Artykuły

* * *

Sztuka Morgana osnuta jest dokoła prac nad wynalazkiem z dziedziny obrony przeciwlotniczej i zapewne nastrojom obecnym zawdzięcza wystawienie na scenie polskiej. Ale gdy wejrzymy w nią głębiej, aktualność jej okaże się pozorna. W gruncie rzeczy chodzi tam zupełnie o co innego. Aż dziwne nawet, że pisarz angielski, poruszając techniczną stronę wojny, nie uznał za konieczne wejrzeć w problematykę moralną lub choćby tylko polityczną wojny. Morgan tak dalece stroni od tego aspektu zagadnienia, że nawet pracy nad wynalazkiem przeciwlotniczym nie wiąże z pobudkami patriotycznymi, lecz z pasją naukową. Ferreres i Karen trawią długie miesiące nad swym wynalazkiem, ale pragną sukcesu nie tyle, aby przysłużyć się krajowi, lecz przede wszystkim, aby znaleźć rozkosz poznania, aby osiągnąć najwyższe ich zdaniem "piękno matematyczne". Widz skłonny jest przypisywać takiej postawie szczególną wzniosłość, gdyż służba ojczyźnie wydaje mu się pobudką spowszedniałą. Ale w tym właśnie dopatruję się słabej strony sztuki, że budzi takie sugestie. Motyw służby Ojczyźnie wydaje mi się w tego rodzaju pracach motywem bardziej górnym, niż motyw narcystycznej poniekąd satysfakcji naukowej. Może pisarz ukazać wynalazcę pracującego wyłącznie pod hasłem nauki i postawa jego będzie pełna szlachetnego patosu, ale tylko wówczas, gdy rzecz dzieje się na płaszczyźnie, gdzie nie obowiązują ważniejsze kryteria. Umieściwszy sprawę na planie takim, jak obrona niepodległości, pisarz musi bardziej skomplikować a zarazem prościej przedstawić pobudki swojego bohatera. Ale w "Lśniącym strumieniu" zagadnienie jest inne. Przypomina zresztą nieco "Ludzi bezdomnych". Ferreres i Karen nie chcą pobrać się, ba, nie chcą sobie nawet wyjawić miłości, aby stan szczęścia nie przeszkodził im w pracy. To zagadnienie wydaje mi się psychologicznie nie dość pogłębione zarówno u Żeromskiego, jaka u Morgana, ale w szczególe u pisarza angielskiego. W "Ludziach bezdomnych" bał się małżeństwa mężczyzna, nie miała tych skrupułów kobieta, przytym u Judyma było z pewnością coś z programowego cierpiętnictwa. coś ze starotestamentowej, okrutnej a niepotrzebnej ofiary. U Morgana i mężczyzna i kobieta myślą tak samo, co jest tym dziwniejsze. że motyw jakiejkolwiek ofiary, mającej wyróuwnać grzechy narodowe, w ogóle odpada. W przypadku Ferreresa i Karen mamy do czynienia z zupełnie dowolnym założeniem psychologicznym. I nie chcę znowu odzierać tej postawy z dostojeństwa moralnego, ale wydaje mi się, że taki mechanizm psychiczny należy do wyjątków, a w każdym razie, że jest sprawą sporną, co bardziej sprzyja owocnej pracy: zapiekła udręka milczenia czy akt szczerości.

Chodzi jeszcze w "Lśniącym strumieniu" o coś, co wydaje mi się już zupełnie chybione: o roblemat kłamstwa popełnionego w szlachetnej intencji. Nie problemat oczywiście budzi wątpliwości, lecz jego demonstracja. Rzecz rozgrywa się w irytujących okolicznościach, tępota i pantoflarstwo wyższych oficerów lotnictwa angielskiego zakrawa na grubą satyrę. Karen ratuje wynalazek swego ukochanego przed tą tępotą i pantoflarstwem i przy pomocy kłamstwa i gdyby czyniła to w porozumieniu z Ferreresem, sprawa byłaby jasna. Ale Ferreres za nit nie zgodził się na taki kompromis i trzeba użyć podstępu. Tu autor grzęźnie: przecież Ferreres, skompromitowany niesłusznie, powinien najpierw przepędzić Karen, a potem krzyczeć głośno swą prawdę Tymczasem Morgan każe mu skapitulować przed rzeczywistością i znowu nie podaje motywu dlaczego: czy w ciągu sztuki przesunęliśmy się na grunt oportunizmu moralnego, czy też dochodzą do głosu inne, bardziej zawikłane motywy?

Tak więc sztuka Morgana, połyskując istotnie poezją, sięgająca po nieśmiertelne problemy, scenicznie conajmniej poprawna, zdradza przecież tyle luk, naiwności i dwuznaczników, że nie może być uznana za dzieło dojrzałe. Przedstawienie w Teatrze Narodowym dość przeciętne. Poza znakomitą rólką p. Zelwerowicza i dobrą parą w osobach pp. Gorczyńskiej i Białoszczyriskiego nie ma pozycji wybitniejszych. Niektórzy krytycy sądzili, że p. Gorczyńska nie była właściwie dobrana do roli, nie widzę jednak, ktoby mógł lepiej zagrać tę Karren wykrojoną już raczej z papieru niż z ciała. Również pan Białoszczyński jest w rolach podszytych fanatyzmem niezawodny. P. Pancewicz-Leszczyńska dała popis wzorowej rutyny, z reszty obsady zapisali się w pamięci: pp. Woskowski i Dominiak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji