu i innego podejścia do mody zagranicznej ("Czemuż pan Hrabia, jeśli w malarstwie się kocha, / Nie maluje drzew naszych, pośród których siedzi? / Prawdziwie, będą z pana żartować sąsiedzi, / Że mieszkając na żyznej litewskiej równinie, / Malujesz tylko jakieś skały i pustynie..."). Telimeny w obu przedstawieniach są bardzo atrakcyjne i nie są na siłę ośmieszane. W zupełnie innych typach fizycznych - obie jednak w obrębie swego typu powabne. Obie też rozgrywają wiarygodnie walkę Telimeny o miłość i o przetrwanie, z czego wygrywa tylko to drugie.

Zarówno Wojskiego jak Protazego grają w Gorzowie kobiety. Również aktorki składają się głównie na "braci szlachtę Dobrzyńskich". Czy za takimi wyborami stoją braki kadrowe w teatrze, czy może reżyser Rafał Matusz chciał nam pokazać zmieniony profil polskiego społeczeństwa? Tam, gdzie kiedyś królowali mężczyźni, czyli w sferze publicznej, teraz obecne są głównie kobiety, one najbardziej widoczne są na co dzień, zaś mężczyźni gdzieś się kryją, gdzieś się grupują i udają, że ich nie ma. A i kobiet widzi się najwięcej obecnie na rozmaitych "zajazdach", więc rzeczywiście o grupie składającej się głównie z kobiet by można pomyśleć, gdy czyta się zapewnienia Gerwazego, że bez trudu "zbiorę ze trzystu wąsatych szlachciców", by odebrać Soplicom zamek Horeszków, a w ogóle to "nie tylko tę część, wszystko zabrać im należy".

Przedstawienie w Gorzowie ma swoje mocne, prawdziwie dramatyczne momenty. W scenie, gdy Major chce tańczyć z kobietami i całuje Telimenę w ramię, realizatorzy kazali mu dokonywać nieomal próby gwałtu na Zosi, który udaremnia Tadeusz i zaczyna się owa słynna bitwa, w której ramię w ramię biorą udział przeciwko Moskalom obie zwaśnione strony i podczas której ksiądz Robak ratuje życie Gerwazemu i po której trzeba było Płutowi "gębę zatkać bankowym papierem", zanim, jak mówi Rykow, ten zagnie "kruczka / Takiego, że zginiecie, bo to chytra sztuczka", czyli zanim o wszystkim doniesie do Moskwy.

Podobnie przejmujące wrażenie robią sceny z wykorzystaniem wideo, stylizowanym na rysunki. Widzimy na nim, jak Stolnik się śmieje z Jacka Soplicy, bitwę Stolnika z Moskalami i moment, gdy Stolnik pada od kuli Jacka Soplicy. To, co w tym wideo jest najbardziej poruszające, to że Stolnik nie jest stylizowany na "polskiego bohatera", który dał odpór Moskalom, ale jest prawdziwie odrażający, gdy upokarza Soplicę i gdy tryumfuje.

Niestety w Gorzowie zepsuta jest scena śmierci Robaka, brak w niej napięcia, które ma ta scena w Słupsku. Tam podczas całej sceny spowiedzi narastają emocje między Robakiem a Gerwazym i na koniec, gdy Gerwazy po walce ze sobą wyznaje Soplicy, że Stolnik go przed śmiercią pobłogosławił, robi to tak, że nie wiemy, czy Gerwazy mówi prawdę czy też chce ulżyć umierającemu Jackowi. W Gorzowie tej scenie brak takiej dramaturgii - Jacek wyznaje swe winy, po czym Gerwazy, gdzieś usytuowany pod ścianą w głębi sceny, ni stąd ni zowąd, mówi o geście krzyża, jaki Stolnik zrobił, umierając i błogosławiąc swego zabójcę. Szkoda tej sceny, bo też przedstawienie słupskie pokazuje jak bardzo to teatralny moment - kilka słów zmienia moment śmierci w moment oczekiwanego wiele lat ukojenia.

W Słupsku za zakończenie służy początek Księgi 11, czyli słynne "O roku ów!" z równie słynną pointą: "Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu". W Gorzowie koniec jest zgodny z tekstem "Pana Tadeusza" i bardziej przez to dramatyczny, bo z silnie eksponowanym fragmentem: "Bo naród bywa na takiej katuszy,/ Że, kiedy zwróci wzrok ku jego męce,/ Nawet Odwaga załamuje ręce".

Nie ukrywam, że jestem pod wrażeniem obu tych przedstawień, chociaż pewnie można by mnożyć tu też ich wady. Zależało mi jednak na opisie tych zabiegów interpretacyjnych w obu przedstawieniach, w tym głównie z gorzowskiego, bo jego przede wszystkim dotyczy ta recenzja. Widzę bowiem przewagę tych realizacji nad spektaklem Grabowskiego. Rozmach inscenizacji Grabowskiego przysłonił dość banalną interpretację, opartą - jak zazwyczaj w przedstawieniach "staropolskich" tego reżysera - na dość typowej dla polskich elit pobłażliwej wyższości w stosunku do groteskowych Polaków i równocześnie niby to zamyślenia i wzruszenia siłą rodzimego obyczaju - na tej pięknej tęsknocie do "prawdziwego", a nie "plemiennego" przeżywania swej narodowej tożsamości. Tymczasem w dwóch przedstawieniach w tegorocznej edycji - w teatrze w Słupsku i w teatrze w Gorzowie Wielkopolskim - podejście do "Pana Tadeusza" jest bardziej dyskursywne, dostarcza namysłu, a nie tylko emocji i "zamyślenia".

Przy okazji chciałam zaapelować o porzucenie aktualnej mody niepisania ani w internecie, ani w programach obsady z postaciami. Efekt tego bowiem jest taki, że nie sposób jest dopasować postać do aktora, i dlatego nie mogę wymienić w tej recenzji aktorów poza tymi, których znałam wcześniej, nad czym bardzo ubolewam.

Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim, Adam Mickiewicz, reż. Rafał Matusz, premiera: 4 listopada 2018

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji