Artykuły

Malta naj...

- Zawsze tłumaczyliśmy: jeżeli robicie premiery, róbcie je na festiwalu. Tutaj przyjeżdżają dziennikarze i obserwatorzy, selekcjonerzy, dyrektorzy innych tego typu imprez. I jest duża szansa, że ktoś was zauważy. I tak często się dzieje - mówi MICHAŁ MERCZYŃSKI, dyrektor XVI Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu.

Rozmowa z Michałem Merczyńskim [na zdjęciu], dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta:

Najtrudniejsze zadanie podczas organizacji festiwalu?

- Chyba dopinanie budżetu. W tym roku jest on nieporównywalny z innymi latami. Myślę, będziemy mieli 2 miliony złotych plus bartery, które dadzą dodatkowo kilkaset tysięcy. Najtrudniej jest zawsze zrównoważyć to, co byśmy chcieli i o czym marzymy, z tym, na co nas stać. Ogromną trudnością jest także to, że większość sponsorów decyduje się nas wspomóc bardzo późno. Nie jest to proste prowadzić w dzisiejszych czasach instytucję kultury non profit, a taką jest Fundacja Malty!

A co jest najłatwiejsze?

- Nie ma chyba takich rzeczy, ale mogę powiedzieć, co jest najmilsze. Kiedy czuje się dreszczyk w momentach, na które się liczyło; kiedy pachnie teatrem tak, że wszystkich ciary przechodzą. To jest taka bardzo pozytywna adrenalina, kiedy przychodzi pierwszy dzień i machina rusza. W tym roku dodatkowo byliśmy organizatorami koncertu Piotra Rubika nad Maltą i producentem gigantycznego widowiska Izabelli Cywińskiej z okazji 50. rocznicy Czerwca 56. Ale zespół jest znakomity i radziliśmy sobie nie z takimi wyzwaniami.

Największa pana wpadka?

- Do dzisiaj się biję w piersi z powodu amerykańskiego zespołu, którego występy szumnie zapowiadaliśmy w dużym namiocie nad Maltą. Rzeczywistość nieco rozminęła się z oczekiwaniami naszymi i publiczności. Niczego jednak nie żałuję z takich festiwalowych, czasem ciężkich sytuacji. Tylko ten się nie myli, kto nic nie robi. Zawsze jest tak, że są lepsze i gorsze spektakle. Malta ma jednak pozytywną energię. Dziennikarze spoza Poznania twierdzą, że stolica Wielkopolski jest kopalnią teatrów offowych. Przy Malcie wychowuje się już w tej chwili drugie pokolenie artystów. I to znakomitych.

Największa zaleta Malty?

- To, że wychowuje nowe talenty, a nawet ich powstanie... wymusza. Na przykład spektakl Pawła Szkotaka z Teatrem Biuro Podróży. Zaproponowałem Pawłowi przygotowanie premiery na drugą Maltę. Stwierdził, że zrobi "Giordana". No i tak tam sobie luźno gadaliśmy o tym. Nie zapomnę sytuacji, kiedy na konferencji prasowej, która odbywała się w holu Teatru Polskiego, na miesiąc przed rozpoczęciem imprezy, zapowiadałem program i powiedziałem, że będzie tam premiera "Giordana". Wówczas działała w Poznaniu Telewizja "S" i redaktorem był Zbysław Kaczmarek, który był także aktorem Pawła Szkotaka. Nie zapomnę wyrazu jego twarzy, kiedy ja to ogłosiłem, a on wytrzeszczał oczy i tężał. Po konferencji podszedł do mnie i mówi: Michał, ale my jeszcze nic nie mamy! Odpowiedziałem mu wtedy, że gdybym tego nie powiedział, to by się nie zmobilizowali. Potem rozmawiałem z Pawłem, stwierdzając, że przecież nie powiedziałem niczego, czego wcześniej nie uzgodniliśmy?

I najdalej z Malty zaszedł Paweł Szkotak, dzisiaj dyrektor Teatru Polskiego...

- Jakbym miał spojrzeć na Maltę z perspektywy 15 lat, to stwierdzam, że wiele zmieniła w mieście. Udało nam się wypromować paru ludzi i parę teatrów. Dzisiaj nazwiska Pawła Szkotaka, Wojtka Wińskiego, Adama Ziajskiego, lub nazwy Teatr Strefa Ciszy, czy Porywacze Ciał doskonale są znane widzom i specjalistom. Malta ich nie stworzyła, ale stworzyła im klimat. Zawsze tłumaczyliśmy: jeżeli robicie premiery, róbcie je na festiwalu. Tutaj przyjeżdżają dziennikarze i obserwatorzy, selekcjonerzy, dyrektorzy innych tego typu imprez. I jest duża szansa, że ktoś was zauważy. I tak często się dzieje.

Najzabawniejsze wydarzenie...

- Wiele bywa takich momentów. Na przykład, kiedy czytamy listę potrzeb różnych zespołów. Nigdy się jednak nie poddaliśmy i sprostaliśmy najdziwniejszym wymaganiom. Do jednego ze spektakli zdobyliśmy nawet ucięty koński łeb. Był też taki festiwal, kiedy w dniu rozpoczęcia imprezy okazało się, że jego kierownik techniczny niczego nie przygotował. Niby cały czas był pod kontrolą i pracował, a jednak niczego nie było! W pierwszym dniu zmieniliśmy szefa technicznego. Przejęło to dwóch panów i dali radę. A działo się to w roku, kiedy mieliśmy zespół Royal de Lux i nic nie może się do tej pory równać z rozmiarem tamtego przedsięwzięcia. Dziś chce mi się z tego śmiać, choć wtedy była to groza.

Największe oczekiwania związane z tym festiwalem?

- Jest to rok przełomu. W tym roku mówimy tak: jesteśmy, byliśmy i będziemy festiwalem teatralnym, ale też jesteśmy festiwalem sztuki. Mamy koncerty, wystawy, spektakle taneczne i to coraz bardziej ambitne. Największe moje oczekiwania związane są z konkursem "Debiut", który ma pomagać młodym artystom. Zdecydowaliśmy się wprowadzić taki konkurs i to z nagrodą 30 tysięcy złotych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji