Artykuły

Polityka pokazana śpiewająco

Skoro współczesny teatr nie unika żadnych, nawet najbardziej drażliwych tematów, to i opera jest w stanie przedstawić wszystko - od dramatycznych konfliktów ekonomicznych po negocjacje przywódców decydujących o losach świata - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej - Plus Minus.

Już niebawem, w maju w wielkim widowisku plenerowym ożyje historia łódzkiej Manufaktury, dziś popularnego centrum handlowego, rekreacyjnego i kulturalnego (tu mieści się świetne MS2 - muzeum sztuki nowoczesnej), kiedyś zaś wielkich zakładów przemysłowych Łodzi. Ich skomplikowane dzieje są tematem opery "Człowiek z Manufaktury" [na zdjęciu] z muzyką Rafała Janiaka do tekstu Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk.

Jednym z bohaterów utworu jest Izrael Poznański, który biznesową karierę w Łodzi zaczynał od handlu tkaninami. W 1872 roku zbudował własną tkalnię na działce przy ulicy Ogrodowej. Stopniowo skupował kolejne tereny, powiększając swoje imperium, które w szczytowym okresie rozwoju zajmowało powierzchnię 24 hektarów i obok przędzalni, kilku tkalni, farbiarni i drukarni tkanin oraz magazynów obejmowało również własną gazownię, elektrownię i remizę straży pożarnej. Przy Manufakturze, która przed I wojną światową zatrudniała siedem tysięcy pracowników, powstało osiedle robotnicze, dom ludowy, szkoła i szpital, a także wspaniała rezydencja rodziny Poznańskich w stylu neorenesansowym nazywana łódzkim Luwrem.

Dyrektor przed sądem

Uczynienie z Izraela Poznańskiego bohatera opery nie jest jeszcze niczym zaskakującym. Ten gatunek sztuki lubi przedstawiać postaci historyczne, zwłaszcza gdy ich życie nie było pozbawione konfliktów. Łódzkiego magnata przemysłowego spotykały zaś nie tylko same sukcesy. On, który dorastał w dzielnicy żydowskiej, kształcił się zaś w Powiatowej Szkole Realnej Rosyjsko-Niemieckiej, czuł się ciągle wyobcowany w ówczesnym społeczeństwie.

Niezależnie jednak, jak bardzo skomplikowane były losy Izraela Poznańskiego, w "Człowieku z Manufaktury" znacznie ciekawsza jest część druga, przedstawiająca współczesne dzieje łódzkiej fabryki. Po raz pierwszy mamy bowiem do czynienia z próbą przedstawienia w operze procesów i konfliktów zachodzących w Polsce w okresie transformacji po 1989 roku. W PRL dawna Manufaktura została przemianowana na Zakłady im. Juliana Marchlewskiego, w epoce gierkowskiej do tej nazwy dodano jeszcze - Poltex, podkreślając możliwości eksportowe fabryki. Na początku lat 90. wszakże nierentowne zakłady zostały postawione w stan upadłości. Kilka lat trwały jeszcze próby ugody z wierzycielami i utrzymania produkcji w ograniczonym choćby zakresie, ale wszystkie te działania zakończyły się niepowodzeniem.

Likwidatorem przedsiębiorstwa został Mieczysław Michalski i to on - choć niedookreślony z nazwiska - stał się bohaterem drugiego aktu "Człowieka z Manufaktury". Musiał zmagać się, jak pokazano w operze, nie tylko ze strajkiem łódzkich włókniarek, lecz i z oskarżeniami wielu mieszkańców i mediów, co w konsekwencji doprowadziło do postawienia go przed sądem. Jako likwidator Poltexu został oskarżony o działalność na szkodę zakładów, gdyż zbyt tanio pozbył się fabrycznych budynków. Jedyny ratunek dla Manufaktury upatrywał bowiem w stworzeniu spółki z udziałem kapitału zagranicznego, która podjęłaby się rewitalizacji tego unikalnego kompleksu architektonicznego.

Dziś Manufaktura jest chlubą Łodzi. W jej historii odbija się wszakże wiele podobnych konfliktów tamtych czasów w Polsce. Nie wszystkie znalazły równie pozytywny finał. "Człowiek z Manufaktury" też nie eksponuje owego happy endu, skupiając się na tym, co zawsze było i jest tematem prawdziwej sztuki - na ludzkich losach, na konfliktach i dramatach jednostek.

Utwór Rafała Janiaka i Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk zachowuje także to, co w każdej epoce było atutem opery - atrakcyjność muzyczną i widowiskowy charakter opowieści. W Polsce "Człowiek z Manufaktury" pozostaje wszakże wydarzeniem wyjątkowym, świat natomiast już dawno dostrzegł, że muzyką i śpiewem można opisać współczesną rzeczywistość i jej realnych, a nie fikcyjnych bohaterów.

Lodowisko jest kobietą

Opera nie boi się dzisiaj żadnych tematów. Dostrzega ludzi przełamujących społeczne i obyczajowe bariery, takich choćby jak Harvey Milk, który jako pierwszy publicznie przyznawał się do swego homoseksualizmu, a w latach 70. został wybrał do Rady Miasta San Francisco, gdzie działał na rzecz mniejszości seksualnych. Zginął zastrzelony przez innego radnego, a na podstawie jego biografii powstał w 2008 roku nagrodzony dwoma Oscarami film z Seanem Pennem w roli głównej. Jednak już dekadę wcześniej Stewart Wallace skomponował operę "Harvey Milk", która została wystawiona przez czołowe teatry amerykańskie - w Houston, Nowym Jorku i w San Francisco.

Nie samymi poważnymi tematami karmi się współczesny teatr. W poprzedniej dekadzie Czesi doskonale bawili się na operze "Nagano", jej tematem był triumf hokeistów tego kraju na igrzyskach olimpijskich w 1998 roku. Ich zwycięstwo miało wymiar historyczny, bowiem wówczas do rozgrywek w Nagano dopuszczono po raz pierwszy profesjonalistów z NHL, Czesi pokonali zatem najlepszych zawodników świata.

Twórcą "Nagano" jest Martin Smolka, jeden z najważniejszych współczesnych kompozytorów czeskich, którego utwory bywają grywane i na naszym festiwalu Warszawska Jesień. Narodowy sukces został w tej operze przedstawiony z typowym dla naszych południowych sąsiadów poczuciem humoru. Ponieważ obsada "Nagano" jest niemal w całości męska, żeńskie jest w tym utworze... lodowisko, w które wcieliły się komentujące wydarzenia chórzystki. Wśród postaci nie zabrakło na scenie również ówczesnego prezydenta Vaclava Havla oraz twórcy dzielnego wojaka Szwejka, Jaroslava Hašek, który pojawiał się w towarzystwie swego bohatera. Słynny pisarz chciał bowiem zaprotestować, że całą popularność skradł mu inny Hašek - Dominik, uznany za najlepszego bramkarza olimpijskiego turnieju.

Dominik Hašek i jego koledzy z drużyny nie są jedynymi czeskimi sportowcami, którzy zostali uwiecznieni w muzyce. Na zamówienie organizatorów igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku brytyjska kompozytorka Emily Howard napisała operę "Zatopek!", której bohaterem jest słynny lekkoatleta. Jako pierwszy w historii na olimpiadzie w Helsinkach w 1952 roku zdobył on trzy złote medale w biegach na pięć i dziesięć kilometrów oraz w maratonie, Emil Zatopek 18 razy bił też rekordy świata. I choć w jego życiu nie brakowało momentów dramatycznych, bo za poparcie Praskiej Wiosny 1968 roku został wymazany z historii i wydalony z Pragi, to jednak Emily Howard skupiła się przede wszystkim na sylwetce sportowej Emila Zatopka i jego samotności na bieżni. Jedna ze scen opery pokazuje nawet moment startu długodystansowców.

Co Nixon robił w Chinach

We współczesnej sztuce szczególne miejsce zajmuje jednak opera polityczna. Jej prekursorem jest Amerykanin John Adams, którego "Nixon w Chinach" stał się już dziełem niemal klasycznym. Tytuł oddaje właściwie wszystko, tematem jest bowiem pierwsza w historii wizyta amerykańskiego prezydenta w komunistycznych Chinach, która miała miejsce w lutym 1972 roku. Opera rozpoczyna się od powitania na lotnisku, gdzie przemówienia wygłaszają premier Zhou Enlai i Richard Nixon, kolejne sceny przedstawiają rozmowy Mao Zedonga z amerykańskim prezydentem, któremu towarzyszy Henry Kissinger, a także następujący po nich oficjalny bankiet. Konstrukcja aktu drugiego opiera się na programie zorganizowanym dla małżonki prezydenta, Pat Nixon (wizyta w fabryce szkła, rozmowy z dziećmi, zwiedzanie zabytków) oraz na spektaklu przygotowanym dla amerykańskich gości. Muszą oni obejrzeć w towarzystwie żony Mao, Chiang Ch'ing, rewolucyjny balet "Czerwony batalion kobiecy" o dziewczętach wykorzystywanych przez właściciela ziemskiego.

Dopiero akt trzeci przynosi bardziej osobiste refleksje poszczególnych postaci - zarówno przywódców Chin, jak i prezydenta - niemniej w krótkim streszczeniu "Nixon w Chinach" prezentuje się jak dzieło stworzone zgodnie z założeniami socrealizmu, bo to sowieccy politycy próbowali nakłonić kompozytorów, aby wprowadzili na scenę wodza rewolucji, Lenina. A jednak John Adams stworzył operę w pewien sposób rewolucyjną i kontrowersyjną. Gdy w 1987 roku odbyła się jej prapremiera w Houston, Richard Nixon nadal był postrzegany jako polityk negatywny - przede wszystkim dla środowisk liberalnych. Adamsa i autorkę libretta Alice Goodman podejrzewano zatem o chęć wybielenia byłego prezydenta. Im jednak przyświecał inny zamysł. Dochowując wierności faktom, gdyż dokładnie przestudiowali całą dokumentację tej wizyty, pokazali jej miałkość. Nie przyniosła bowiem istotnych rezultatów. "Nixon w Chinach" wydobywa natomiast rozdźwięk między oficjalnym blichtrem i politycznym pustosłowiem a prywatnymi przemyśleniami postaci. W sposób oryginalny dopasowuje świat współczesnej polityki do tradycyjnej operowej formy. John Adams przypisał bohaterom rozmaite arie, a ów rewolucyjny balet to nic innego, jak nawiązanie do tego typu wstawek obowiązkowych w XIX-wiecznych dziełach.

"Nixon w Chinach" odniósł ogromny sukces, do końca XX wieku został wystawiony na najważniejszych scenach amerykańskich, trafił też do teatrów europejskich. I niewątpliwie zachęcił innych kompozytorów, by zajęli się polityką.

W 1994 roku Opera w Bonn wystawiła więc "Gorbaczowa" Franza Hummela, który pokazał bohatera swego utworu od momentu, gdy został pierwszym sekretarzem komunistycznej partii do puczu moskiewskiego w 1991 roku i ostatniej wizyty w NRD. Gorbaczow śpiewał w tej operze: "Oto jestem, na czele mojej delegacji, aby objąć i ucałować towarzysza niemieckiego".

Kameralny "Gorbaczow" szybko zniknął. Szerszym echem odbiła się skomponowana u schyłku XX wieku i wystawiona w Dortmundzie opera "Uklęknięcie w Warszawie". Jej kompozytorem jest wychowany w NRD Gerhard Rosenfeld, co dodaje swoistej pikanterii dziełu, którego bohaterem jest jedna z najważniejszych postaci zachodnioniemieckiej polityki - Willy Brandt. Wcielają się w niego trzej wykonawcy, jako że utwór pokazuje go w różnych momentach życia - podczas emigracji w Norwegii, gdzie schronił się przed nazistami, jako burmistrza Berlina Zachodniego, wreszcie jako kanclerza federalnego. Punktem kulminacyjnym jest hołd, który oddał, klękając przez pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie, podczas wizyty w PRL w 1970 roku.

Willy Brandt odegrał istotną rolę w likwidowaniu barier w powojennej Europie, ale dla Niemców był w czasach swej politycznej aktywności postacią kontrowersyjną. I na tym przede wszystkim skupili się twórcy opery. Sam Willy Brandt nie doczekał premiery, zmarł pięć lat wcześniej. Zresztą i Michaił Gorbaczow, choć przyjął zaproszenie z Bonn, ostatecznie spektaklu o sobie nie obejrzał.

Propagowanie terroryzmu

Najważniejszym twórcą opery politycznej pozostał John Adams, który sukces "Nixona w Chinach" kilka lat później postanowił zdyskontować "Śmiercią Klinghoffera" o wydarzeniach z 1985 roku, kiedy to Palestyńczycy porwali statek "Achille Lauro" pływający po Morzu Śródziemnym. Jednym z pasażerów był amerykański Żyd, sparaliżowany Leon Klinghoffer, który przyjechał do Europy na wakacje. Porywacze zabili go, a ciało wraz z wózkiem inwalidzkim wyrzucili za burtę.

Po prapremierze w 1991 roku w Brukseli utwór doczekał się kilku kolejnych inscenizacji, w USA jednak bywa wystawiany niezbyt często, bo ciągle wzbudza kontrowersje. Kiedy pięć lat temu dyrekcja nowojorskiej Metropolitan nie tylko postanowiła wystawić "Śmierć Klinghofera", ale także chciała transmitować spektakl na cały świat, wzbudziło to protesty i oskarżenia o propagowanie opery idealizującej palestyński terroryzm. Do akcji protestacyjnej dołączyły córki Klinghoffera, uważając, że Adams wypaczył obraz morderstwa ich ojca. W liście do dyrekcji Metropolitan napisały: "Wierzymy, że teatr i muzyka mogą odegrać rolę w rozumieniu ważnych wydarzeń światowych, ale >>Śmierć Klinghoffera<< nie jest takim utworem". Metropolitan wycofała się więc z zamiaru transmisji, poprzestając na kilku przedstawieniach pokazanych wyłącznie w Nowym Jorku.

Kolejnym dziełem Johna Adamsa jest "Doctor Atomic". Akcja rozgrywa się w 1945 roku i pokazuje opisane w libretcie na podstawie wielu odtajnionych dokumentów ostatnie próby Amerykanów pracujących nad stworzeniem bomby atomowej. Kulminacyjnym finałem jest wybuch jej prototypu w ośrodku Los Alamos, zaś tytułowy "doktor" to oczywiście fizyk Robert J. Oppenheimer. John Adams skomponował ten utwór na zamówienie Opery w San Francisco, gdzie odbyła się prapremiera w 2005 roku. Nagranie kolejnej inscenizacji z Metropolitan zdobyło statuetkę Grammy, w ubiegłym roku inna wersja płytowa "Doctora Atomica" była do tej nagrody nominowana.

W ostatnich latach kolejni politycy wkroczyli do opery. W RPA powstała - pokazywana także w 2012 roku w Londynie - "Mandela Trilogy", której bohaterem był bojownik o równouprawnienie w tym kraju, Nelson Mandela. Inny przykład z obecnej dekady to "Happy Birthday Mr. President" łotewsko-brytyjskiego kompozytora Krissa Russmana. Bohaterami są tu Marilyn Monroe i John F. Kennedy, ale libretto skupia się nie tyle na ich potajemnym romansie, lecz bardziej na zagrożeniach, jaki ten związek niesie dla kariery prezydenta. Stąd pojawia się w operze sugestia, że aktorka mogła zostać z tego powodu zamordowana.

A skoro o klanie Kennedych mowa, to zainteresowanie kompozytorów wzbudzała również żona prezydenta Kennedy'ego, Jacqueline. Stała się bohaterką paru oper, także młodej polskiej autorki Katarzyny Głowickiej. Jej "Requiem dla ikony" to rodzaj monologu Jacqueline Kennedy, którą do zwierzeń prowokuje fotograf Ron (także postać autentyczna). Utwór pojawił się na krótko na kameralnej scenie Opery Narodowej w 2014 roku, ale potem znikł. Jak zresztą wiele innych dzieł, bo jednak nie jest łatwo śpiewać o współczesnym świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji