Artykuły

Teatr Wielki(ch) niejasności

Druga scena operowa w Polsce, 30 mln zł rocznej dotacji. Ponad 450 etatowych pracowników. Wspaniałe możliwości do produkcji spektakli, koncertów i niekończące rsię problemy. Rozmowa z Pawłem Gabarą, dyrektorem naczelnym Teatru Wielkiego w Łodzi, jedynym dyrektorem w Polsce, który nie może wejść do miejsca pracy, ponieważ zabrania mu tego jego zastępca. Jest to pierwszy z cyklu tekstów o łódzkiej operze i jej problemach, zamieszczony w portalu reporternatropie.pl.

Maciej Petrycki: Panie dyrektorze, jak to jest być dyrektorem naczelnym Teatru Wielkiego w Łodzi, do którego nie może pan wejść, ponieważ dyrektor artystyczny Krzysztof Marciniak zabronił pana wpuszczać?

Paweł Gabara: Pan Krzysztof Marciniak, który został obsadzony w roli zastępcy dyrektora do spraw artystycznych rzeczywiście wydał zakaz wpuszczania mnie do Teatru Wielkiego.

Jest to niebywałe tym bardziej, iż ja nie wprowadzałem takich zakazów dla nikogo. Pan Marciniak w taki sposób interpretuje statut, który czyni go pierwszym zastępcą. W tym zakazie widać, jak bardzo obawia się mojej obecności w teatrze.

Staram się bywać na spektaklach i premierach, choć najczęściej kupuję bilety w kasie. Raz otrzymałem oficjalne zaproszenie za prapremierę opery "Człowiek z Manufaktury", ale był to projekt realizowany na podstawie mojej konkursowej aplikacji i być może pan Marciniak uznał, że tej granicy przyzwoitości nie należy przekraczać. Lub też - jak słyszałem - ktoś mu to uświadomił.

Powróćmy do przeszłości. Wygrywa pan konkurs na stanowisko dyrektora naczelnego i obejmuje schedę po Wojciechu Nowickim. Wydaje się, że czteroletnia kadencja upłynie panu na podniesieniu rangi instytucji. Ale już po kilku miesiącach wkracza pan na "wojenną ścieżkę" ze związkowcami Teatru Wielkiego w Łodzi. Dlaczego?

- Nie wkraczałem na ścieżkę wojenną. Jestem człowiekiem, który zawsze i w każdej sytuacji stara się znaleźć porozumienie. Związki zawodowe to dla mnie partnerzy do dialogu o sprawach pracowniczych.

Niestety, wśród działaczy związkowych znalazło się kilka osób, znanych również moim poprzednikom, doświadczonych kombatantów w regularnych bitwach o władzę.

Jeden z wieloletnich radnych sejmiku zauważył nawet, iż zmieniają się kolejni dyrektorzy, ale nie zmienia się grupa tych samych osób, które zawsze nieodmiennie wyrażają swoje największe niezadowolenie z dyrektora bez względu na to, kim on jest.

Ci ludzie prowokowali nieustannie napięcia. A przy tym prowadzili dezinformację wśród załogi. Nie cofali się nawet przed wymyślonym kłamstwem. Jedna z takich spraw będzie wyjaśniana przez sąd.

Jak widać w obecnej sytuacji, chodziło o przejęcie nieuprawnionej kontroli nad teatrem. To ci ludzie wprowadzili narrację konfliktu, którego tak naprawdę nie było.

Ale z tymi ludźmi ostatecznie wszedł pan w spór. Proszę powiedzieć, jak się zakończył?

- W Sądzie Okręgowym w Łodzi złożyłem pozew przeciwko dwóm związkom: Niezależnemu Samorządnemu Związkowi Zawodowemu Kultury I Sztuki przy Teatrze Wielkim w Łodzi oraz Niezależnemu i Samorządnemu Związkowi Zawodowemu Pracowników Teatru Wielkiego w Łodzi o naruszenie moich dóbr osobistych w postaci podania nieprawdziwej informacji o tym, jakobym sam wypłacił sobie nagrodę.

Sprawa została przyjęta, ale sąd nie wyznaczył jeszcze terminu rozprawy. W pozwie wzywam związki do zamieszczenia sprostowania w prasie oraz wpłacenia 2000 zł na rzecz Domu Artysty Weterana w Skolimowie.

Osią tego, co dzieje się obecnie w Teatrze Wielkim jest spór o pana odwołanie i powołanie na pana miejsce Krzysztofa Marciniaka. Ciekawi mnie, jakie miał pan relacje, z Krzysztofem Marciniakiem, obecnym dyrektorem ds. artystycznych Teatru Wielkiego, który faktycznie teatrem zarządza?

- Pan Krzysztof Marciniak był solistą i działaczem związkowym. Praktycznie nasze relacje służbowe były znikome, ponieważ należały one do kompetencji dyrektora artystycznego, Wojciecha Rodka. Natomiast w czasie spotkań ze związkami zawodowymi pan Marciniak nie należał do aktywnych dyskutantów.

Związki wskazują, że przyczyną pańskiego odwołania był niekorzystna dla pana sytuacja ekonomiczna teatru. Przygotowując się do rozmowy z panem i do późniejszego tekstu o Teatrze Wielkim w Łodzi zadaliśmy pytania Urzędowi Marszałkowskiemu, który formalnie nadzoruje teatr. Pytaliśmy o audyt, jaki sporządził urząd po pańskim odwołaniu. Wynika z niego, że pod pana kierownictwem doszło do nieprawidłowości finansowych.

- Audyt, do którego odmówiono mi dostępu, był opracowany już po moim odejściu. Tym audytem straszył mnie pełnomocnik Teatru w czasie rozprawy sądowej. Ale nigdy nie przytoczono żadnego fragmentu czy konkretnego argumentu z tego dokumentu. O ile wiem, jest on głęboko ukryty w szafie pana Marciniaka.

Muszę wrócić do kwestii odwołania mnie w czerwcu 2017. Otóż zgodnie z ustawą dyrektora teatru można odwołać tylko na podstawie pięciu wymienionych okoliczności. W uzasadnieniu swojej decyzji zarząd województwa nie wymienił żadnej z przewidzianej ustawą przyczyn.

Przytoczone przez urząd zastrzeżenia dotyczą w trzech przypadkach kompetencji księgowości. Są to sprawy drobne i zostały poprawione w toku wykonania zaleceń pokontrolnych, co jest naturalnym procesem.

Ale, przyzna pan, że strata prawie 1 500 000 zł, to już nie jest problem księgowy.

- Sprawę bilansu za 2016 r. również wielokrotnie wyjaśniałem, ale nigdy nie uzyskałem z urzędu odpowiedzi na moje wyjaśnienia. Zdarzyło się tak, iż w końcu 2016 r. zapadł niespodziewany I niekorzystny dla Teatru Wielkiego wyrok w jednej ze spraw dotyczącej modernizacji budynku, prowadzonej za poprzednich dyrekcji.

Kwotę ustaloną w wyroku trzeba było zaksięgować jako koszt. Stąd powstała strata w wysokości wyższej niż zakładaliśmy. Zasądzone pieniądze i tak mieliśmy wypłacać dopiero w 2017 r.

Ale wyrok wpłynął na wynik bilansowy. Wyjaśniałem to marszałkowi I było dla mnie oraz moich współpracowników jasne, iż nie jest to stan zawiniony przez nasze kierownictwo.

A prognozowana strata w 2017 r., w wysokości 1 700 000 zł?

- Na obraz finansowy pierwszego półrocza 2017 r. wpływ miało to, iż raty dotacji wypłacane są w równych miesięcznych transzach, natomiast program artystyczny i związane z nim koszty realizuje się w rytmie sezonu artystycznego, który w pierwszym półroczu jest dłuższy, a w drugim krótszy.

Na pięć zaplanowanych na 2017 r. premier wykonaliśmy w pierwszym półroczu cztery. Zagraliśmy większą część spektakli. Ponadto ponieśliśmy koszty przygotowania wniosku wraz z projektem na odnowienie sypiącej się elewacji teatru.

W drugim"tańszym" półroczu wyrównalibyśmy dysproporcje wydatków. Najważniejsze, iż teatr nie tracił płynności finansowej; płacił na bieżąco wszystkie faktury. Zatem zarzut o niegospodarności jest niezasadny.

Innymi słowy, nie zgadza się pan z audytem i jego ustaleniami?

- Nie było podstaw do odwołania mnie i zarząd zrobił to z naruszaniem prawa, co potwierdziło rozstrzygnięcie nadzorcze wojewody i wyroki sądów administracyjnych.

Teatr Wielki w Łodzi, fot. wikimedia commons

Wrócę zatem do sprawy pana odwołania, które zmusza do postawienia pytania; po co komu prawo, skoro się go nie przestrzega? Odwołał pana poprzedni Zarząd Województwa wyłoniony z koalicji PO-PSL. Wojewoda Łódzki zakwestionował odwołanie, Sąd Administracyjny zgodził się, że decyzja była bezprawna. Przyszedł obecny zarząd wyłoniony z Prawa i Sprawiedliwości. I co się dzieje?

- Nic się nie dzieje. Rozstrzygnięcie nadzorcze wojewody powinno być w pierwszej kolejności wykonane. W drugiej kolejności może być zaskarżone. Inaczej należałoby uznać, iż nie ma obowiązku wykonywania decyzji administracyjnych. W Łodzi stało się inaczej; w moim przekonaniu postąpiono bezprawnie.

Czy może pan wyjaśnić, jakie wyroki wydały sądy administracyjne?

- Wojewódzki Sąd Administracyjny w Łodzi, a następnie Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie wydały już prawomocne wyroki uznające, iż zgodnie ze stanem prawnym jestem dyrektorem Teatru Wielkiego i że mój następca nie mógł być powołany, ponieważ nie było wakatu na stanowisku dyrektora naczelnego i nie będzie go do końca mojego kontraktu, czyli do 31 sierpnia tego roku.

Czyli Krzysztof Marciniak nigdy nie był dyrektorem Teatru Wielkiego?

- Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, iż z powodu braku wakatu na stanowisku dyrektora naczelnego pan Krzysztof Marciniak nie mógł być pełniącym obowiązki dyrektora i de facto nigdy nim nie był.

Zarząd Województwa w części uznaje wyrok, ponieważ nie powołuje nikogo na stanowisko dyrektora, gdyż - powtórzmy - nie ma na tym stanowisku wakatu.

Zarząd niestety, nadał nowy statut, w którym przeniósł w czasie nieobecności dyrektora jego kompetencje na zastępcę ds. artystycznych.

W takim razie, jaka jest obecnie pana rola w teatrze i za co odpowiada pan Marciniak? Skoro w świetle prawa to pan jest w dalszym ciągu jego szefem?

- Wielokrotnie zgłaszałem gotowość do wykonywania obowiązków służbowych, ale bez odzewu. Pan Krzysztof Marciniak został ustawiony na tym stanowisku jako działacz związkowy na życzenie części organizacji związkowych.

Sądy pracy mają wątpliwości, czy Krzysztof Marciniak może reprezentować Teatr Wielki. Ta wątpliwość może pojawić się w wielu innych ewentualnych sprawach spornych, nie tylko pracowniczych, co w przyszłości może mieć duże znaczenie i może wywoływać duże koszty. Sytuacja jest kuriozalna i chyba jedyna w kraju.

Nadal trwa pana proces w Sądzie Pracy. Jak wygląda ta sprawa? Czemu wciąż nie wydano wyroku?

- Prowadziłem dwie sprawy w Sądach Pracy. Pierwsza dotyczyła wypłacenia przez ZUS zasiłku chorobowego za okres po odwołaniu mnie ze stanowiska dyrektora naczelnego Teatru Wielkiego.

Na polecenie ZUS Teatr Wielki w Łodzi wypłacił mi zasiłek chorobowy zgodnie z zasadami obowiązującymi pracowników.

Skoro sąd uznał, iż stosunek pracy nie został przerwany, a po tym nikt go ze mną nie rozwiązywał, zatem w świetle tego prawomocnego wyroku należy przyjąć, iż stosunek pracy trwa nadal.

A sprawa przed Sądem Pracy w Łodzi?

- Sprawa przed Sądem Pracy w Łodzi dotyczy moich roszczeń o odszkodowanie. Pozew uzupełniony został później o żądanie przywrócenie do pracy z uwagi na istniejący stan prawny.

Z tego, co wiem, związki zawodowe postanowiły opóźnić wydanie wyroku przez sąd, uciekając się do kruczków prawnych. Chyba faktycznie pana tam nienawidzą

- Przebieg mojej sprawy został na wiele miesięcy zatrzymany dlatego, iż dwa związki zawodowe złożyły wnioski o dopuszczenie ich do sprawy w charakterze tzw. interwenienta ubocznego.

Był to ewenement nieznany w praktyce sądowej, by związki opowiadały się przeciwko pracownikowi, a w takim charakterze ja występuję. Sąd odwoławczy podtrzymał postanowienie Sądu Pracy o oddaleniu wniosków związków zawodowych.

Zajęło to jednak wiele miesięcy. A ponieważ działacze związkowi posługiwali się w swoim wystąpieniu rażącymi kłamstwami wobec mojej osoby, rozpocznie się osobne postępowanie cywilne o naruszenie moich dóbr osobistych.

Jak długo walczy pan o to, żeby móc wrócić za biurko Teatru Wielkiego w Łodzi?

- Niestety, z tymi sprawami zmagam się już ponad półtora roku i wiem, że trzeba je rzetelnie wyjaśnić.

Kiedy przygląda się pan Teatrowi Wielkiemu w Łodzi, to o czym pan myśli? Po co mi to było?

- Bardzo żałuję, iż nie mogłem wraz z całym zespołem zrealizować wszystkich planów na pozostałe dwa lata dyrekcji. Te plany były zapięte praktycznie na ostatni guzik. Gwarantowały one rozwój artystyczny teatru i ofertę dla publiczności na poziomie europejskim. Często rozmawiałem z widzami. Czułem, że rozumiemy się wzajemnie.

Jako dyrekcja byliśmy o krok od podpisania umowy na współprowadzenie Teatru Wielkiego z Ministerstwem Kultury. A to oznaczało ogromny zastrzyk pieniędzy na projekty artystyczne.

Po moim odejściu ministerstwo przerwało rozmowy. Szkoda tej szansy. Mieliśmy umowy zagraniczne. Nawiązaliśmy kontakty z wybitnymi artystami. Wspomnę choćby o jubileuszu Ewy Wycichowskiej, planowanym na luty 2018. Tej artystce Łódź jest to winna! Jubileuszowe Łódzkie Spotkania Baletowe miały być przygotowane z niezwykłym rozmachem. Mieliśmy już większość ustaleń. Orkiestrą dyrygowaliby znakomici dyrygenci. Były plany satysfakcjonujące artystów chóru i baletu.

Łódzki Teatr Wielki ma nie wielki, lecz olbrzymi potencjał kadrowy i techniczny. To był nasz atut w rozmowach o koprodukcjach zagranicznych. Współczesny teatr operowy musi otwierać się na Świat, inaczej marnieje w prowincjonalnych realiach.

Cieszy mnie natomiast to, iż dzięki niezwykłej determinacji kilku osób i nieocenionemu zaangażowaniu firmy Apsys Polska, zarządzającej Manufakturą, doszło do prapremiery scenicznej i teraz do premiery plenerowej napisanej w ramach konkursu opery "Człowiek z Manufaktury". Będę obecny na Rynku Włókniarek Łódzkich z przeświadczeniem, że dzieje się coś bardzo ważnego dla polskiej opery. W końcu urodziny każdego dziecka cieszą...

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji