Artykuły

Maltański kondukt, czyli sztuka umierania

"Wyprawa" Lecha Raczaka i Asocjacji 2006 na XVI Festiwalu Malta w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Spektakl "Wyprawa" Lecha Raczaka i Asocjacji 2006 pachnie jak stara, dobra "Malta". A właściwie jak tęsknota za nią. Pięknie i przewrotnie wpisuje się w tradycję maltańskich parad.

Ileż już parad było? Wszystkie kolorowe, rozkrzyczane, radosne, żywiołowe. Wszystkie w biegu, w pędzie. Nawiązywały do hiszpańskiego karnawału albo do transowego tańca ze współczesnej dyskoteki. Zagarniały widzów, czarowały, zachwycały fajerwerkami. Bardzo ważnym - acz i bardzo osobnym - ich nurtem były Święta Miasta przygotowywane rokrocznie przez Jarka Maszewskiego charyzmatycznego profesora ASP, jedną z najbarwniejszych i najpiękniejszych postaci artystycznego Poznania. Zdarzenia całkowicie wolne od pompy i patosu. Ulotne i subtelne. Wnoszące w życie miasta "miłość, młodość i Morze Śródziemne" - jak pisał ich twórca. Tworzyli je młodzi plastycy skupieni wokół Maszewskiego w jego pracowni: pospolite ruszenie artystów zwane Asocjacją Kółka Graniastego.

Jarka od trzech lata nie ma z nami. Pracownię na ASP odziedziczył po nim właśnie Raczak. A Asocjacja 2006 bezpośrednio nawiązuje do Kółka Graniastego także przez obecność Ewy i Piotra Tetalków, Jakuba Psui.

Raczak zaprasza nas do wyprawy, której najważniejsze motywy bierze z Borghesa, ale też splata je mocno ze współczesnością. Oto podróż na Wschód, do Gangesu, rzeki, która ma zapewnić wieczne życie i wieczną młodość. Oto przewrotne konsekwencje tej podróży: nieśmiertelność okazuje się bowiem udręką nie do wytrzymania, przekleństwem.

Zanim jednak wyruszymy w drogę staniemy twarzą w twarz ze śmiercią - ta scena to autocytat z "Łatwego umierania", spektaklu poświęconego malarzowi Jerzemu Piotrowiczowi: ciało zawieszone na bezcieniowej lampie w sali operacyjnej. Ukrzyżowane i uniesione. Mary znikają w ciemności.

Zaraz potem spotkamy karykaturalnych szarlatanów i szarlatanki: specjalistów od kosmetyki, życia na kredyt, klonowania, handlowanie organami - tego wszystkiego, co ma uczynić naszą egzystencję jak najdłuższą, jak najprzyjemniejszą, pozbawioną trudów, cierpień, znoju...To podejrzane towarzystwo - podwójna panna młoda, stary uczony w szaliku w kurzą stopkę, wymuskany bankier - zapakuje się do zdezelowanego samochodu i ruszy z nami, bo parada - jak karawana -musi iść dalej. I nie od razu dotrze do nas, że idziemy z konduktem. Że to pożegnanie.

Po drodze zdarzają się nieoczekiwane przestoje i powroty, bo oto czoło pochodu zdaje się przygasać, a akcja przenosi się znienacka na tyły. Najpierw wydaje się że to jakieś nieporozumienie, ale po chwili odczytamy zasadę: można pędzić, można zostać, można wrócić. Jak w życiu.

Oto ognista brama, która dopali się, zanim przez nią przejdziemy. Oto gdzieś w ogonie psuje się samochód, a jego pasażerowie - gorliwie spożywający mocne trunki - nakłaniają do popchnięcia maszyny panie w białych sukniach i welonach. Oto sam Ganges, który wyrasta w postaci dużego akwarium wypełnionego mętną, zielonkawą wodą. Tam zanurkuje nasz główny bohater. Finał rozegra się na bruku nad brzegiem jeziora: pomiędzy wyłaniającym się z wody i niknącym w niej ekranem, na którym wyświetla się twarz zasłaniana dłonią, zamazywana; pomiędzy tryumfalnym smoczo-owadzim pomnikiem okadzonym fajerwerkiem; pomiędzy mężczyzną zamkniętym w monstrualnym kole jak w pułapce życia skazanego na wieczność. "Jeśli jest rzeka, która daje wieczne życie, to musi być inna, która czar ten znosi" - wierzy nasz bohater.

Już z ciszy i ciemności wyłaniają się na tafli jeziora łodzie-pegazy, których skrzydła płoną. Dopełnia się pogrzebowa ceremonia - hołd złożony Maszewskiemu, Piotrowiczowi, hołd złożony temu światu, który umarł już na naszych oczach, który codziennie z nami umiera. Dokonał się rytuał, który zmarłych wraca życiu. Bo nie ma nieśmiertelności bez śmierci.

Kto wie, czy ten właśnie spektakl Lecha Raczaka - zdawałoby się kaleki, poszarpany, naszkicowany ledwie - nie jest też najpełniejszą i najważniejszą jego realizacją. Splatają się w nim niemal wszystkie wątki pojawiające się ostatnio w jego twórczości, która od lat jest przede wszystkim "rozmową z Panem Bogiem", a także dowodem wierności temu, co w życiu okazało się ziarnem: przyjaźni, godności, wolności i sztuce - traktowanej nie jako sposób na życie lecz jako forma istnienia. Tu i teraz. Wszędzie i zawsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji