Artykuły

Źle się czuję na bankietach

- Robienie teatru w Gdańsku jest naprawdę trudne. Nastąpiła ostra polaryzacja środowiska kulturalnego. Dwa obozy się zebrały i ja należę do tego obozu, który na razie przegrywa, ale na razie! Są środowiska, które obskurantyzm mają na swoich sztandarach. Dzisiaj w całej Polsce triumfują, jestem jednak przekonany, że to musi minąć - mówi MACIEJ NOWAK, były dyrektor Teatru Wybrzeże.

Z Maciejem Nowakiem [na zdjęciu] w ostatnim dniu dyrektorowania [30 czerwca] Teatrem Wybrzeże rozmawiała Grażyna Antoniewicz:

I co pan będzie teraz robił?

- Moje plany to praca w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Kończy się przebudowa nowej siedziby. Za kilka dni czeka nas przeprowadzka. Poza tym w przeciągu roku muszę wybudować tam salę teatralną. Przez najbliższe miesiące to mnie będzie zajmowało przede wszystkim.

Więc nie koniec zabawy w teatr?

- Jak już poczułem żywą krew teatralną, to z tego nie zrezygnuję. Mówię absolutnie szczerze. Teraz wiem, że to jest to, co chcę robić. Picie świeżej krwi teatralnej odpowiada mi najbardziej.

A konkretnie..

- Nie prowadzę na razie żadnych rozmów. Nie mam konkretnych propozycji. Takie tam rozeznania... Zobaczymy! Teatr jest strukturą żywą i pewnie prędzej czy później coś się wykroi. Choć mam świadomość, że nie jestem łatwym kandydatem dla osób, które podejmują takie decyzje.

Podobno nie idzie pan na kompromis, nie potrafi się dogadywać...

- Rozmawiać to, jak pani wie, rozmawiam zawsze. Natomiast, rzeczywiście nie wyobrażam sobie siebie w pozycji artysty dworskiego, dworzanina. To nie wynika z niechęci, bo przecież z marszałkiem Kozłowskim mam bardzo miłe relacje towarzysko-sympatyczne, jak i z większością ludzi. Natomiast zależy mi na tym, żeby moje działania artystyczne były niezależne, objęte jakimś immunitetem. Nie pozwalam innym na ten obszar wkraczać. Choć rzeczywiście nie bywałem na bankietach, bo nie lubię. Źle się tam czuję.

Kto popiera Macieja Nowaka?

- Nikt mnie tu nie popierał. Mamy tego dowód. Oczywiście, znam mnóstwo osób, ale nie jestem w żadnym układzie.

Ktoś zadał panu pytanie, czy chce pan zostać prezydentem Gdańska...

- Mam szereg zawodów, choćby krytyk gastronomiczny, teatrolog i skupię się na tych zawodach, bo myślę, że potrafię je wykonywać.

Odchodzi pan rozgoryczony?

- Walczę z tym, żeby nie być rozgoryczonym, choć miałem moment straszliwej irytacji, złości. Przyszedłem do Gdańska w wieku 27 lat, odchodzę mając 42. Przeżyłem tu najpiękniejsze chwile. Tutaj nauczyłem się kochać, tak naprawdę! Tutaj nauczyłem się współpracować i doceniać wagę ludzi. Tutaj spotkały mnie najpiękniejsze przygody artystyczne. Tu nauczyłem się pić wódkę. Gdańsk jest częścią mego życiorysu. Niestety, gdańskie władze i środowisko nie potrafią docenić tego, co mają. Wielką atrakcją władz jest to, że mogą mieć przy sobie osoby znane z telewizorów, gwiazdy, gwiazdeczki. To upokarzające, że Gdańsk jest dumny i cieszy się tego typu zdarzeniami zamiast inwestować środki, siły, talent w to, co się dzieje tutaj. Brak wiary, że w Gdańsku istnieją ważni artyści, jest czymś skandalicznym. Tak jak i traktowanie kultury jak zdarzenia ludowo-chwilowego.

Czego panu będzie brak najbardziej?

- Tego, że stracę możliwość dalszej pracy z tym zespołem. Można zapraszać tu świetnych reżyserów, ale jeżeli nie będzie aktorów, którzy ufają dyrektorowi, a w związku z tym dają jakiś kredyt zaufania reżyserowi, nie da się nic zrobić. Istotą teatru jest produkt artystyczny. Nie warto, by społeczeństwo płaciło za coś, co jest tylko pomocą społeczną dla grupy artystów. Jeśli płaci, to oczekuje rzeczy niezwykłych, a nie stagnacji.

A jednak coraz mniej osób przychodziło do teatru Wybrzeże...

- Ja się z tym nie zgadzam. Statystyki pokazują, że publiczność się nie zmieniła. Po prostu, zawsze teatrem interesuje się od dwóch do trzech procent populacji, w której teatr funkcjonuje. Za największej dyrekcji w historii polskiego teatru, za dyrekcji Józefa Kotarbińskiego w Teatrze Miejskim w Krakowie, mieście uniwersyteckim, urzędniczym, świątyni polskiej kultury, chodziło do teatru w granicach dwóch tysięcy ludzi. Jeżeli powstało poczucie, że mniej osób bywa w teatrze, to wynika ono z tego, że się zmieniła widownia. Rzeczywiście przestała przychodzić tak zwana stara inteligencja. Pewna jej część wyjechała, inni przeszli do nowej klasy społecznej mieszczaństwa i odmienne rzeczy ich bawią. Ich miejsce zajęła młodzież. Przyciągnęliśmy widza, który czuł się odrzucony przez teatr (świątynię kultury wysokiej): bezrobotnych, bezdomnych, chłopców break dansowców, kibiców, czyli osiedla.

Dlaczego Maciej Nowak musiał odejść?

- Robienie teatru w Gdańsku jest naprawdę trudne. Nastąpiła ostra polaryzacja środowiska kulturalnego. Dwa obozy się zebrały i ja należę do tego obozu, który na razie przegrywa, ale na razie! Są środowiska, które obskurantyzm mają na swoich sztandarach. Dzisiaj w całej Polsce triumfują, jestem jednak przekonany, że to musi minąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji