Artykuły

Czarna kucharka krąży i na werbelku cicho gra

"Blaszany bębenek" wg Güntera Grassa w reż. Wojciecha Kościelniaka z Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu, "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki w reż. Natalii Babińskiej Opery Nova w Bydgoszczy oraz "Tramwaj zwany pożądaniem" Andre Previna w reż. Macieja Prusa z Teatru Wielkiego w Łodzi na XXVI Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze (POLA) w Gazecie Pomorskiej.

Myślę, że kiedy dyrektor Maciej Figas obejrzał we Wrocławiu "Blaszany bębenek" [na zdjęciu] wiedział dwie rzeczy: że koniecznie trzeba ten spektakl pokazać podczas Bydgoskiego Festiwalu Operowego oraz że goście pozamiatają.

I stało się! W niedzielny wieczór kończący XXVI Bydgoski Festiwal Operowy gmachem przy Focha zawładnął Oskar Matzerath w niesamowitej kreacji Agaty Kucińskiej. Zwyczajowo podczas BFO mamy okazję obejrzeć jedno przedstawienie lekko podkasanej muzy musicalu. Był więc swego czasu ucieszny "Monthy Python i święty Graal", furkoczący warkoczami i spódnicami "Chłopi" czy przejmująca "Lalka", ale to, co teraz przywiózł TM "Capitol" z Wrocławia przebija wszystko.

"Blaszany bębenek" Wojciecha Kościelniaka na podstawie głośnej książki Güntera Grassa to inna kategoria - połączenie wodewilu, burleski, musicalu i moralitetu. To zapis rodzącego się faszyzmu, ale bardziej obraz nas tu i teraz, bo to nieprawda, że tamta historia już się nie może powtórzyć. Ona już się dzieje. Czarna kucharka znów krąży i słychać już cichutkie werbelki blaszanego bębenka.

Tego się nie da odzobaczyć

Przedstawienie jest nie tylko świetnie napisane, wyreżyserowane, zagrane, zaśpiewane. Przede wszystkim jest przeżyte "do kości"przez samych artystów. To, co robi ulokowany w czeluściach sceny big band - to perełka muzyczna, a mistrzostwa tancerzom/śpiewakom - można tylko pozazdrościć. Emocje rosną przez 3,5 godziny (!), by wybuchnąć gromem braw po finałowym utworze wyśpiewanym przez ducha Matzeratha (Artur Caturian) - to historia Gdańska w skrócie: kolejne nacje przychodzą tutaj, budują swoje domy paląc chaty poprzedników. Na końcu jesteśmy my, Polacy. Tu mieszkamy - śpiewa do przejmującej muzyki Mariusza Obijalskiego gdański Niemiec... Pal sześć profesjonalizm! Łza stoczyła mi się po policzku. Nie trzeba łopotu flag, górnolotnych zaklęć, żeby pokazać patriotyzm, miłość do swojego miejsca na Ziemi.

Uczta

"Blaszany bębenek" to był deser tegorocznej uczty melomanów. Zostając przy gastronomii zacznijmy od śniadania. A było one nadspodziewanie smakowicie przyrządzone przez samych gospodarzy, czyli zespół bydgoskiej Opery Nova.

"Straszny dwór" to dopiero było wyzwanie! Zarówno artyści na scenie (jeszcze raz wielkie brawa dla Łukasza Załęskiego w roli Stefana), jak i orkiestra pod batutą Piotra Wajraka oraz reżyser całości - Natalia Babińska, dali przykład jak można dzisiaj nowocześnie pokazać dzieło narodowe, pełne patriotycznych odniesień, które w czasach, gdy nuty pisał Stanisław Moniuszko musiały być skrywane przed carską cenzurą.

"Straszny dwór" z pewnością zagości na dłużej na afiszu, więc będzie szansa przekonać się, że zachwyty po premierze nie były li tylko grzecznością.

Na naszym stole czas postawić drugie śniadanie - "Don Pasquale" Łotewskiej Narodowej Opery i Baletu. Klasyczna opera Donizettiego przeniesiona w lata 50., z urodą ówczesnej mody włoskiej. Pychotka.

Apetyt rósł w miarę, kiedy w karnecie ubywało biletów na operowe wieczory. Ciekawym doświadczeniem była "Legenda Bałtyku" Feliksa Nowowiejskiego (drugi wieczór z polską operą!) czy piękny dla oczu spektakl "Tang Yin" Suzhou Ballet Theatre.

Danie główne to był "Tramwaj zwany pożądaniem" Andre Previna; w partii Brando wystąpił rewelacyjny Szymon Komasa (znany bydgoskiej publiczności z roli magnetyzującej roli Mefisto w "Potępieniu Fausta"; partię Fausta śpiewa... Łukasz Załęski). To oczywiście żart, ale kreacja Marlona Brando tak zrosła się z postacią Stanleya Kowalskiego, że tak właśnie przedstawił to prowadzące operowe wieczory red. Aleksander Laskowski. To nie jest łatwa sztuka, to nie jest prosta muzyka, ale to były fenomenalne kreacje aktorskie Joanny Woś w roli Blanche Dubois i Szymona Komasy jako Stana.

"Romeo i Julia" to była aromatyczna, odprężająca kawa po świetnym posiłku.

Żal za XXVI

Bydgoski Festiwal Operowy to fenomen. Z biegiem lat stał się nie tylko marką samą w sobie, ale miejscem, w którym należy się pokazać; zarówno na scenie, jak i na widowni. Rok po roku, z wieczoru na wieczór przekonujemy się, że kompletnym bezsensem jest bajdurzenie, że sztuka wysoka jest trudna, niedostępna, niezrozumiała, niedzisiejsza. W czasie tej edycji BFO nie było ani jednego wieczoru, podczas którego nie padałyby pytania o nas dzisiaj, o to co w nas i wokół nas. To potrafi tylko prawdziwa SZTUKA i prawdziwi ARTYŚCI.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji